- Czy moglibyście stanąć przy tym zakręcie i przyglądnąć się drodze? Mamy znów kolizje, samochody lądują na płotach, tak po jednej stronie drogi, jak i po drugiej - alarmował pan Krzysztof.
W jednej z ostatnich korespondencji, przesłanej 29 kwietnia do Bogusława Pilcha, kierownika rejonu Kędzierzyn-Koźle opolskiego oddziału GDDKiA - zarządcy drogi - napisał, że przypuszcza, iż zdarzenia spowodowane są nadmierną prędkością. Pytał też o scenariusze wyjścia z kłopotliwej sytuacji: "Czy nie dałoby się poza masą bitumiczną zamontować, tam gdzie się da, punktów świetnych na asfalcie przy krawężnikach?" Informował równocześnie, że pisma w sprawie zakrętu wystosuje do Komendy Powiatowej Policji w Kędzierzynie-Koźlu i Inspekcji Transportu Drogowego.
Przypuszczenie, że to przekraczanie dozwolonej prędkości przez kierowców prowadzi do niebezpiecznych zdarzeń, graniczy z pewnością. Na odcinku, o którym mowa, obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km/h i zakaz wyprzedzania.
Ósmego maja rozmówca poinformował nas, że pisze wnioski do ITD, policji i opolskiego oddziału GDDKiA. Pisma poparte przez wójta gminy Pawłowiczki Jerzego Treffona i wsparte podpisami kilkunastu mieszkańców.
- Złożę wnioski, gdyż usłyszałem żale mieszkańców i dostałem od nich moralne wsparcie - mówił dwa dni później pan Krzysztof.
Nie trzeba było długo czekać, by zasadność jego działań zweryfikowała rzeczywistość. Po raz trzeci - i to w jednym miesiącu - doszło do niebezpiecznego zdarzenia na ul. Wyzwolenia. Piętnastego maja samochód wbił się w płot - znów przy posesji pana Krzysztofa.
- Tym razem kierujący uciekł. W końcu dojdzie do tragedii. Wtedy każdy będzie się zastanawiał, co można zrobić. Mamy już tego dość - żalił się interweniujący w sprawie zakrętu w Pawłowiczkach.
Z Krzysztofem Rolnikiem spotykamy się 16 maja. Do jednego z domów przy ul. Wyzwolenia wprowadził się z rodziną sześć lat temu.
- Sąsiedzi stukali się w czoło, kiedy słyszeli, że chcemy tu zamieszkać, skoro samochody co chwila wypadają z drogi i lądują na płotach. Nie wierzyłem w to, co mówią - przyznaje Krzysztof Rolnik.
Wówczas nie było tu jeszcze chodnika z prawdziwego zdarzenia. Popękaną masę bitumiczną zarządca drogi zastąpił ciągiem pieszym z podwyższonym krawężnikiem trzy lata temu. Wcześniej do zdarzeń dochodziło regularnie - średnio co miesiąc.
Niedługo po tym, jak pan Krzysztof z rodziną wprowadził się do domu przy ul. Wyzwolenia i rozpoczął remont mieszkania, pierwszy "w jego kadencji" samochód wylądował na płocie. Po miesiącu kolejny. Podpytał ludzi, z kim rozmawiać, żeby coś zmienić. Po jakimś czasie zajął się problemem na poważnie.
(...)
Szerzej w 19. nr. "Lokalnej", który ukaże się 21 maja.
Napisz komentarz
Komentarze