Maciej Siembieda był redaktorem naczelnym dzienników regionalnych: „Gazety Opolskiej”, „Nowej Trybuny Opolskiej”, „Trybuny Śląskiej” i „Dziennika Bałtyckiego”. Od 2014 r. - przez 5 lat - był kierownikiem Katedry Dziennikarstwa Szkoły Wyższej Ateneum w Gdańsku, choć wykładowcą był od pierwszej połowy lat 90. - na Uniwersytecie Opolskim prowadził zajęcia z metod pracy redakcyjnej. Współpracował także z Uniwersytetem Gdańskim oraz Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Jest trzykrotnym laureatem tzw. polskiego Pulitzera, czyli Nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (1992, 1993, 1996) oraz zdobywcą pięciu nagród Media Trend. Od 1993 r. jest członkiem Związku Literatów Polskich. Autor kilku bestsellerów: „444”, „Miejsce i imię”, „Gambit”, „Wotum” oraz „Kukły”.
- Kolejna wizyta w Kędzierzynie-Koźlu. Pamięta pan która?
- Chyba mi już palców u rąk i nóg zabraknie, żeby zliczyć wszystkie moje wizyty w tym mieście, a odwiedzałem je jeszcze w czasach, gdy pracowałem w "Nowej Trybunie Opolskiej", ale i wcześniej. Bardzo to miasto lubię i zawsze tu wracam z ogromnym sentymentem. Natomiast przez Miejską Bibliotekę Publiczną w Kędzierzynie-Koźlu zostałem zaproszony po raz drugi.
- Ostatnie lata w pana karierze można zaliczyć do bardzo udanych. Napisał pan pięć powieści, z których wszystkie okazały się bestsellerami i są doceniane nie tylko przez czytelników, ale i krytyków literackich.
- W Polsce pojęcie bestselleru jest nieco inne w porównaniu z tym, co obowiązuje na Zachodzie. Różne są, zmieniające się zresztą co roku, kryteria wyznaczające ten próg bestsellera. Ostatnio usłyszałem, że tak naprawdę wydawnictwo ma zysk już wtedy, gdy sprzeda się 3500 książek.
- Szału nie ma.
- Dokładnie. Natomiast o bestsellerze można mówić, gdy czytelnicy kupią od 15 do 17 tys. książek, ale to jest taka dolna granica. Dwie z moich powieści sprzedały się w takim właśnie nakładzie, a pozostałe są na dobrej drodze, by ten cel osiągnąć. W każdym razie każda z tych pięciu przebiła próg 10 tys., więc myślę, że można mówić o jakimś spełnieniu.
Przypuszczam, że niebawem możemy spodziewać się kolejnej pańskiej książki.
- Nowa powieść jest już skończona i ma 600 stron, ale nie wyjdzie w tym roku. Doszliśmy do wniosku z wydawcą, że nie będziemy jej upychać kolanem w okresie przedświątecznym, ponieważ w tym czasie nieco inne gatunki mają rację bytu. Na pewno wydamy to wiosną 2022 roku. Książka nosi tytuł „Katharsis”. Tak naprawdę są to cztery powieści w jednej. Bohaterami są Grecy, którzy przyjechali do Polski w 1949 roku, a konkretnie ojciec i syn. Trzecią postacią w tej hybrydzie jest przedwojenny przemytnik gdyński, bo to była granica z Wolnym Miastem Gdańskiem i tam przemyt kwitł na potężną skalę. Czwartym bohaterem jest gangster z powojennej już Gdyni. Wszyscy czterej spotkają się na Dolnym Śląsku, a połączy ich tajemnica kopalni uranu w Kletnie. Dużo czasu tam spędziłem, zbierając materiał. Znów przyciągnął mnie Śląsk i pewna zdobyta wiedza, a mianowicie, że pierwsza radziecka bomba atomowa powstała z polskiego uranu ze wspomnianego Kletna.
Rozmawiał Andrzej KOPACKI
Całość wywiadu w najnowszym wydaniu Nowej Gazety Lokalnej z 21 września
Napisz komentarz
Komentarze