Cała ta, przeprowadzana dwa razy do roku - na wiosnę i jesienią - operacja, miała właśnie miejsce w stadninie koni na kozielskiej Wyspie, gdzie spotkać można istny zwierzyniec. Znajduje się tam m.in. 17 owiec i 8 jagniąt.
- My też znaleźliśmy fryzjera, a właściwie strzygacza owiec, bo tak prawidłowo nazywa się ten fach. To pan Paweł, 33-letni mieszkaniec Katowic, który odwiedził naszą stadninę wraz z żoną i dzieckiem. Przy okazji ostrzygł nie tylko nasze owce, ale też lamę. Od 12 lat przeprowadza strzyżenie zwierząt nie tylko w Polsce, ale nawet w Nowej Zelandii czy Holandii. Był pod wielkim wrażeniem kozielskiej wyspy - opowiada Paweł Marcinkowski, dzierżawca stadniny na kozielskiej Wyspie. - Strzyżnie kłębiastego inwentarza zostanie powtórzone jesienią tego roku. Kto będzie chciał, będzie mógł przyjść, by zobaczyć to na żywo.
Przy okazji ludzie usłyszą, dlaczego strzyże się owce, zobaczą jak wygląda ich wełna, a także dowiedzą się jak ją przechowywać i do czego można później wykorzystać.
- Podobno jej wartość to 4 zł za kilogram. Z wełną, która została mi ze strzyżenia, nie mam co zbytnio zrobić. W innych regionach Polski wełnę wykorzystują chociażby przy uprawie pomidorów, bo ona dobrze utrzymuje wilgoć - tłumaczy Paweł Marcinkowski. - Dlatego można ją często spotkać w szklarniach, gdzie uprawiane są pomidory. Chętnie tę swoją wełnę komuś sprezentuję, choćby do ogródka. Wystarczy się do mnie zgłosić.
Zapraszamy do poniższej fotogalerii udostępnionej dzięki uprzejmości Pawła Marcinkowskiego
Napisz komentarz
Komentarze