„Cynamonowy podmuch”, „Grzaniec goździkowo-pomarańczowy”, „Ziołowy light”, „Fiński wiatr”, a to wszystko z licznymi dodatkami, a mianowicie miodem, czekoladą, suszonym wrotyczem, skrzypem polnym, lawendą i sokiem z pomarańczy. Zapewne niektórzy czytelnicy pomyślą, że to fragment menu z lokalu gastronomicznego. Nic bardziej mylnego. To nazwy atrakcji z Wodnego oKKa w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie saunamistrzowie przygotowują seanse dla miłośników mieszczącej się tam strefy saun.
Organizowane cyklicznie wieczorne i nocne rytuały saunowe sprawiają, że spędzony czas na długo zapada w pamięć. Goście podczas seansów korzystają z mnóstwa atrakcji. Wśród nich należy wymienić chociażby naturalne peelingi i smaczne poczęstunki.
Rytuały prowadzą wykwalifikowani saunamistrzowie. Przy klimatycznej muzyce oraz aromacie naturalnych olejków eterycznych mistrzowie ceremonii polewają kamienie wodą, wytwarzając w ten sposób parę. Następnie ręcznikiem, flagą bądź wachlarzem rozprowadzają ją po wnętrzu sauny, co zapewnia efekt intensywnego uderzenia ciepła połączonego z bardzo miłymi dla nozdrzy naturalnymi zapachami. Czasami fale ciepła są tak intensywne, że niektórzy w podskokach opuszczają saunę w trakcie seansu.
Wśród naturalnych olejków eterycznych używanych podczas seansów warto wymienić zapachy cytrusowe, jak choćby bergamoty, cytryny, limonki, pomarańcze, grejpfruty. Nie brak też aromatu ziół, takich jak mięta, oregano, bazylia, tymianek, rozmaryn i trawa cytrynowa. Są korzenne nuty zapachowe (goździki, cynamon, kardamon), a także kwiaty (głównie lawenda oraz róże) i rodzime owoce (malina bądź truskawka). Wszystko to bardzo pozytywnie oddziałuje na nasze zmysły.
To dla nich frajda
Niezorientowani w temacie powinni wiedzieć, że saunarium funkcjonuje jako strefa beztekstylna, gdzie saunowicze paradują bez strojów kąpielowych. Części intymne zakrywają ręcznikami, natomiast widok nagiej kobiety czy mężczyzny nie robi na nikim wrażenia, bo wszyscy czują się nadzwyczaj swobodnie. Nadmierna liczba kilogramów w najmniejszym stopniu nie jest powodem do kompleksów, gdyż saunowicze są osobami wyjątkowo tolerancyjnymi.
Strefa saun w Kędzierzyńsko-Kozielskim Centrum Aktywności „Wodne oKKo” obejmuje: saunę suchą dla 40 osób przeznaczoną do rytuałów saunowych; saunę na podczerwień (infrared); saunę suchą (ziołową); saunę mokrą (parową); grotę lodową z dystrybutorem lodu, salę relaksacyjną z nastrojową muzyką i podgrzewanymi leżankami ceramicznymi oraz atrium. Schłodzeniu ciała - poza prysznicami - służy 20-litrowe wiadro Kneippa i dwie balie z zimną wodą o głębokości niespełna metra.
Warto przypomnieć, że w saunie infrared energia cieplna wytwarzana jest przez promienie podczerwone, wykorzystywane w leczeniu bólu, stanów zapalnych czy pourazowych. W saunie na podczerwień podgrzaniu nie ulega powietrze, a jedynie ludzkie ciało. Co więcej, promienie wnikają głęboko pod skórę człowieka (nawet do 3-4 cm), przez co działają wyjątkowo intensywnie.
Wspomniani wcześniej mistrzowie ceremonii przyjeżdżają do Kędzierzyna-Koźla z różnych miast. W rozmowie z „Lokalną” saunamistrzowie zdradzają, że nie jest to dla nich sposób na życie. Trudno na tym dobrze zarobić, a tym bardziej się z tego utrzymać, bez względu na miejsce, w którym działają. W obecnych realiach nie jest to jeszcze możliwe.
Saunamistrzem w "Wodnym oKKu" jest m.in. Ewelina Orłowska-Czubaszek ze Zdzieszowic, która ukończyła filologię romańską. Jej przygoda z saunowaniem rozpoczęła się mniej więcej 8 lat temu w Kuniowie, nieopodal Kluczborka.
- To był prywatny wyjazd z moimi siostrami. Takie babskie spa. Wtedy tak naprawdę pierwszy raz zobaczyłam i pokochałam saunowanie. Byłam oczarowana tym wszystkim, odwiedzając również inne sauny na Śląsku, czy też w Krakowie. Gdy przekonałam się, że te seanse i panująca podczas nich atmosfera są czymś cudownym, to w pewnym momencie zdecydowałam, że sama chciałabym to robić, występując w roli mistrza ceremonii - wspomina Ewelina Orłowska-Czubaszek. - Na początku nie miałam za bardzo gdzie, ponieważ wokół Zdzieszowic nie było za wiele saun. Gdy wybudowano "Wodne oKKo", to nadarzyła się doskonała okazja, aby zacząć robić to regularnie. Ściągnęłam nawet saunamistrzów z Górnego Śląska, którzy mieli spore doświadczenie, aby to wszystko tu rozkręcić. Postawiłam na wtorki dla kobiet, dzięki którym czuły się one swobodniej w strefie beztekstylnej. Dzięki temu udało się je przekonać, że saunowanie w stroju Ewy to nic strasznego i stresującego, bo ludzie przychodzą się tu relaksować, a niekoniecznie wzajemnie oglądać. Mam wrażenie, że panie dopiero odkrywają ten świat. Owszem, w weekendy większość stanowią panowie, ale gdy są wieczory i noce saunowe, to przychodzą przeważnie ze swoimi żonami, dziewczynami czy partnerkami. Ufam, że ten trend się utrzyma. Ze swojej strony zapraszam na organizowane raz w miesiącu wtorki saunowe dla pań, na które przygotowuję różne atrakcje. Poza rytuałami są peelingi, maseczki i smaczny poczęstunek - wylicza Ewelina.
Także wśród saunamistrzów większość stanowią panowie, aczkolwiek te tendencje powoli się zmieniają.
- Znam inne saunamistrzynie, które doskonale sprawdzają się w tej roli. Wszak mistrzynią świata w saunowaniu była Karolina Jarząbek. Zresztą Polacy od lat są w ścisłej światowej czołówce saunamistrzów. Panie są bardzo kreatywne w tym, co robią, i powinny tego spróbować. Do czego gorąco je namawiam. Ja się tym param od kilku lat. W międzyczasie, z uwagi na macierzyństwo, miałam przerwę, później nastał COVID-19 i nie mogłam się już doczekać, żeby powrócić na saunę - nie kryje Ewelina. - Wróciłam najszybciej, jak to było możliwe. Trzeba wykazać się niezłą kondycją fizyczną i zarazem odpornością na te wysokie temperatury, sięgające czasami nawet 120 st. C. Należy to robić z pasją, poświęcając uwagę każdemu saunowiczowi. To jest ciężka praca. Byłam kiedyś w krakowskiej saunie o nazwie „Smocza Jama”, gdzie faktycznie temperatura podczas seansu dochodziła do 120 st. C. Zatem skórka piecze i można sobie poparzyć nosek. Każdy to odczuwa własną miarą. Warto więc wybrać się samemu do sauny i sprawdzić, kto ma jaką granicę wytrzymałości. Zatem zapraszamy. Cieszę się, że powstało takie saunarium w Kędzierzynie-Koźlu, bo było bardzo potrzebne, nie tylko w tym mieście, ale w całym regionie. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Dobra opinia poszła w świat, dlatego mamy tu też wielu przyjezdnych. Bardzo sobie chwalą to miejsce, nie tylko z uwagi na pewien standard, ale na atmosferę, jaka tu panuje, a którą tworzą przecież ludzie. Dlatego chętnie do nas wracają - kończy nasza rozmówczyni.
Śląscy saunamistrzowie
Mariusz Olszenka na co dzień pracuje w serwisie samochodowym, a Tomek Barszczewski jest inspektorem w Kopalni Węgla Kamiennego „Bielszowice”.
- Moja przygoda z sauną zaczęła się w aquaparku w Rudzie Śląskiej. To jest kolebka saunamistrzów w Polsce. Otrzymałem wejściówki z pracy i przypadkiem trafiłem do sauny, uczestnicząc w kilku seansach. Bardzo mi się podobało. Regularnie chodziłem na saunę, myśląc, jak tu ograniczyć koszty, bo nie było to tanie. Dowiedziałem się, że można zrobić certyfikat saunamistrza i wkręcić się w tę branżę - wspomina Tomek Barszczewski. - Wyrobiłem sobie certyfikat w Krakowie za pośrednictwem jedynej w kraju jednostki certyfikującej, jaką było Polskie Towarzystwo Saunowe (PTS). Musiałem zaliczyć kurs, który kończył się egzaminem. Natomiast moja kariera saunamistrza zaczęła się w Gliwicach, gdzie rozkręciłem jeden z obiektów. Najpierw sam, a potem ze wspierającym mnie kolegą Mariuszem, u którego dostrzegłem pewne predyspozycje do bycia saunamistrzem. Przygotowywał m.in. lodowe kule nasączone olejkami eterycznymi. Zaproponowałem mu, aby spróbował swoich sił jako saunamistrz. Był trochę oporny, ale ostatecznie się zgodził. Na początku, tak jak kiedyś u mnie, wystąpił u niego stres, ale udało się go przełamać.
Wspomniany Mariusz Olszenka z Mikołowa wcale nie zamierzał być saunamistrzem. Co więcej, bronił się przed tym rękami i nogami. Wszak cały ten spektakl jest o wiele ciekawszy i bardziej atrakcyjny z punktu widzenia saunowicza niż z perspektywy saunamistrza.
- Pewnego dnia musiałem Tomka zastąpić. Raz, drugi chwyciłem za ręcznik, następnie pomachałem sobie wachlarzykiem podczas jednej z sesji i spodobało mi się. Chyba nie było tak źle, skoro ludzie zaczęli mi klaskać. To mnie zmotywowało - przyznaje Mariusz.
- Do egzaminu na saunamistrza przygotowywałem się przez wiele miesięcy. Później przeszedłem dwudniowy kurs teoretyczny, gdzie trzeba się było zaznajomić m.in. z zasadami bezpieczeństwa, technikami saunowania, rodzajami saun itp. Sam egzamin polegał na prawidłowym przeprowadzeniu takiego seansu, by ostatecznie uzyskać certyfikat sygnowany przez PTS - opowiada Tomek Barszczewski.
Chłopaki uprzyjemniają pobyt w saunie, grając najrozmaitszą muzykę i stosując całą gamę naturalnych olejków zapachowych.
- Są to używane do seansów oleje eteryczne, pozyskane metodą destylacji roślin. Na rozgrzanym piecu umieszczamy lodowe kule nasączone tymi olejkami pozyskanymi z takich gatunków, jak eukaliptus, mięta, kajeput, werbena, majeranek, jałowiec, golteria, bergamota, brzoza cukrowa, wetiweria pachnąca, petigrain, cedr himalajski. Z kolei zioła suszone lub macerowane użyte w peelingu (jest ich aż 37) to m.in. krwawnik, wrotycz, bylica piołun, chmiel, mięta, tymianek, rozmaryn, pokrzywa, brzoza, lipa, babka lancetowata, kwiat kasztanowca, arnika, rumianek, skrzyp polny i lawenda - wylicza Tomek.
Nauka w ich przypadku trwa cały czas. Do opanowania są chociażby nowe techniki stosowania wachlarza i ręcznika podczas seansów, które warto poznać i przyswoić. W celu wymiany doświadczeń nasi rozmówcy spotykają się z innymi saunamistrzami. Służą temu chociażby cykliczne zawody z ich udziałem.
- Nie ma jeszcze czegoś takiego jak zawód saunamistrza. Skąd więc czerpać wiedzę w zakresie różnych technik? Musimy być samoukami i często uczymy się od siebie nawzajem. Jest to bowiem stosunkowo nowe zjawisko, które trwa mniej więcej od dekady. Nie konkurujemy ze sobą, tylko po koleżeńsku dzielimy się wiedzą i umiejętnościami, które ja nabywałem przez 9 lat. Nie ma zazdrości, rywalizacji, a turnieje odbywają się na pełnym luzie. Chyba że mówimy o mistrzostwach świata. My w imprezach tej rangi nie bierzemy udziału, ale w innych zawodach i konkursach jak najbardziej. Aby wziąć udział w mistrzostwach świata, trzeba mieć najpierw jakieś tytuły, chociażby mistrza Polski – tłumaczy Tomek.
Saunowe anegdoty
Strefa saun na "Wodnym oKKu" dostarcza wielu wrażeń i emocji. Przeważnie pozytywnych.
- W sunowym barku mamy zawsze jakieś smakołyki w postaci słodyczy i owoców. Pewnego dnia od naszych znajomych, którzy posiadają mydlarnię, dostaliśmy dla naszych gości darmowe próbki mydeł w postaci niewielkich kostek. Niewątpliwie fajne kolorowe mydełka z płatkami owsianymi i innymi dodatkami przyciągały oko. Jeden pan wziął garść tych mydełek i zaczął je jeść. Szybko go uświadomiliśmy, że produkt nie nadaje się do spożycia. Wszystko dobrze się skończyło, ale było sporo śmiechu - wspominają śląscy saunamistrzowie. - Na seanse przygotowujemy też swój peeling naturalny, do wcierania w ciało, w skład którego wchodzi m.in. cukier, miód, sól, zioła, soki owocowe. Porozdzielaliśmy te porcje do takich specjalnych bambusowych pojemniczków. Jeden z panów usiadł wygodnie przy stoliczku i zaczął to wcinać. Zjadł w całości, powiedział, że bardzo mu to smakowało, tylko zastanawiał się, czemu nie daliśmy do tego łyżeczki. Na szczęście nic mu nie zaszkodziło.
Były też mniej wesołe zdarzenia.
- Jeden z saunowiczów miał epilepsję, o czym nie wiedzieliśmy. Nas o wszelkich przeciwskazaniach do saunowania trzeba informować, szczególnie gdy ktoś zmaga się z problemami kardiologicznymi, czy też przeszedł poważny zabieg itp. Chora osoba wie, co może wywołać u niej niepożądane reakcje, i powinniśmy być o tym informowani. W pewnym momencie, na koniec jednego z seansów saunowych, tego najcieplejszego, zwanego hotem, klient zaczął podrygiwać w rytm muzyki - relacjonuje Mariusz Olszenka - Wszyscy zdążyli wyjść, a on został na samej górze i było widać, że dzieje się z nim coś niedobrego. Na twarzy robił się na przemian siny i brązowy. Wynieśliśmy go z sauny na zewnątrz i udzieliliśmy pierwszej pomocy. Pomógł nam też bardzo ratownik medyczny, który akurat korzystał z sauny.
- Przyjechała do nas kiedyś Ewelina ze Zdzieszowic i powiedziała, że w Kędzierzynie-Koźlu będą otwierać "Wodne oKKo". Zapytała nas, czy chcielibyśmy to rozkręcić. Zastanawiałem się, bo jeździć z Rudy Śląskiej do Kędzierzyna trzy razy w tygodniu to dla mnie trochę dużo. Poza tym jak usłyszałem, że to obiekt miejski, to jakoś nie chciało mi się wierzyć, że będzie tu wysoki standard. Ale przyjechaliśmy i był efekt wow. Owszem, są w Polsce sauny większe i niby-lepsze. Przykładowo Colosseum w Termach Rzymskich w Czeladzi to obecnie największa sauna na świecie. Z punktu widzenia klienta, który jest tam pierwszy raz, robi megawrażenie - nie ukrywa Tomek Barszczewski.
On i jego kolega mają jednak swoje zdanie na ten temat.
- To sauna, do której wchodzi jednorazowo 350 osób. Gdzie zatem znaleźć tam relaks, spokój, odpoczynek, odprężenie? Tego tam nie ma, brakuje prawdziwego ducha sauny. Wiele zależy od tego, kto czego oczekuje, bo tam się można napić alkoholu, jest impreza, jest show. Sporo się dzieje i jeśli ktoś chce doznać większej dawki emocji, to ją tam znajdzie. Sam obiekt świetnie wygląda. Jest wielki, nowy. Każdy detal jest dopracowany. Przyjeżdżają tam wycieczki autokarowe z całej Polski i obsługa codziennie ma kogoś innego. W "Wodnym oKKu" nie ma może przepychu, ale jest bardziej kameralnie, nastrojowo. Mamy swoich stałych klientów, których znamy z imienia, wiemy, co porabiają na co dzień, ile mają dzieci itp. Bezinteresownie przynoszą tu upieczone przez siebie ciasta, w sezonie owoce z ogródka, dzieląc się tymi pysznościami z resztą saunowiczów. Ktoś miał hodowlę, to przytaszczył nawet kurze jajka. To jest niezwykle miłe i przyjemne - przyznają chłopaki.
Obaj cieszą się, że grono saunowiczów w "Wodnym oKKu" stale się powiększa.
- Mamy sympatyczne małżeństwo z Austrii, które przyjeżdża tu specjalnie na organizowane w weekendy noce lub wieczory saunowe. Są ludzie z Oświęcimia, Bielska-Białej, z Małopolski, m.in. z Krakowa. Okazjonalnie wpada tutaj kilku saunowiczów z Poznania i regularnie sporo osób z Górnego Śląska, których w pewnym sensie ściągnęliśmy do "Wodnego oKKa". Opowiadaliśmy im o kędzierzyńskiej strefie saun, zachęcając do przyjazdu. Byli pod wrażeniem. Przenieśli się tutaj, tym bardziej że z takich Gliwic do Kędzierzyna-Koźla jest o rzut beretem. Poza tym część osób jeździ po całej Polsce i zwiedza poszczególne saunaria, zatem zaglądają przy okazji tutaj - tłumaczą.
Okazuje się, że również najmłodszemu pokoleniu wpaja się zwyczaj saunowania.
- Pomysł jest super. Dorośli, którzy przyjeżdżali do nas, często musieli tłumaczyć swoim dzieciom, że jadą na saunę, i opowiadać, na czym to wszystko polega. W końcu usłyszeli od swoich pociech, że one też chciałyby tego spróbować. Zainteresowanie jest bardzo duże – przyznają nasi rozmówcy. - Sprzedaż wejściówek na sobotnią saunę dla dzieci zaczyna się w poniedziałek, a we wtorek-środę nie ma już biletów. Możemy przyjąć maksymalnie 18 dzieci, którym oczywiście towarzyszą rodzice. Dzieci to świetni, pozytywni klienci. Nie było jeszcze wśród nich przypadku, że komuś się nie spodobało. Także w tej grupie mamy stałą ekipę, choć oczywiście pojawiają się nowe osoby, o ile zdążą kupić wejściówki. Z uwagi na wiek klientów gramy wtedy muzykę typową dla dzieci, wszędzie leżą żelki, balony, a sauna jest odpowiednio przystrojona. Są też owoce i inne przysmaki. Dzieci najczęściej pytają, czy będą lody, bo jest to stały element sauny kids. Zatem zawsze obowiązkowo muszą być lody.
Saunamistrzowie z Górnego Śląska organizują trzy rodzaje imprez.
- Pierwsza to noc saunowa od godz. 21 do 3 z poczęstunkiem na ciepło i deserem. Następnie jest tematyczny wieczór saunowy od godz. 18 do 22 z odpowiednią muzyką i zapachami, licznymi poczęstunkami, jak np. swojskie wędliny, sery, chleb ze smalcem, owoce i desery. Są też zwyczajne wieczory, gdzie można wpaść na godzinkę, na jeden lub dwa seanse, ale nie towarzyszą temu wyjątkowe atrakcje, ewentualnie poczęstunki z owocami i ciasteczkami, choć nie zawsze. Planując na przykład Słowiańską Noc Saunową, przygotowujemy specjalne witki brzozowo-dębowe do masażu. Każdy podczas takiego nieco dłuższego seansu będzie wymasowany. Mamy jeszcze nad czym pracować. Kasa jest z tego słaba, więc wychodzimy mniej więcej na zero. Zatem przede wszystkim musimy to lubić i faktycznie czerpiemy z tego dużą satysfakcję - kończą saunamistrzowie.
Przejechał 500 km
Pan Czesław, z którym mieliśmy okazję porozmawiać, przyjechał do strefy saun "Wodnego oKKa" znad Buga. Pokonywał każdorazowo około pół tysiąca kilometrów w jedną stronę.
- Mieszkam we wsi Dzierzby Szlacheckie w powiecie sokołowskim. Do kędzierzyńskiej strefy saun, mimo tych 500 km, przyciąga mnie doskonałe towarzystwo i świetni saunamistrzowie. Jestem tu prawie co tydzień. Wybudowałem się nad Bugiem na pięknych, czystych terenach, wręcz dziewiczych. Dawniej mieszkałem w Koźlu, więc pozostał sentyment. Ciężko się odciąć od korzeni. Poza tym tutejsza sauna jest naprawdę na wysokim poziomie. Bardzo mi się tu podoba, jest przyjemnie. I choć do innych saun mam znacznie bliżej, to wolę przyjechać tutaj. Przy okazji polecam ją swoim znajomym – zdradza pan Czesław.
Okazuje się, że frekwencja w kędzierzyńskiej strefie saun ma wyraźną tendencję wzrostową. W 2020 roku odwiedziło ją 6370 osób, a w 2021 roku już 12 374 klientów.
- Największe zainteresowanie notujemy w miesiącach październik - marzec, średnio ok. 1600 osób miesięcznie. Najlepszym miesiącem był grudzień 2021 - 1833 osoby. Rekord dzienny to 129 osób w lutym 2021 roku - informuje Marian Bich, kierownik Centrum Aktywności "Wodne oKKo", którego zapytaliśmy, jakie atrakcje wprowadzono, aby w jeszcze większym stopniu zachęcić ludzi do korzystania ze strefy saun. - Wprowadziliśmy wieczory saunowe (od godz. 18 do 22) z rytuałami, zabiegami kosmetycznymi typu maseczki, peeling itp. W 2021 roku wieczory saunowe odbywały się raz w miesiącu, w 2022 roku ze względu na duże zainteresowanie zwiększyliśmy liczbę wieczorów saunowych do dwóch w miesiącu. Ponadto od godz. 21 do 3 organizujemy noce saunowe z rytuałami, zabiegami kosmetycznymi typu maseczki, peeling itp. Dla podniesienia atrakcyjności nocy saunowych udostępniamy uczestnikom wybraną nieckę basenową i jacuzzi. Nowością jest saunowanie dla rodziców z dziećmi. Sauna kids, czyli saunowanie dla najmłodszych, zorganizowaliśmy we wrześniu 2021 roku jako jeden z pierwszych obiektów w Polsce. Od początku notujemy stuprocentową frekwencję na tych seansach. Odbywają się one cyklicznie raz w miesiącu. Organizujemy też okolicznościowe imprezy saunowe z okazji Dnia Kobiet, Dnia Mężczyzny, walentynek, andrzejek, Halloween, urodzin miasta, urodzin "Wodnego oKKa". Mamy wieczory tematyczne, np. słowiański, włoski, filmowy, retro, noworoczny, wiosenny, w stylu PRL, wakacyjne hity, jesienne klimaty, męskie granie itp., z tematyczną muzyką podczas seansów. Dużym zainteresowaniem cieszą się wtorki tylko dla pań, w tym raz w miesiącu wieczór lejdis z udziałem saunamistrzyni. Oferujemy też gorące środy. Każda środa z seansami prowadzonymi przez saunamistrzów, podobnie jak ostatni czwartek miesiąca. Dyżury saunamistrzów z seansami saunowymi mamy praktycznie w każdy weekendowy wieczór. Są pomysły na kolejne atrakcje, jednakże na razie za wcześnie, aby o nich mówić - informuje Marian Bich. W jego opinii przez dwa lata udało się zaszczepić w klientach zasady poprawnego saunowania (strefa beztekstylna), które na początku wzbudzały sporo emocji. Obecnie saunowicze sami zwracają uwagę osobom, które nie przestrzegają pewnych standardów. - Możemy pochwalić się bardzo pozytywnymi recenzjami na temat naszego obiektu na forach saunowych w mediach społecznościowych. Zdobyliśmy grono stałych klientów, nie tylko z województwa opolskiego, którzy pokonują dziesiątki kilometrów, aby uczestniczyć w naszych seansach saunowych - przyznaje z dumą kierownik Bich.
Dyrektor MOSiR Tomasz Radłowski ma również powody do satysfakcji.
- Pewien bloger saunowy z Wielkopolski odwiedził nas incognito w grudniu 2021 roku. Po tej wizycie na swoim ogólnopolskim blogu zamieścił bardzo pochlebne recenzje o saunarium w "Wodnym oKKu". To dla nas tym cenniejsze, że jest on blogerem, który potrafi bardzo krytycznie ocenić tego typu obiekty, czasami nie zostawiając na nich suchej nitki. Był zaskoczony, że takim obiektem administruje MOSiR, ponieważ skoro jest gminny, to musi oferować niższy poziom usług. I bardzo miło się zdziwił. Tym bardziej że wprowadzamy nowości, jak chociażby sauna kids. Baliśmy się, czy ten pomysł wypali. Tymczasem świetnie wkomponował się w całość. Za każdym razem mamy komplet dzieci - przyznaje Tomasz Radłowski.
Spostrzeżenia blogera
Poniżej przedstawiamy wspomnianą opinię wielkopolskiego blogera. To Szymon D. („Devan”), który pisze recenzje z saunariów i plaż naturystycznych w całej Polsce, zamieszczając je na blogu, który można znaleźć w sieci. Pierwszą noc saunową zaliczył na "Wodnym oKKu" 18.12.2021 r.
"Przedświąteczny weekend 2021 roku nie był najłatwiejszym terminem do zagospodarowania pod względem saunowym. W moim obrębie geograficznym ciekawych propozycji prawie nie było, a na jeden "rodzynek" miejsca rozeszły się błyskawicznie, zanim ja w ogóle zdążyłem odpalić internety. No to postanowiłem poszukać nieco dalej. I znalazłem właśnie to, co w tym mało wyszukanym powyższym tytule, w nowym obiekcie o nazwie Wodne oKKo (dziwna pisownia, ale niech im będzie...) położonym w Kędzierzynie-Koźlu na Śląsku Opolskim. Może tytuł niczego specjalnego nie zapowiadał, ale okazało, że był prawdziwy wypas!
Na początku muszę przyznać, że kiedy kilka miesięcy wstecz dowiedziałem się o powstaniu takiego miejsca, jakoś nie wzbudziło ono mojego entuzjazmu. Nazwa "MOSiR", pod którego egidą to miejsce powstało, akurat w kontekście saun nieszczególnie pozytywnie mi się kojarzy, z reguły z (powiedzmy wprost) "smażalniami gaci". Wyobrażałem sobie po prostu jakąś saunową klitkę, gdzie gawiedź przychodząca z basenu suszy przemoczone chlorem galoty. Do zainteresowania się tym miejscem skłoniły mnie dopiero pozytywne opinie saunowych znajomych, zwłaszcza dotyczące organizowanych tam nocy saunowych. Samemu by mi myśl nie przyszło, by w ogóle silić się na wyjazd do tego rodzaju obiektu. W każdym razie, po pozytywnych recenzjach znajomych, pomyślałem, że przy jakiejś okazji wypróbuję. Rozważałem jakąś wizytę w okolicach wielkopolskich ferii zimowych, ale los ma to do siebie, że często ma swoją wizję i... tym razem zrządził, że taka okazja nadarzyła się szybciej niż się spodziewałem.
To była moja pierwsza wizyta w tym przybytku, więc zacznę może od dojazdu i kwestii lokalizacyjnych. Tu mogę wspomnieć o jednym plusie i jednym minusie. Plusem jest to, że obiekt położony jest z dala od centrum miasta, przez co właściwie nie ma potrzeby przez miasto się autem przeciskać. Właściwie to, w momencie, gdy podejście do obiektu robiłem od strony Konurbacji Śląsko-Dąbrowskiej, gdzie miałem w ten weekend pozostałe saunowe "interesy", to był dojazd, taki, że były jakieś wioski, potem jakieś tereny kolejowe przeplatane ze słynnymi zakładami azotowymi i nagle obiekt! Nawet nie poczułem, że w ogóle wjechałem do tak dużego ośrodka miejskiego, jak Kędzierzyn-Koźle. Tablicy chyba nawet nie było, a jeśli była, to ją po prostu przeoczyłem... Natomiast sama okolica, gdzie przytłaczającym sąsiadem jest azotowy moloch, szczególnie zachęcająca nie jest, i to jest wspomniany wcześniej minus. Miejsce jednak okazało się dość schludne, sensownie zagospodarowane, a problemów z parkowaniem zero.
Na nockę wpuszczali paręnaście minut przed jej rozpoczęciem, można było więc na spokojnie się przebrać, wziąć prysznic i był czas jeszcze nieco zwiedzić strefę. I tu naprawdę jest sztos! Takiego czegoś bym się nie spodziewał. Może strefa za wielka nie jest, ale jest tam właściwie wszystko, co do saunowego wypoczynku jest potrzebne. Pierwsza była sauna ziołowa, która wyglądała dość zachęcająco, ale niestety w czasie imprezy zabrakło okazji, by tam zawitać, więc pozostawię ją bez opinii. Może następnym razem. W części strefy bliżej szatni jest jeszcze łaźnia parowa. Tę wypróbowałem przy okazji peelingu oraz tego błotka na ciało. Łaźnia, jakich wiele - po prostu klasyczna sauna parowa. W tym obrębie było też kilka leżanek oraz wyjście na zewnętrzny taras. Było zimno, więc ten jakoś mnie nie interesował, ale można o nim powiedzieć tyle, że może on służyć co najwyżej do schładzania po seansach lub jakiegoś wypoczynku przy cieplejszych porach roku. Otoczony jest wysokimi ścianami, więc raczej opalania przy plażowej pogodzie uświadczyć się tam nie da. Dalsza część strefy to strasznie ściśnięta okolica recepcji. Tam jest sauna seansowa, do tego jeszcze sauna na podczerwień. Z pozasaunowej infrastruktury znajdziemy tam prysznice, grotę lodową, a po przeciwnej stronie tepidarium.
Pierwszym elementem infrastruktury, z którego skorzystałem, była sauna na podczerwień. Sauna podobna do tej nowo zorganizowanej w TM w Poznaniu. Całkiem jasna, nieźle grzejąca. O ile do tej pory nie przepadałem za tego typu saunami, to jednak ten nowoczesny koncept sauny IR (jak tu i w poznańskim obiekcie) mnie zaczął odpowiadać. I tu też skorzystałem w ramach swoistej saunowej rozgrzewki przed seansami.
Sauna seansowa to z kolei hit strefy. Całkiem gorąca, z dużym piecem, i choć, przez pewien błąd planistyczny (o którym trochę później) nie byłem w stanie w pełni skorzystać z najgorętszego seansu o nazwie "hot", to jednak stwierdzić mogę jedno. To jest sauna, gdzie doznania w stylu "marmurku na skórze" i "zionięcia ogniem" są nawet bardzo możliwe :) Generalnie seanse w tej saunie to jest konkret - dogrzane na odpowiednim poziomie i to nawet te, które zapowiadane były jako łagodne. Przy okazji nocy saunowej wyróżnia się też różnorodność seansów. Każdy z nich jest inny i razem tworzą spójny cykl ze starannie dobranymi elementami dogrzania jak i rytuałami kosmetycznymi. Ja tylko popełniłem błąd, że na wcieranie borowinowego błotka wybrałem się zaraz, jak to było możliwe. Ale to było tuż przed seansem "hot" - to trzeba było zrobić na samym końcu. W efekcie zbyt krótkiej przerwy przed tą najgorętszą ceremonią, musiałem niestety z tejże wyjść w połowie, bo źle się poczułem. I już marmurku nie zdążyłem osiągnąć :((( Cóż, następnym razem już będę wiedział... Z kolei, wadą sauny seansowej jest (chyba) to, że może być duszna, ale z uwagi na to, że saunamistrzowie przewietrzali saunę między polaniami, tego rodzaju nieprzyjemnego efektu nie było czuć. Co najważniejsze, te przewietrzenia nie powodowały żadnych deficytów temperaturowych. Nockę według planu miała kończyć bania, ale na tej nie zostałem. Po pierwsze, byłem już zmęczony po całym wcześniejszym saunowaniu w Aquadromie, jak i po wszystkich doznaniach samej nocki. Poza tym, jak się dowiedziałem, miała to być bania polegająca na biczowaniu, a w takich ja nie gustuję, bo okładania witkami nie lubię.
Co do bywalców, to z rozmów wywnioskowałem, że raczej to miejscowe lub okoliczne towarzystwo. Poprawność saunowania wzorowa. Szczerze mówiąc, to jakoś nie zdążyłem sprawdzić, czy saunowanie bez strojów jest tam wymagane regulaminem, ale skoro było aż tak poprawnie, zakładam, że jest. I to wszystko w obiekcie spod znaku "MOSiR"... Po prostu szok, ale bardzo pozytywny... :) Dodatkowo, struktura płci zdecydowanie korzystniejsza niż przy poprzednich odsłonach weekendu w Tychach i Rudzie Śląskiej - tu już panie były (proporcjonalnie) liczniej reprezentowane i... mniej skrępowane. Właściwie to już w końcowej części wydarzenia nie było już chyba żadnej owijającej się ręcznikiem. Może tym na początku skrępowanym udzieliło się podejście większości (zwłaszcza innych kobiet) obecnych na nocce. W każdym razie, poziom nie-wstydliwości pań w saunach od zawsze uważam za papierek lakmusowy jakości atmosfery na imprezach, jak i w ogóle w saunariach. Także, skoro tu było tak, jak było, to znaczy, że w tej miejscówce musi być bardzo dobrze pod tym względem.
Generalnie, zarówno obiekt, jak i sama impreza naprawdę na poziomie. Pochlebne opinie, które nieśmiało słyszałem wcześniej, są w pełni zasłużone. Jest to miejsce, do którego z pewnością jeszcze na jakąś tego typu okazję zawitam, pomimo odległości. Tym razem to miejsce stało się kanwą dla całego śląskiego saunowego weekendu (o pozostałych jego odsłonach do poczytania we wcześniejszych relacjach), po którym czuję się wypoczęty, jak dawno nie byłem. Sił na 3 następujące po weekendzie intensywne dni pracy nabrałem więcej niż pod dostatkiem i ta noc również miała w tym swój kluczowy wkład. Szkoda tylko tego zepsutego dla mnie seansu "hot", ale... może następnym razem. Jestem pewien, że takowy jeszcze nieraz będzie" - kończy swój obszerny wywód.
Okazuje się, że po raz kolejny odwiedził on kędzierzyńskie saunarium 22 stycznia br. W grudniu był tu przy okazji, a teraz przyjechał specjalnie na Herbalową Noc Saunową. Chyba tylko po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jest to dobre miejsce do wypoczynku. Swoją recenzję zakończył taką oto refleksją:
„Nie zmienia to faktu, że wyraźnie miejscowi saunamistrzowie mają pomysł na te imprezy, który wydaje się doskonale funkcjonować tak, że właściwie chyba wszyscy wychodzą z tych wydarzeń zadowoleni. Może z czasem i tę opcję basenową jakoś dopracują. Od siebie powiem tak, że te kędzierzyńsko-kozielskie eventy to jest istna saunowa perełka i na pewno jeden z najjaśniejszych punktów na mapie imprez saunowych w naszym kraju. Gdybym miał tam blisko, byłbym tam chyba na KAŻDEJ(!) takiej okazji. Niestety mam daleko, ale i tak z pewnością jeszcze nieraz tam zawitam. Są to imprezy zdecydowanie warte tak dalekiego wyjazdu, i to nawet tylko na samą taką imprezę, jak to właśnie w tytułowym terminie miało miejsce. Mówiąc krótko, w Wodnym oKKu jest saunowa moc! I to jaka...!”.
Całą styczniową recenzję znajdziecie poniżej.
Nic dodać, nic ująć. Trzeba tu tylko przyjechać, zobaczyć na własne oczy i wdychając (w rytmach muzyki) ziołowo-owocowe aromaty, wygrzać w chłodne dni zmęczone ciało.
Napisz komentarz
Komentarze