Na miejsce zadysponowano kilka zastępów straży pożarnej oraz policję. Żadnego zagrożenia jednak nie zlokalizowano. Widoczny i wyczuwalny dym dochodził ze strony Większyc. Służby ratunkowe udały się więc w tamtym kierunku. Już z daleka widać było kilkumetrowy ogień. Na miejscu okazało się jednak, że to nie pożar, a "palenie żuru" znane także jako "wypędzanie Judasza", "szukanie Pónbóczka", "palenie skoczek" lub "strzoda żurowa".
Wielka Środa poprzedza Triduum Paschalne, którego istotą jest celebracja Misterium Paschalnego: męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. "Palenie żuru", to stary zwyczaj, związany z kultem ognia, któremu przypisywano oczyszczającą moc. Obrzęd ten niegdyś przybierał różne formy, zależnie od regionu.
W Większycach rozpalono ogromne ognisko ze słomy, suchych gałęzi, desek i zbędnych przedmiotów wyrzuconych z domów i gospodarstw - oczywiście tych, które można palić. Obok rozpalono mniejsze ognisko, przy którym każdy mógł przyrządzić kiełbaskę. Miejsce zabezpieczali strażacy z OSP Większyce.
Obecnie "palenie żuru" bardzo często jest już tylko wydarzeniem komercyjnym, ostatnią zabawą przed poważnym i głęboko refleksyjnym Triduum Paschalnym. "Palenie żuru" nabrało charakteru jarmarcznego, jest też często połączone z wielkanocnym kiermaszem, na którym można raczyć się pożywnym żurkiem. Warto przypomnieć, że żur (zupa) jest potrawą "biedną". Na Śląsku żur gotowano na bazie maślanki lub soku z kiszonej kapusty. Dodawano jedynie ziemniaki lub kraszono spyrkami. W Wielką Środę nie żegnamy się z postnymi potrawami, przeciwnie – środa żurowa rozpoczyna w zasadzie czas modlitwy i skupienia, czas ograniczania konsumpcji aż do Wielkiej Soboty, kiedy zabrzmi radosne "Alleluja".
Z uwagi na pandemię koronawirusa w ubiegłym roku wydarzenie nie odbyło się, a w tym roku ograniczono liczbę uczestników i pozostano jedynie przy kiełbaskach z ogniska.
Napisz komentarz
Komentarze