W komentarzach pod postem jeden z internautów opublikował zdjęcia samochodów swoich rodziców, mieszkających w Ostrożnicy. Na ich karoseriach widać ślady po trafieniu, prawdopodobnie śrutem z wiatrówki.
- Kiedy to się mogło stać? - próbuje przypomnieć sobie syn właścicieli osobówek. - Dwa, trzy tygodnie temu. Samochody stały na podwórku. Nieopodal boiska w Ostrożnicy. Rodzice zauważyli uszkodzenia karoserii przy myciu pojazdów. Nie zgłaszali nigdzie tego faktu. Nie wiedzieli, co mają z tym zrobić. Stwierdzili tylko, że ktoś albo zrobił to przypadkowo, albo specjalnie - dodaje.
Kiedy zauważył na portalu społecznościowym posta o postrzelonym kocie, skojarzył, że zdarzenie, do którego doszło u jego rodziców, może być powiązane ze sprawą czworonoga.
Kocur ma dwa lata i nazywa się Tala. Do domu wrócił na początku ostatniego tygodnia maja.
- Moja teściowa widziała go jednak kilka dni wcześniej, ale nie zdążyła go złapać. Już wtedy było widać, że Tala nie potrafi chodzić na jedną łapę - mówi właścicielka kota, mieszkanka Ostrożnicy. - Od razu zawiozłam go do przychodni weterynaryjnej w Reńskiej Wsi. Tam stwierdzono, że prawdopodobnie pogryzł go kocur. Dali mu środki przeciwbólowe. Na drugi dzień ponownie pojechałam z Talą do przychodni. Wystrzyżono go i wyczyszczono, bo ma długą sierść - po powrocie był trochę brudny. Po tych zabiegach pielęgnacyjnych okazało się, że ma trzy dziury wlotowe od śrutu - ubolewa właścicielka czworonoga. Śrut wyciągnięto z łapy, uda i moszny zwierzęcia.
- Na domiar złego, prawdopodobnie - tak stwierdzili pracownicy przychodni - Tala został mocno kopnięty. Świadczy o tym złamanie jednej z kończyn w trzech miejscach z przemieszczeniem. We wtorek (2 czerwca - red.) czeka go zabieg chirurgiczny. Po nim przez trzy tygodnie będzie w gipsie, żeby łapa się zrosła - mówi właścicielka czworonoga. Nie zgłosiła nigdzie oficjalnie zdarzenia.
O tej porze roku koty koty walczą o swoje terytorium. Być może Talę wziął na celownik ktoś, komu nie spodobało się jego - wynikające z natury - zachowanie.
- Jakim trzeba być człowiekiem, żeby strzelać do kota? Naprawdę cierpi, bo teraz ma całą łapę zabandażowaną. Jest uziemiony. Codziennie daję mu leki przeciwbólowe - ubolewa właścicielka pupila.
O ile samochody dosięgnął śrut wystrzelony z bliskiej odległości (precyzyjne strzelanie z wiatrówki kończy się na dystansie 50 metrów - red.), kot mógł zostać postrzelony w zupełnie innym miejscu - nawet daleko od swojego domu.
- Te działania są godne potępienia. Rozumiem, że nie każdy musi być miłośnikiem zwierząt, ale nie można ich tak traktować! Przez dziwne fascynacje może za chwilę ucierpieć człowiek - obawia się Sabina Świentek, naczelnik OSP w Ostrożnicy, która nagłośniła sprawę w mediach społecznościowych.
29 maja na ostrożnickim profilu facebookowym poinformowano, że zaginął kot Miciuś. Biało-czarny, łapki białe, końcówka ogona biała. Bez paska na szyi. "Prosimy o info - obojętnie żywy czy martwy" - apelowano w poście.
Napisz komentarz
Komentarze