Rozpoczęty 26 lipca br. rejs, w który wypłynęli z Kędzierzyna-Koźla, nawiązywał do tego XVI-wiecznego wydarzenia. Obaj panowie są na emeryturze i od 10 lat mieszkają z mieście Békéscsaba, położonym nieopodal granicy węgiersko-rumuńskiej.
Péter Józsa przez 30 lat był dziennikarzem. Dziś zajmuje się m.in. tłumaczeniem literatury pięknej z języka polskiego na węgierski. Pan Péter dobrze zna nasz kraj, ponieważ przez 10 lat mieszkał w Krakowie. Jego żoną jest Polka, a ich najmłodszy syn Tibor (mają ich trzech), który również poślubił Polkę, mieszka obecnie w Jaworznie. Syn pana Pétera także zaliczył część rejsu po Odrze - dotarł łajbą do Wrocławia. Natomiast kolega pana Pétera, z którym dzielił trudy wyprawy, to Ferenc Szilágyi. Akweny nie są mu obce, ponieważ przez lata związany był z gospodarką wodną.
Jednostka „Szalonta”, którą płynęli, liczy 7,5 m długości, 2,5 m szerokości, a zanurzenie wynosi 65 cm. Według pierwotnego założenia sympatyczni Węgrzy zamierzali dotrzeć do Gdańska. Śmiałkowie mieli pokonać łącznie 1200 kilometrów płynąc Odrą, Wartą, Notecią, Kanałem Bydgoskim, Brdą i Wisłą do Trójmiasta.
Z uwagi na wielotygodniową suszę, poziom wód na niektórych rzekach był na tyle niski, że Węgrzy nie chcieli komplikować swojej sytuacji, płynąc do Gdańska. Ostatecznie zdecydowali się na wariant B, docierając do Morza Bałtyckiego Odrą.
- Zamiast Wisłą do Gdańska, popłynęliśmy Odrą do Szczecina, a następnie dotarliśmy nad morze, bo przecież to Bałtyk był naszym celem - tłumaczy Péter Józsa. - Gdy płynęliśmy Wartą, zorientowaliśmy się, że już dalej Notecią nie damy rady, bo głębokość wody na niektórych odcinkach wynosiła 17 cm. Zawróciliśmy więc na Odrę, płynąc w kierunku Szczecina i morza. Ruch na rzece był symboliczny, pojawiło się trochę wędkarzy. Mieliśmy ciszę i spokój. W drodze powrotnej popłynęliśmy do Berlina i Pętlą Berlińską wróciliśmy na Odrę docierając ostatecznie do Cigacic w powiecie zielonogórskim.
Stamtąd w drogę powrotną na Węgry, żeglarze wyruszyli już samochodem z przyczepą, na której umieścili swoją łajbę. Na południu zatrzymali się Krakowie, gdzie na Wawelu złożyli wieniec kwiatów na grobie Stefana Batorego.
- W sobotę 14 sierpnia złożyliśmy tam specjalnie przywieziony na tę okazję z naszej ojczyzny wieniec, udekorowany wstęgą w polsko-węgierskich barwach narodowych. Wprawdzie szlaki żeglowne na Węgrzech mamy nieco lepsze, ale za to ludzie w Polsce są wyjątkowi i niepowtarzalni. Na każdym kroku spotykaliśmy się z ich życzliwością. Traktowali nas jak przyjaciół i z szacunkiem odnosili się do idei, która przyświecała naszemu rejsowi - kończy w rozmowie z "Lokalną" nieco wzruszony Péter Józsa.
Napisz komentarz
Komentarze