Trafiły do naszych skrzynek pocztowych i z pewnością większość z nas natknęła się na nie w ostatnich dniach. O ile można jeszcze zrozumieć, że zachodzi pewna potrzeba, a nawet obowiązek informowania odbiorców gazu o nowych taryfach, czy stawkach opłat dystrybucyjnych, o tyle należy się zastanowić, czy nie mamy tu do czynienia z przerostem formy nad treścią, żeby nie powiedzieć treści nad formą.
Ilość zawartych w ulotkach informacji jest bowiem tak wielka, że można z dużym prawdopodobieństwem założyć, że zapozna się z nią symboliczny procent klientów PGNiG. Tym bardziej, że zawiłym opisom towarzyszą skomplikowane na pierwszy rzut oka wzory matematyczne za rozwiązywanie których zabiorą się co najwyżej najbardziej wytrwali miłośnicy podobnych „lektur do poduszki”.
- Tak niszczymy polskie lasy. PGNiG rozsyła nikomu niepotrzebne regulaminy, ceny itp. Tego przecież nikt nie czyta. A za wszystko my zapłacimy - tak nadesłany plik ulotek operatora gazowego skomentował pan Tadeusz, jeden z naszych czytelników.
Jego wpisowi w mediach społecznościowych towarzyszyły liczne refleksje innych internautów.
- Naprawdę, pół kilo makulatury nic niemówiącej, razy ilość Polaków - napisała pani Ewa.
- Żeby to tylko raz w roku - dodała pani Ela.
- Wymogi ustalone przez UE - tłumaczy pan Jan.
- Popieram, że to makulatura - przyznała pani Grażyna.
- I to chyba ze 2 razy w roku, przychodzi taki regulamin - zauważa pani Katarzyna.
Z treści wpisów internautów wynika, że na ogół nie zagłębiają się oni w treść nadesłanej przez dostawcę błękitnego paliwa korespondencji, tylko od razu wyrzucają wspomniane ulotki na śmietnik. Tymczasem wydruk i kolportaż tych materiałów jest zapewne bardzo kosztowny. Szkoda lasów i pieniędzy…
Napisz komentarz
Komentarze