– To, że ja się znalazłem, jest jak wygrana na loterii dla mojego biorcy – mówi Krzysztof Krzyk z Kędzierzyna-Koźla, który po raz drugi przekazał komórki macierzyste swojemu bliźniakowi genetycznemu z Anglii.
Obecnie w Polsce jest 1 749 332, a na świecie 10 443 840 dawców szpiku kostnego lub komórek macierzystych. To osoby zarejestrowane w Fundacji DKMS, której celem jest znalezienie dawcy dla każdego pacjenta na świecie potrzebującego przeszczepienia krwiotwórczych komórek macierzystych z krwi lub szpiku kostnego. Dla wielu osób, które zmagają się z chorobami nowotworowymi krwi, jest to jedyna szansa na uratowanie życia. Prawdopodobieństwo, że chory powróci do zdrowia po przeszczepieniu krwiotwórczych komórek macierzystych od niespokrewnionego dawcy, jest duże i wynosi aż 75%.
Niektórzy czekają na swojego bliźniaka genetycznego nawet kilka lat, a wielu pacjentów, niestety, nigdy nie znajduje zgodnego genetycznie dawcy. Dlatego tak ważne jest, by w bazie DKMS było jak najwięcej zarejestrowanych. Osoby, które chciałyby zostać dawcami i przyłączyć się do walki z nowotworami krwi, mogą sprawdzić, czy spełniają warunki, i dokonać rejestracji na stronie https://www.dkms.pl/.
Namówiła go żona
- Jako potencjalny dawca szpiku zapisałem się do bazy Fundacji DKMS w grudniu w 2018 r. Wolontariusze z Zespołu Szkół Żeglugi Śródlądowej im. Bohaterów Westerplatte w Kędzierzynie-Koźlu organizowali akcję w poszukiwaniu zgodnego dawcy dla 6-letniej Madzi z Większyc oraz 3-letniego Oliviera z Walców. Zapisałem się za namową mojej żony, która również w tym samym dniu się zarejestrowała. Pamiętam, że wtedy razem ze mną zgłosiły się 102 osoby. Na razie tylko ja trafiłem na bliźniaka genetycznego - opowiada Krzysztof Krzyk, który półtora roku później odebrał telefon z fundacji z informacją, że może uratować komuś życie. Zanim pobrano od niego komórki macierzyste, wykonano szczegółowe badania, które ostatecznie potwierdziły, że ma taką samą zgodność tkankową jak pacjent.
- Wszystkie koszty badań pokrywa fundacja. Oczywiście wszystko robię w ramach wolontariatu. Nie dostaje się za to żadnych pieniędzy, ale też nie ponosi kosztów – wyjaśnia Krzysztof Krzyk, który pierwszy raz oddał komórki jesienią ubiegłego roku.
- Zostałem dawcą krwiotwórczych komórek macierzystych dla mojego bliźniaka genetycznego, chorującego na nowotwór krwi. To wspaniałe uczucie, gdy mam świadomość, że przy niewielkim zaangażowaniu i poświęceniu mogłem przedłużyć komuś życie. Trzymaj się zdrowo, mój bliźniaku genetyczny. Może kiedyś będzie dane nam się poznać – podzielił się radością po zabiegu pan Krzysztof na swoim profilu na FB.
Jego komórki otrzymał niespokrewniony pacjent z Anglii. Odkąd pan Krzysztof został dawcą, nie może oddawać honorowo krwi i nie jest brany pod uwagę przy parowaniu innych biorców.
- Jestem jakby cały czas w rezerwie, ale w każdym momencie mogę się wycofać. Jest to cały czas podkreślane przy kontakcie z DKMS – tłumaczy.
Pozna swojego bliźniaka?
Nie jest to proste, ale możliwe. - Nie miałbym nic przeciwko, ale w przypadku gdyby to on zainicjował takie spotkanie. Ja dążyć do tego nie będę – przyznaje Krzysztof Krzyk.
Zarówno biorca, jak i dawca na początku są dla siebie anonimowi. Fundacja DKMS duży nacisk kadzie na ochronę prywatności, a kontakt dawcy i biorcy zależy od regulacji poszczególnych krajów. Przepisy szczegółowo określają, czy i po jakim czasie jest możliwe spotkanie osobiste, kontakt anonimowy czy na przykład wymiana prezentów. Na początku pacjent i dawca nie powinni wiedzieć, kim jest druga osoba.
"Po pomyślnej donacji dawca jest zarezerwowany dla swojego chorego przez dwa lata na wypadek, gdyby stan pacjenta się pogorszył i zaistniała konieczność kolejnego przeszczepienia komórek macierzystych. Anonimowość dawcy i biorcy pomaga podjąć decyzję o ponownej donacji bez dodatkowej presji. Gdy pacjent koncentruje się na rekonwalescencji, spotkanie z osobą, która podarowała mu komórki macierzyste, może być zbyt dużym ciężarem emocjonalnym" – wyjaśnia na swojej stronie fundacja DKMS.
- Jedyna informacja, jaką dostałem, jest taka, że jest to dorosły mężczyzna z Anglii, który choruje na raka krwi. Niestety, jego forma jest bardzo złośliwa i trzeba było drugi raz przeprowadzić procedurę – opowiada Krzysztof Krzyk, który niedawno ponownie poddał się zabiegowi pobrania komórek.
Przeszczep ratujący życie
- Pobrane komórki muszą w ciągu 72 godzin trafić do kliniki biorcy. Procedura dla niego zaczyna się w momencie zabezpieczenia komórek krwiotwórczych od dawcy. Wtedy biorca jest poddawany ostrej chemioterapii, mającej na celu wyniszczenie jego własnej krwi i zamienienie jej na moją, zdrową – tłumaczy pan Krzysztof.
- Walka trwa dalej! Niestety, pomimo udanego pierwszego przeszczepu komórek krwiotwórczych u mojego bliźniaka genetycznego stan zdrowia po trzech miesiącach znów uległ znacznemu pogorszeniu. Klinika transplantacji komórek krwiotwórczych pacjenta podjęła decyzję o powtórnej próbie przeszczepu. Próbie w trybie przyśpieszonym. W trybie ratującym życie. Pomimo krótkiego czasu od ostatniego zabiegu fundacja DKMS ponownie zwróciła się do mnie o pomoc. Nie zastanawiając się zbyt długo, oczywiście wyraziłem chęć i wolę poddania się ponownie zabiegowi. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, bardzo rzadko dochodzi do sytuacji, żeby jeden dawca w tak krótkim czasie dwa razy tej samej osoby oddawał komórki krwiotwórcze. Ja ze swojej strony zrobiłem już wszystko, co mogłem. Teraz wszystko znów w twoich rękach, mój bliźniaku genetyczny gdzieś tam w świecie. Ja już dochodzę do siebie po zabiegu. Teraz twoja kolej. Walcz – napisał pan Krzysztof na swoim profilu na FB po drugim zabiegu.
Napisz komentarz
Komentarze