W przypadku angielskiego do sieci trafił niemal cały arkusz z poziomu rozszerzonego.
- Pliki były dostępne przez kilka godzin na Twitterze 8 maja. Później zostały usunięte – powiedział nam tegoroczny maturzysta Mateusz (nazwisko do wiadomości redakcji), który uczył się w jednym z techników w Kędzierzynie-Koźlu. Przesłał nam pliki, które dostępne były w internecie już dzień przed egzaminem.
Mateusz nie ma problemów z angielskim, ale dzięki temu, że poznał wcześniej pytania do egzaminu, przystąpił bardziej pewny siebie i bez stresu. Już po egzaminie ocenił, że gdyby nie znał pytań, napisałby egzamin na minimalnie gorszym poziomie.
Z kolei 9 maja w sieci pojawiły się podpowiedzi dotyczące rozszerzonej matury z języka polskiego.
- Na Twitterze znalazłam informacje związane z pierwszym tematem, który pojawił się na maturze. Były dostępne wczoraj około godziny 17.00 – opowiada jedna z maturzystek.
Dziewczyna nie skorzystała jednak z podpowiedzi.
- Nie wystarczy znać pytanie. Trzeba umieć na nie odpowiedzieć i mieć wiedzę, postawić tezę, a później przedstawić argumenty. Tego nie znajdzie się w internecie, trzeba zrobić samemu. Podczas egzaminu postawiłam na drugi temat. Wolałam się sprawdzić w analizie porównawczej wiersza, bo wcześniej tego nie robiłam. Myślę, że dobrze mi poszło - przyznała w rozmowie z nami.
O przeciekach tematów maturalnych słyszymy praktycznie co roku. Często są to informacje nieprawdziwe i wynikają z tego, że osoba nieuczciwa chce zarobić na emocjach i strachu maturzystów, ale każde podejrzenie jest badane. W sytuacji kiedy okaże się, że osoby niepowołane miały wgląd do poufnych dokumentów Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i zdradziły ich zawartość uczniom, konsekwencje mogą być poważne. Kara może spotkać nie tylko osoby, które ujawniły poufne dane, ale także uczniów.
- Mamy zgłoszenie, badamy sprawę pod kątem prawnym i jeśli nasze przypuszczania o wycieku się potwierdzą, zgłosimy kolejną sprawę do prokuratury – mówił na antenie TVN 24 dyrektor CKE Marcin Smolik.
Napisz komentarz
Komentarze