Mushing to sport psich zaprzęgów. Tomasz Radłowski - historia jego klubu sięga 2001 roku - nie zna osoby, która nie wpasowałaby się w pewien schemat. Przede wszystkim każdy maszer zaczyna swoją przygodę od sprintu, czyli zawodów, jakie przeprowadza choćby dziergowicki klub w ramach Lubieszowskiego Crossu.
- Następnym etapem wtajemniczenia są zawody midowe, na średnim dystansie. A już żeby uprawiać longi, czyli wyścigi długodystansowe - jednym z przykładów są zawody Sedivackuv Long - trzeba należeć do bardzo wyspecjalizowanej grupy maszerów, można rzec: najwyższej ligi - zaznacza rozmówca.
Trudno ocenić, ilu specjalistów od długich dystansów jest w Europie. Przez pandemię kalendarz imprez niejako się rozsypał. Część zawodników będzie startowała w Polar Distance w Skandynawii - jednym z najtrudniejszych wyścigów psich zaprzęgów na świecie, ponad 300-kilometrowym. Część startowała w wyścigach La Grande Odyssée we Francji. Natomiast maszerzy z Europy Środkowej wybierają Sedivackuv Long. Jubileuszowa 25. edycja tych wyścigów odbywała się w dniach 25-29 stycznia. Tylko raz, w 2021 r., impreza nie doszła do skutku. Z wiadomych powodów.
- To wyścig marzenie dla maszerów. Zapisy otwarte są 1 sierpnia roku poprzedzającego... i z reguły po kilku dniach nie ma wolnych miejsc - uśmiecha się pan Tomasz.
Dlatego już w pierwszym dniu zapisów czemiści nerwowo trzymali ręce na klawiaturze, aby móc się znaleźć w gronie około stu zawodników, którzy zdobędą prawo udziału prawdopodobnie w najbardziej prestiżowym wyścigu dla tej części Europy.
Wyścigu, w którym oprócz trzech zawodników Cze-Mi: Małgorzaty Kity, Bogusława Madejczyka i Tomasza Radłowskiego, dostało się jeszcze kilku innych Polaków.
- Biorąc pod uwagę to, że w naszym kraju jest zarejestrowanych 550 maszerów, a na long, który jest tak blisko nas, jedzie tylko szóstka, uzmysławia to skalę trudności takich zawodów - podkreśla rozmówca.
O wysokim poziomie trudności imprezy w Czechach może świadczyć opinia Sanity Viksne z Łotwy - zawodniczki, która jest niejako autorytetem dla maszerów, gdyż ukończyła Polar Distance. Łotyszka stwierdziła, że ów wyścig w porównaniu z Sedivackuv Long to była pestka.
Maszerzy z Estonii, Rosji, Słowacji, Austrii, Niemiec, Hiszpanii, Szwajcarii, a także wielu Czechów rywalizowali w Sedivackuv Long, impreza bowiem jest jednocześnie międzynarodowymi mistrzostwami Republiki Czeskiej w długim dystansie.
Szef Cze-Mi podejrzewa, dlaczego zdaniem Sanity Viksne Polar Distance to łatwiejsze zawody.
- To wyścig, który odbywa się na terenie Finlandii i Szwecji, raczej po płaskim terenie, tylko nieliczne wzgórza są na trasie. Natomiast na Sedivackuv Long ścigamy się w Górach Orlickich. Choć nie są to bardzo wysokie góry, to generalnie trasa cały czas jest zmienna. Z doliny przez sześć kilometrów pod górę. Potem jakieś dwa kilometry odpoczynku przy zjeździe. Następnie znowu pod górę i ostro w dół przez pięć kilometrów. Wiadomo, że potem trzeba to ponownie nadrobić, jadąc w górę. I tak praktycznie do samego końca. Człowiek cały czas jest w zmiennym rytmie - mówi Tomasz Radłowski.
Do pokonania był dystans 38 km... razy trzy. Pierwotnie impreza miała trwać cztery dni. Jednak z uwagi na nadchodzącą wichurę organizatorzy skrócili formułę i konkurowano przez trzy dni; czwarty etap odwołano.
Dystans 38 km pokonywany każdego z trzech kolejnych dni to nie jest jeszcze szczyt marzeń maszerów. Trzeba wiedzieć, że impreza w Czechach organizowana jest w trzech formułach.
Dla najtwardszych był dystans 333 km, z najdłuższym etapem liczącym 86 km i dwoma etapami nocnymi. Krótszy wyścig liczył 222 km. Trójka z Cze-Mi konkurowała w klasie tour. Jednak, żeby nazwać ją "turystyką", trzeba być odważnym.
(...)
Cały artykuł w 6. nr. Nowej Gazety Lokalnej, który ukaże się 15 lutego.
Napisz komentarz
Komentarze