Zosia to radosna i pogodna dziewczynka, urodziła się 23 września br. i od razu skradła serca rodziny. Jak opowiada mama, Aleksandra, mała była długo wyczekiwanym dzieckiem. - Zosia to nasze marzenie, bardzo długo się o nią staraliśmy - przyznaje Aleksandra Fica.
Z Marcinem poznali się w 2015 roku w restauracji Tibo w Długomiłowicach, gdzie razem pracują. Oboje są z wykształcenia kucharzami. - Marcin już tam pracował, a ja przyszłam na praktyki. Przeważnie byliśmy razem na zmianie. Od razu się polubiliśmy i szybko zaczęliśmy się dogadywać - wspomina Aleksandra, która pochodzi z Długomiłowic. Ich wspólna pasja do gotowania zbliżyła ich do siebie. - Mąż lubi eksperymentować w kuchni, ja jestem bardziej tradycjonalistką - przyznaje Aleksandra.
Po dwóch latach znajomości para zdecydowała się na ślub, który odbył się 12 sierpnia 2017 roku. Później pojawiły się plany, by zostać rodzicami. - Bardzo marzyliśmy o dziecku. Droga była długa - przyznają małżonkowie, którzy zdecydowali się na pomoc lekarzy, ale po kilku latach starań podjęli decyzję, że odpuszczają, i wtedy dowiedzieli się, że Aleksandra jest w ciąży.
- To musiało się wydarzyć w okresie świątecznym, bo w styczniu okazało się, że zostaniemy rodzicami. Cieszyliśmy się bardzo - opowiada uradowana Aleksandra. - Małej tak dobrze było w brzuszku, że nie chciała wychodzić, ale w końcu przyszła na świat szybko i sprawnie - wspomina z uśmiechem.
Zosia urodziła się ekspresowo. - O 16.45 zadzwoniłam do Marcina, żeby powiedzieć, że rodzę, a o 17.20 było po wszystkim - opowiada Aleksandra.
Dziewczynka na początku była bardzo niespokojna. - Myśmy się bardzo martwili, no bo takie maleństwo nie powie, co go boli - tylko płacze. Gdy zaczęliśmy ją poznawać, to zauważyliśmy, że podczas płaczu woła „lele”. Na początku nie wiedzieliśmy, o co jej chodzi. A później się zorientowaliśmy, że jak płacze i wołała „lele”, to jest głodna. A gdy płakała inaczej, to już wiedziałam, że coś ją boli, bo płacz był inny - tłumaczy Aleksandra.
Zosia uwielbia przebywać w swoim pokoiku. Szczególnie lubi patrzeć na króliczki namalowane na ścianach. - Jest nimi zafascynowana od pierwszego dnia, kiedy przyszła do domu - przyznaje Aleksandra. Dziewczynka lubi też misia szumisia i cieszy się z kolorowej karuzeli zawieszonej nad łóżeczkiem. Jej pokój zaaranżował i zrobił Marcin. Ponieważ rodzice na początku nie byli pewni płci, pokój został urządzony w neutralnych kolorach.
- U nas w rodzinie przeważają chłopcy, więc spodziewaliśmy się syna. Dużo osób mówiło, że urodzę chłopca. Później, po kolejnych badaniach prenatalnych, okazało się, że będzie dziewczynka - opowiada Aleksandra Fica.
Rodzice przyznają, że początki nie były łatwe. - Zosia miała problemy z kolkami, a także chore nerki, co wymaga częstych wizyt u lekarzy - tłumaczy Aleksandra. - Mimo że czasami jest ciężko, jej uśmiech wynagradza nam każdy gorszy dzień. Kochamy ją najbardziej na świecie. Na razie nie planujemy drugiego dzidziusia, dlatego że chcemy skupić się na Zosi i zrobić wszystko, żeby była zdrowa i była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie - dodaje.
Zosia czerpie bardzo dużo radości z kąpieli, lubi też być noszona na rączkach i tańczyć z tatą. - A najbardziej na świecie to lubi jeść - śmieje się mama.
- Ona nas zaskakuje każdego dnia. Coraz bardziej nas dostrzega, odwzajemnia uśmiechy i już zaczęła gaworzyć. Nawet mówi swoje pierwsze "rrrr" - dodaje z dumą tata.
Zosia zaskoczyła też rodziców zaraz po porodzie. - Miała włosy na głowie, a u nas w rodzinie nikt nie miał włosów po urodzeniu. Wszyscy byli łysi. Nawet ja do dwóch lat nie miałam włosów - opowiada Aleksandra.
Plebiscyt dostarczył wielu emocji. Radość z wygranej Zofii była tym większa, że dziewczynka została drugim Bobasem Miesiąca w rodzinie. W styczniu 2020 roku wygrał Kamil Fleischer, syn siostry Aleksandry. A zwycięstwo w tej edycji nie było łatwe i wymagało mobilizacji całej rodziny.
- Wieczorem prowadziliśmy, a rano znów spadaliśmy na drugie miejsce. Zdarzało się, że operator nakładał limity na SMS-y - wspomina dziadek Józef i śmieje się, że od wysyłania esemesów bolały go palce.
Rodzina skrupulatnie zbierała też kupony z gazety przez cały okres ciąży i śledziła wyniki głosowania w internecie. - Była tak zacięta rywalizacja, że w końcu oceniliśmy, że nie wygramy. Ale była fajna zabawa, naprawdę - przyznaje Aleksandra.
Rodzina z niecierpliwością czekała na wyniki głosowania. - Chciałem rano o szóstej wstać i pojechać do Polskiej Cerekwi, bo tam jest szybciej sklep otwarty, żeby kupić gazetę z wynikami. Ale druga córka zadzwoniła i przekazała, że wygraliśmy - cieszy się pan Józef.
Dla niego i jego żony Marii Zosia jest drugą wnuczką. - Wnuk był pierwszy, a teraz jest wnuczka. I para jest - mówi szczęśliwy dziadek, który wraz z babcią Marią bardzo chętnie pomaga w opiece. - Jak słyszę płacz na górze, to idę „dzień dobry” powiedzieć, no i to „dzień dobry” trwa dosyć długo - śmieje się.
Ze strony Aleksandry, która ma czterech braci, dzieci jest więcej. Babcia Eleonora cieszy się już czterema wnukami, jej mąż Ryszard niestety zmarł podczas pandemii.
Zosia bardzo szybko się rozwija, dając bliskim mnóstwo radości. - Każdego dnia potrafi coś więcej. Bardziej nas dostrzega i zaczęła się do nas uśmiechać. Kiedy widzi nasze uśmiechy, to odwzajemnia je. Zaczyna trzymać w rączce, więc wiem, że ma siłę. Nie chce leżeć, chce stać na nogach lub siedzieć. Jest bardzo pozytywna i towarzyska - opowiada dumna mama.
Zosia to też córeczka tatusia. Mimo że Marcin większość dnia spędza w restauracji, Zosia wyraźnie lgnie do niego, kiedy tylko wraca do domu. - Wieczorami widać, że już tęskni i ciągnie ją do taty - zdradza Aleksandra. W nocy to tata zajmuje się córką, a ich wspólne chwile pełne są ciepła i bliskości. Rodzice Zosi skupiają się na jej zdrowiu i rozwoju. - Chcemy, żeby była najszczęśliwszym dzieckiem na świecie, i zrobimy wszystko, żeby była zdrowa - podkreślają zgodnie.
Napisz komentarz
Komentarze