- Wpadają tutaj w nocy jak tornado. Od połowy kwietnia stado dzików już cztery razy zryło mi cały ogród - żali się pan Eugeniusz. - To, co posadziłem i posiałem na początku kwietnia zostało całkowicie zniszczone. Dawno mogłem mieć swoje młode ziemniaki, które sadziłem już trzy razy. Jednak nic z tego, bo za każdym razem dziki siały tu prawdziwe spustoszenie. Za czwartym razem podjąłem decyzję, żeby w to miejsce posiać buraki. Przy okazji zryły sąsiednie miejsca gdzie rosły tulipany, narcyzy, lilie. Fasolę posiałem dwa razy i też ją wykopały. Spróbuję więc trzeci raz.
Dziki prześlizgują się pod ogrodzeniem wykonanym z siatki i wchodzą na ogródek pana Eugeniusza od strony wału na Odrze (tuż przy moście im. insp. Wiktora Ludwikowskiego), ale przychodzą także od strony kozielskiej strzelnicy i pól położonych wzdłuż ul. Dunikowskiego.
- Jeden z mieszkańców ul. Karpackiej, który w kwietniu wracał z pracy około godz. 20.00, opowiadał o wielkim dziku, który zasuwał od strony strzelnicy i tylko przemknął przez ul. Dunikowskiego. Z kolei sąsiedzi mówili mi, że widują tu dziki regularnie z zegarkiem w ręku o godz. 22.00 - relacjonuje nasz rozmówca. - Trzy miesiące ciężkiej pracy poszły na marne. Już nie mówię o kosztach zakupu cebulek kwiatów, które nie są małe. Straty oceniam na co najmniej kilkaset złotych. Mam tu też okazałą pasiekę. Boję się, że dziki poprzewracają w końcu moje ule i dopiero wtedy straty będą ogromne.
Za pierwszym razem ogródek mieszkańca ul. Portowej odwiedziły trzy dorosłe osobniki, ale później zaczęło się już pojawiać całe, liczące co najmniej kilkanaście sztuk stado.
- Za drugim razem zadzwoniłem do prezesa tutejszego koła myśliwskiego, który do mnie przyjechał i sam zobaczył jak dzik wrył się u mnie w stertę gałęzi. Obaj z kolegą widzieliśmy tylko jego zadek, ale po chwili zwierzak uciekł - wspomina pan Eugeniusz, który przestrzega przed ich lekceważeniem. - Jest to trochę niebezpieczne, bo wiadomo, że locha z młodymi może zaatakować człowieka. Zwracałem się z prośbą o pomoc do różnych służb i instytucji, ale w tej sprawie niewiele można zrobić. Myśliwy doradził mi jedynie wzmocnienie ogrodzenia, ponieważ nawet on jest w tej sytuacji bezsilny. W terenie zabudowanym nie można strzelać do zwierząt, tym bardziej gdy locha jest z młodymi.
Koźlanin zastosował się już do wskazówek myśliwego.
- Ogrodzenie wzmocniłem. Wchodzę teraz na ogród codziennie o godzinie 22, a nawet 23. Nieco pohałasuję i na razie mam trochę spokoju, ale na jak długo to się dopiero okaże. Może nie zniszczą mi tego, co ponownie zasiałem i posadziłem - wyraża nadzieję pan Eugeniusz.
Napisz komentarz
Komentarze