W referendach we wszystkich placówkach szkolnych na terenie gminy zdecydowana większość opowiedziała się za strajkiem.
Zdaniem wójta Ficonia emocje powinny być odłożone na bok.
- Ważne słowo: kompromis. Trzeba się spotkać we wspólnym punkcie. Niekoniecznie muszą być spełnione w stu procentach żądania nauczycieli i związków zawodowych. Ale trzeba też zaoferować im coś godnego. Liczymy na to, że rozsądek zwycięży i do strajku nie dojdzie - mówi włodarz.
Pod uwagę brany jest scenariusz, że strajk jednak się odbędzie.
Wówczas gmina - jest w stałym kontakcie z dyrektorami szkół - spełni swoje obowiązki, jak choćby zapewnienie opieki dzieciom w niezbędnych przypadkach, w tym podczas egzaminów.
- Wspólnie z dyrektorami trzymamy rękę na pulsie - zapewnia przedstawiciel organu prowadzącego szkoły.
Rząd popełnił błąd
Zwraca uwagę na fakt, że subwencja oświatowa w jego gminie jest niewystarczająca. Nie pokrywa już przyznanych przez rząd 5-procentowych podwyżek dla nauczycieli.
Stąd obawy wójta, że nawet jeśli rząd uzna żądania związków zawodowych, nauczycieli, pracowników administracji i obsługi, to ostatecznie nie przekaże pieniędzy samorządowi.
Rozmówca zgadza się z tym, że pracownikom oświaty należą się godne zarobki.
- W tym sensie popieramy to. Walczyliśmy o prawo do strajku. Skoro zatem jest taka potrzeba, musimy to zaakceptować. Nie powinniśmy się oburzać. Widzimy, że wiele grup zawodowych w ostatnim czasie strajkowało - mówi Krzysztof Ficoń. I dodaje, że w jego opinii rząd popełnił błąd, rozbudzając w Polakach nadzieję, podczas gdy możliwości finansowe naszego państwa są ograniczone.
Zmiany w finansowaniu
- To złożony problem. Będziemy się z jednej strony cieszyli, jeżeli ważnej grupie zawodowej uda się wywalczyć podwyżki. Ale chcielibyśmy, aby te pieniądze zgodnie z obowiązkiem finansowania zostały nam zapewnione w subwencji, co - powtórzę raz jeszcze - już przy tych 5-procentowych podwyżkach nie miało miejsca - zaznacza wójt.
W swoich obawach, że dokładanie do oświaty zostanie scedowane na gminę, nie jest osamotniony. Takie głosy pojawiają się wśród wielu polskich samorządowców.
Już teraz gminie Bierawa coraz trudniej wiązać koniec z końcem w zakresie oświaty. Gdyby dodatkowo wraz z wypracowanym bądź wywalczonym przez związkowców porozumieniem na konto samorządu nie wpłynęły od razu dodatkowe środki, sytuacja byłaby nie do pozazdroszczenia. Skąd wziąć pieniądze na podwyżki?
W opinii rozmówcy przykładem sprawnego finansowania oświaty przez państwo mogą być Niemcy, gdzie dyrektorzy szkół odpowiadają za stronę dydaktyczną, nie martwiąc się o kwestie opłacania nauczycieli.
- Najlepiej byłoby, gdyby obowiązek wynagradzania pracowników oświaty w ogóle z nas zdjęto. Niech za koszty osobowe odpowiedzialne jest państwo. Oczywiście jako gospodarze zadbamy o budynki szkolne i pomieszczenia - mówi wójt.
Inne problemy
Zdaniem rozmówcy świadomość Polaków o oświacie jest niska.
- Osiemnastogodzinny tydzień pracy nauczyciela jest mitem. Oczywiście mówimy o rzetelnym nauczycielu. Istnieje jednak proces weryfikacji, także przez dyrektora, który dysponuje elementami motywacyjnymi. Znakomita większość nauczycieli to ludzie oddani swojej pracy - mówi Ficoń.
Jeżeli ktoś decyduje się na bycie nauczycielem, powinien mieć do tego predyspozycje. I mieć świadomość, że przekwalifikowanie się w przyszłości może być nie lada wyzwaniem.
- Często się mówi: jeżeli ci się nie podoba praca nauczyciela, to poszukaj sobie nowej. Po latach pracy w tym zawodzie wybór nowej drogi jest niezwykle trudny - uważa wójt.
Podkreśla, że na sprawę trzeba patrzeć w szerokim ujęciu. Wysokie ceny energii elektrycznej uderzyły w samorząd, o ile bowiem podwyżki dla indywidualnych odbiorców zablokowano, o tyle samorządy nie zostały potraktowane łagodniej, a raczej - jak to określa wójt Ficoń - w jakimś sensie biznesowo.
Dochodzi kwestia zbiorowego transportu publicznego. Do lipca powiat wraz z gminami muszą wypracować wspólne stanowisko i wprowadzić w życie najlepszą opcję.
(...)
Szerzej w 13. nr. "Lokalnej", który ukazał się 2 kwietnia.
Napisz komentarz
Komentarze