Koźle od zawsze ze względu na swoje strategiczne położenie było miastem zmilitaryzowanym. Najpierw istniał tu średniowieczny gród warowny, później Koźle przekształcono w pruską twierdzę, której ślady widoczne są w różnych punktach Starego Miasta do dziś.
W okresie międzywojennym ówczesne niemieckie władze podjęły decyzję o wybudowaniu w Koźlu nowych obiektów wojskowych. W 1935 roku państwo odkupiło od mieszkańca miasta Fryderyka Heintze 10-hektarowy teren, na którym w latach 1935-36 powstał sporej wielkości kompleks koszarowy. Składał się on z pięciu dwupiętrowych budynków koszarowych, dwóch stołówek, hali sportowej, domu dowódcy oraz licznych magazynów, garaży i obiektów pomocniczych. Po zakończeniu II wojny światowej w kozielskich koszarach przez kilkanaście miesięcy miał swoją siedzibę sztab 2. Dywizji Piechoty Ludowego Wojska Polskiego, a po przeniesieniu go do Nysy kozielskie koszary zajęły 38. Pułk Artylerii Lekkiej oraz podoficerska szkoła artylerii.
Rozformowany pułk
W latach 60. XX wieku w kozielskich koszarach stacjonował dywizjon artylerii rakietowej Armii Czerwonej ze słynnymi katiuszami (wersja BM-21 Grad), a następnie jego miejsce zajął drugi dywizjon Artylerii Rakietowej LWP. W 1994 roku w Koźlu sformowano 10. Śląski Pułk Artylerii Mieszanej im. Kadeta Zygmunta Kuczyńskiego.
Niestety, powódź tysiąclecia z lipca 1997 roku zniszczyła większość sprzętu bojowego i podtopiła wszystkie obiekty na terenie koszar. Był to niewątpliwie gwóźdź do trumny dla tej zasłużonej jednostki, z którą wiązano swego czasu dosyć ambitne plany. W głowach sztabowców zrodziła się myśl, aby w kozielskich koszarach utworzyć jednostkę sił szybkiego reagowania. Wdrożenie tego planu miało nastąpić ostatecznie po wstąpieniu Polski do NATO, co - jak wiemy - nastąpiło 12 marca 1999 roku. Kataklizm z 1997 roku pokrzyżował jednak te ambitne zamierzenia. Niestety, 4 grudnia 1998 roku 10. Pułk Artylerii Mieszanej im. Kadeta Zygmunta Kuczyńskiego został oficjalnie rozformowany.
Pociski na barkach
Wróćmy jednak do terenu kozielskiej strzelnicy przy ul. Dunikowskiego 87. Jadąc z Koźla w stronę Kędzierzyna, tuż za mostem Wiktora Ludwikowskiego skręcamy w prawo w niepozorną alejkę, biegnącą wśród wysokich dwusetletnich drzew. Prowadziła ona do ściśle strzeżonego przez wojsko miejsca.
Jak wspomina mieszkaniec Koźla, Eugeniusz Sozański, pod koniec lat 70. XX wieku Odrą do Koźla przypłynął transport potężnych rakiet, które wyładowano na brzegu nieopodal mostu Ludwikowskiego.
- Widziałem, jak wtedy od strony Opola przypłynęło Odrą chyba z pięć barek z rakietami. Aby było to możliwe, klapy jazu na moście zostały opuszczone. Holowniki przy wyższym poziomie wód przepchnęły barki na wysokość strzelnicy - wspomina Eugeniusz Sozański. - Wówczas rakiety te zostały wyładowane na brzeg przy pomocy dźwigów. Pociski rakietowe miały sporą średnicę. Trudno byłoby je objąć dwoma rękami, czyli mogły mieć z 1,5 metra średnicy – dodał.
Pan Eugeniusz na własnej skórze przekonał się, jak wojsko pilnie strzegło tego miejsca.
- Jeszcze w stanie wojennym, z początkiem stycznia 1982 roku, na brzegu od strony wyspy karmiłem łabędzie. Wziąłem ze sobą aparat fotograficzny Zorka 10 i porobiłem łabędziom zdjęcia. Z sąsiedniego brzegu wypatrzył mnie żołnierz, przyszedł z tamtej strony i pod bronią zabrał mnie na teren ówczesnego magazynu amunicji - opowiada pan Eugeniusz. - Później przyjechali tam i zgarnęli mnie funkcjonariusze SB. Miałem problemy. Na szczęście aparat fotograficzny, choć już bez filmu, oddali mi. To był przecież amatorski aparat, zatem nie mógł wykonać porządnych zdjęć szpiegowskich, w dodatku przy mglistej pogodzie, jaka tego dnia panowała. Pamiętam też, jak w stanie wojennym na ul. Portową w Koźlu przyjechało kilka sowieckich samochodów wojskowych i pytano nas, jak trafić na „składy”. Myśmy myśleli, że żołnierzom chodzi o skład złomu, i pokierowaliśmy ich w zupełnie inną stronę. Dopiero potem domyśliliśmy się, że tak naprawdę chodziło im o magazyny amunicji przy ul. Dunikowskiego – wspomina mieszkaniec Koźla.
Magazyn broni i amunicji
- W Koźlu znajdował się 10. Śląski Pułk Artylerii Mieszanej, który nadzorował m.in. wyrzutnie rakiet strategicznych w Zimnej Wódce. Tam była jednostka rakietowa należąca do systemu obrony przeciwlotniczej kraju, której celem było ewentualne zestrzeliwanie wrogich samolotów. I tam rzeczywiście można mówić o istnieniu silosów rakietowych. Wątpię, że takie silosy zbudowano w Koźlu nad Odrą - przekonuje historyk Bolesław Bezeg.
Inny historyk, Robert Słota, również przekonuje, że w XX wieku nie powstały tam żadne tajne instalacje wojskowe, np. na potrzeby rakiet strategicznych.
- Mieściły się tam natomiast duże magazyny broni i amunicji. Między innymi rakiety do wyrzutni, które znajdowały się w kozielskim garnizonie. Z wiarygodnych przekazów ustnych wiem, że w Koźlu były trzy wyrzutnie dużych rakiet, a także baterie tak zwanych katiuszy. Były to mobilne radzieckie wyrzutnie rakietowe umieszczone na samochodach. Nie były do nich potrzebne specjalne silosy ani instalacje wojskowe - tłumaczy Robert Słota, dodając, że w miejscu, o którym mówimy, znajdują się natomiast pozostałości fortyfikacji z przełomu XVIII i XIX wieku. Jest tam dużo praktycznie nietkniętych wałów ziemnych.
- Kto był tam, mógł odnieść mylne wrażenie, że pod ziemią w tych podłużnych konstrukcjach ukryte są jakieś silosy, instalacje bądź inne tajemnice wojskowe. Tam bowiem wybudowano Redutę Kłodnicką. Ochraniała ona urządzenia fortyfikacyjne, magazyny i inne obiekty wojskowe, które znajdowały się na tym terenie - kończy Robert Słota.
Ciekawych informacji dostarczył też Leon Kryszniew, który zarządza dziś wspomnianym terenem.
- Potwierdzam, że w jednym z budynków, który obecnie użytkujemy, stały dwie wyrzutnie rakiet średniego zasięgu. W budynkach dawnej prochowni z czasów napoleońskich Ludowe Wojsko Polskie przechowywało natomiast rakiety. W każdym z 9 boksów prochowni mieściła się jedna, może dwie rakiety, czyli w sumie mogło ich być nawet 18. Po tych rakietach pozostały drewniane podstawy. Natomiast biorąc po uwagę wielkość poszczególnych boksów mogę jedynie oszacować, że rakiety te mogły mieć około 1,5 m średnicy i około 8 m długości.
Czy były to pociski operacyjno-taktyczne klasy ziemia-ziemia R-11, czyli słynne Scudy?
Napisz komentarz
Komentarze