Była to już siódma edycja Charytatywnego Rajdu Koguta, a jego metą w 2023 roku była Stegna. Miejscowość położona na Żuławach Wiślanych. Każdego roku Rajd startuje w Boże Ciało z Oławy i trwa cztery dni.
W poprzedniej edycji (w 2022 roku) udział wzięło ponad 1640 pojazdów zabytkowych, w tym 119 motocykli i 79 motorowerów. Zebrano sporą sumę pieniędzy, bo blisko milion złotych, a to wszystko dla potrzebujących dzieci. W tym roku rajd wystartował 8 czerwca 2023 r. i przemierzał przez Poznań, Gniezno i Malbork aż do Stegny. Organizatorzy nie pominęli nikogo, kto chciałby uczestniczyć w tym niecodziennym wydarzeniu, dlatego na starcie w Oławie mogły pojawić się zarówno rowery, motorowery, traktory i pojazdy wolnobieżne, samochody, motocykle i autobusy. Kolejność startu zależała od wieku pojazdu. W tym roku organizatorzy postanowili nagrodzić najstarsze pojazdy.
Rozdanie nagród i zakończenie rajdu zaplanowano na 10 czerwca na plaży w Stegnie. To bardzo urokliwe miejsce, ponieważ Mierzeja Wiślana to wąski skrawek lądu między Bałtykiem a Zalewem Wiślanym, jej szerokość waha się w granicach od 300 m do 2,5 km. Mierzeja Wiślana to szereg piaszczystych wydm, jakie zostały obsadzone lasami sosnowymi i mieszanymi. Znajduje się tam kilka rezerwatów przyrody. Wszystkie miejscowości położone w polskiej części Mierzei były niegdyś wioskami rybackimi, a obecnie są miejscowościami wypoczynkowymi.
Rekord za rekordem
Jak informuje portal Silesion.pl w tym roku, pobito wszelkie możliwe rekordy, ponieważ odnotowano największą w historii liczba załóg, najliczniejszy przejazd zabytkowych pojazdów na torze wyścigowym. Najwyższa była też kwota zebrana na pomoc potrzebującym. Ale przejdźmy do konkretów.
W siódmej edycji Rajdu Koguta wystartowała rekordowa liczba 2 490 ekip, które w dniach od 8 do 10 czerwca pokonały liczącą 530 km trasę Oława – Poznań – Piła – Chojnice – Czersk – Tczew – Stegna. Drogę z Dolnego Śląska nad Bałtyk przemierzały mające minimum 20 lat pojazdy wyprodukowane w PRL lub pozostałych krajach bloku wschodniego, a także inne maszyny wyprodukowane najpóźniej w 1994 r. Rajd organizowało Muzeum Motoryzacji Wena w Oławie.
Jak donosi portal Silesion.pl uczestnicy tegorocznego Rajdu Koguta mogą się pochwalić także niezwykłym osiągnięciem sportowym, ponieważ 8 czerwca zespoły rajdowe pobiły rekord Polski w kategorii najliczniejszy przejazd pojazdów zabytkowych na torze wyścigowym. Wydarzenie miało miejsce na Torze Poznań i zostało zorganizowane wspólnie z Automobilklubem Wielkopolskim, obchodzącym w tym roku stulecie istnienia. Próba bicia rekordu była otwarta dla publiczności, która z trybun podziwiać mogła 2 135 maszyn mknących po torze. Tym samym poprzedni rekord (1080 pojazdów) został pobity dwukrotnie!
Najważniejszym zadaniem Charytatywnego Rajdu Koguta była zbiórka pieniędzy dla potrzebujących dzieci. Połowa zgromadzonej kwoty trafi do organizacji charytatywnych i 124 dzieci z powiatu oławskiego i gminy Stegna, a połowa przekazana zostanie na pomoc 300 dzieciom z całej Polski, wskazanym bezpośrednio przez uczestników rajdu.
Nasi w Rajdzie Koguta
W Rajdzie Koguta udział wzięła szeroka reprezentacja naszego miasta. Na naszych numerach OK można było spotkać załogi startujące takimi autami jak m.in. Opel Calibra, Opel Omega, Lublin, Lada 2107, Fiat 126p, Polonez Caro, czy nieco młodsze Audi A4 a także plandekowego Żuka A11-B, który mimo niezliczonych awarii powrócił z wybrzeża z tarczą.
- Choć na tarczy, a właściwie na lawecie musiał cofnąć się o 92 km na strefę serwisową u ekipy Zjednoczenie Graciarzy Pomorza, która pomogła usunąć awarię by startujący z numerem „11” Żuk mógł powrócić na trasę. Problemy zaczęły się już w pierwszym dniu wyjazdu. Coś gdzieś zaczęło w zawieszeniu stukać, auto czasem gubiło zapłon. Poranny serwis nie wykrył problemów i w końcu dnia drugiego, zaraz po wystartowaniu z obozowiska pod Poznaniem Żuk zgasł. Jadąca w konwoju zaprzyjaźniona ekipa z Nysy miała w zapasach złączki termokurczliwe z cyną, którymi udało się naprawić awarię aparatu zapłonowego i tak Żuk dojechał aż na metę - relacjonuje kierowca Żuka Mateusz Kulik z Kędzierzyna-Koźla. - W drodze powrotnej zaplanowaliśmy serwis u kumpla, który Żukiem Kamperem startuje w Złombolu, czyli rajdzie turystycznym po Europie, przeznaczonym wyłącznie dla konstrukcji produkcji lub zamysłu tzw. demoludów, ale niestety nie udało się dojechać. Awarii uległ regulator napięcia gotując oba akumulatory i przy okazji zwarcia spalił wszystkie światła i kierunkowskazy. Z pomocą ciemną nocą na motorze leci kolega od Żuka Kampera. Wymieniamy z Bartkiem regulator napięcia, poprawiamy masę ale dalej jest problem z ładowaniem. O poranku ze zdalną pomocą przychodzi Ania z zielonego Żuka A-07, tzw. blaszaka, znanego u nas jako „Heniek w trasie”. Musimy cofnąć się na lawecie do Trójmiasta na serwis. Ekipa „Zjednoczenie Graciarzy Pomorza” zaoferowała pomoc. Wracamy na wybrzeże, gdzie Marcel pomaga w ogarnięciu niedziałających świateł, wyciągamy też alternator z którym jedziemy do dwóch Andrzejów, starszych panów prawdziwych specjalistów jakich już dziś brak. Warsztat ma ten klimat dawnych lat, a panowie to najwyższej klasy eksperci. Jeden z dwóch Andrzejów ze spokojem rozbiera pacjenta, szczegółowo opowiadając co i jak jest sprawdzane oraz jakie wartości pomiarowe powinny narzędzia wskazywać. Pacjent okazuje się zdrowy. Alternator wraca do Żuka, gdzie będzie ładować nowy akumulator - dwa stare się ugotowały. „11” rusza ponownie w powrotną trasę znad morza, już w pojedynkę bo z towarzyszącą od wyjazdu z Kędzierzyna-Koźla załogą nr „1469” w Ładzie 2107 rozstaliśmy się gdy trzeba było się cofnąć – opowiada Mateusz Kulik.
Niestety koło północy podczas krótkiego pit-stopu okazuje się, że znów zniknęła część świateł za co okazują się być winne bezpieczniki. Niestety nie udaje się znaleźć źródła problemu.
- W związku z tym, że awarii uległ też przerywacz kierunkowskazów, rozwiązaniem jest obrócony klosz tylnej lampy i świecący na czerwono kierunkowskaz. Niestety o poranku, chwilę po wizycie pod tężnią w Ciechocinku ścina śrubę mocującą alternator, który opada. Prowizorycznie awaria zostaje tymczasowo usunięta, aby podjechać do najbliższego warsztatu. Szczęśliwie udaje się trafić na bardzo fachowy i dobrze wyposażony warsztat. Jeszcze raz wyciągamy alternator, a mechanik naprawia uszkodzone mocowanie. W moment Żuk jest znów na trasie - relacjonuje kędzierzyńsko-kozielski kierowca.
Ostatecznie udało mu się wrócić do domu pokonując 1711 km bocznymi drogami przez Polskę 3-biegowym Żukiem, który w tym roku okazał się dość obrażalski.
- Większość kędzierzyńsko-kozielskich ekip wróciła do domu prędzej, jakkolwiek wypatrzeć nasze załogi na szosach wiodących do Stegny czy nawet na powrocie mogło być trudno. Spora część ekip poruszała się drogami szybkiego ruchu i krajówkami, tymczasem nasze auta leciały krajoznawczo, często unikając nawet dróg wojewódzkich w efekcie nie raz lądując na szutrowych łącznikach przez pola i lasy – podkreśla z dumą Mateusz Kulik.
Fotogaleria: zdjęcia Mateusz Kulik oraz Gminny Ośrodek Kultury Stegna
Napisz komentarz
Komentarze