- Podczas koncertu w Kędzierzynie-Koźlu mieliście doskonałą interakcję z publicznością. Chyba byliście trochę spragnieni tego kontaktu ze swoimi fanami na żywo.
- Brakowało nam tego kontaktu. Trochę zapomnieliśmy, jak to było, i teraz jest ogromna radość, kiedy wracamy do koncertowania. Muzyka niesie nas jeszcze bardziej niż przed wybuchem pandemii. Co więcej, ten koncert w Kędzierzynie-Koźlu był naprawdę wyjątkowy, bo wcześniej graliśmy w Krakowie i Rzeszowie, ale tutaj zadziało się coś więcej. To jest niewytłumaczalne, ale zdarzają się takie koncerty. Podobnie ciepło, wyjątkowo i klimatycznie jak w Kędzierzynie-Koźlu było w Sopocie. Publiczność wrażliwa na emocje płynące ze sceny jest tu na pierwszym miejscu. My zawsze to podkreślamy, że jesteśmy takim zespołem, który gra dla publiki chcącej się choć na chwilę zatrzymać i zastanowić.
- Przyjechaliście do nas z Łodzi. Wykładacie w tamtejszej Akademii Muzycznej. Jesteście doktorantami. Niebawem macie egzamin. Ważne wydarzenie w waszym życiu.
- Tu się nie ma co chwalić, bo czeka nas poważny stresik. Wbrew pozorom nie jesteśmy już tacy młodzi. Zaczęliśmy pracować od razu po studiach. To będzie jakieś 12 lat, a już od 10 lat ścigają nas, żeby zrobić ten doktorat. Muzyka żyje, to jest żywy organizm. Z kolei pisanie o muzyce w najrozmaitszych aspektach encyklopedycznych, opisywanie jej zarówno od strony technicznej, jak i różnych środków wyrazu jest na przeciwległym biegunie w stosunku do tego, co przeżyliśmy na dzisiejszym koncercie. Tego się nie da opisać. To są dwa różne światy.
- Jesienią bardzo dużo gracie. W sumie 30 koncertów, podczas których prezentujecie w aranżacji jazzowej utwory nieodżałowanego Grzegorza Ciechowskiego. To pokazuje wasz wielki potencjał, że zdołaliście repertuar tego wybitnego artysty zaprezentować w tak niecodzienny sposób. Długo się zastanawialiście, jak to ugryźć?
- To było bardzo naturalne i powstało niezwykle szybko. Nie było jakiegoś założenia, żeby zrealizować taki projekt. Przez pandemię zaczęliśmy się spotykać i trochę bawić muzyką. Pojawiła się m.in. zabawa utworami Grzegorza Ciechowskiego. Szybko okazało się, że dobrze nam to wychodzi, ponieważ są to bardzo plastyczne utwory i w taki właśnie sposób narodził się ten projekt.
- Wasza trasa koncertowa pokazuje, że jest zapotrzebowanie na taką muzykę. Liczba waszych koncertów robi wrażenie.
- Owszem, jesteśmy zaskoczeni, bo naprawdę jest duże zainteresowanie. Cieszy nas to tym bardziej, że sami, we dwójkę, gramy na czterech instrumentach, sami wszystko organizujemy i dbamy o promocję.
- Macie talent, ogromny potencjał, ale trudno się przebić, szczególnie w tych największych stacjach radiowych, gdzie niepodzielnie rządzi komercja. Ja was dotąd nie słyszałem w radiu.
- Taka jest tendencja od wielu lat. To się trochę polaryzuje w tym sensie, że my chcemy docierać do świadomego odbiorcy. Dziś obserwujemy, że jest bardzo dużo osób, które takiej muzyki potrzebują, podobnie jak autentycznego kontaktu z artystami, ze sceną, której towarzyszy ta wymiana energii. Byłoby cudownie, gdyby muzyka ambitna była obecna w mainstreamowych mediach, ale nie zmienimy tego. Przekornie mówiąc, wcale tego aż tak do końca nie potrzebujemy, skoro widzimy, że w internecie jest tyle osób, które tworzą naprawdę równoległy i niezależny nurt odbioru ambitnej sztuki i muzyki.
- Trudno mi waszą twórczość zaliczyć do jakiegoś konkretnego gatunku muzycznego. Dzisiaj mieliśmy trochę jazzu, ale jak sądzę, wam żaden gatunek w muzyce nie jest obcy. Daje o sobie znać wasze wszechstronne wykształcenie muzyczne.
- W wielu sytuacjach mówi się, że występuje u nas połączenie piosenki autorskiej i improwizacji. To jest nasz klucz. Ale zdarza się też takie sformułowanie, że to jest balans pomiędzy odważną popową muzyką alternatywną a muzyką jazzową. Krótko mówiąc, alternatywny pop z elementami muzyki jazzowej. Ostatnio byliśmy w Radiu 357. Stara Trójka, która przeniosła się do internetu, ciągle jest z nami. Marek Niedźwiecki i Piotr Stelmach zapraszali nas zawsze na wywiady. Teraz byliśmy u Oli Budki i ona powiedziała, że po paru miesiącach wróciła do naszej płyty. Przyznała, że owszem przypięto nam taką jazzową łatkę, ale posłuchała tego krążka i stwierdziła, że to jest przecież płyta piosenkowa, że my gramy przede wszystkim piosenki. Natomiast podczas koncertu faktycznie pozwalamy sobie zmieniać energetycznie warstwę muzyczną. Wtedy pojawia się wrażenie, że to jest jazz, bo bardzo dużo improwizujemy podczas grania tych utworów i każdy koncert jest inny. Między innymi dzisiaj czujemy taką fajną energię, bo ten koncert też zagraliśmy zupełnie inaczej niż zazwyczaj, co w zespołach stricte popowych, tych radiowych się nie zdarza. Tam jest wszystko poukładane, tam jest przemyślany aranż, który musi się wydarzyć.
- Miałem przyjemność zakupić dwie wasze pierwsze płyty i jak na razie ostatnie. Czy myślicie już o trzecim krążku?
- To wszystko dzieje się spontanicznie. Na ten moment nie ma takich planów, bo mamy bardzo dużo pracy koncertowej. Ale chcemy ruszyć z autorskimi utworami, bo uważamy, że tak trzeba. Zatem na pewno pojawi się trzecia płyta autorska.
- Trzymam więc kciuki za obronę prac doktorskich i zapraszam ponownie do Kędzierzyna-Koźla.
- Dziękujemy bardzo i do zobaczenia.
Rozmawiał Andrzej KOPACKI
Zapraszamy do wysłuchania dwóch utworów wykonanych przez duet Bolewski & Tubis podczas tegorocznego "Wrzosowiska".
Napisz komentarz
Komentarze