Sportowe Fakty Wirtualnej Polski cytują bardzo ciekawą wypowiedź naszej mistrzyni.
„Głowa, charakter - to były zawsze moje atuty. Pamiętam pierwsze zawody, w jakich wystartowałam. Początki gimnazjum. Komorno w województwie opolskim. Bieg przełajowy. Przyjechałam po wygraną, a tu piąte miejsce. Byłam wściekła. Trener Piotr Morka tłumaczył, że to bardzo dobre miejsce, bo dziewczyny, które mnie wyprzedziły, to zawodniczki, które trenowały od lat. A ja wtedy biegałam w soboty, raz w tygodniu, i pojechałam pierwszy raz na poważne zawody. Nic dziwnego, że zaraz po biegu ledwo trzymałam się na nogach i wylądowałam z głową w muszli.
Dziś wiem, że to był świetny wynik, ale wtedy? Wytłumacz dziecku, że piąte miejsce to świetny wynik. Pamiętam, że powiedziałam sobie wtedy, rozczarowana, że nigdy więcej nie chcę biegać. Trener Morka wypatrzył mnie niedługo wcześniej na zawodach szkolnych. Powiedział, że mam predyspozycje, i namówił na klasę o profilu sportowym.
O biegu w Komornie szybko zapomniałam, z roku na rok szło coraz lepiej, przywoziłam juniorskie medale, ale gdy szłam na AWF w Katowicach, przyjęto mnie warunkowo. "Nie rokujesz" - słyszałam. Musiałam udowodnić na hali, że nadaję się do biegania.
Zaczęły się profesjonalne treningi z trenerem Matusińskim. Nagle okazało się, że z biegu na bieg robię ogromne postępy, cały czas poprawiam swoje rekordy. Dużo było w tym zasługi poprzednich szkoleniowców. Na ich zajęciach wiele biegaliśmy, ale nie pracowaliśmy za bardzo nad siłą. Dopiero teraz zaczęliśmy to robić, przerzucać kilogramy, dokładać do sztangi. I okazało się, że jest z czego poprawiać” – wspomina pochodząca z Raciborza 28-letnia zawodniczka.
Justyna Święty-Ersetic to również srebrna i brązowa medalistka mistrzostw świata w sztafecie 4 × 400 metrów. Jest ponadto mistrzynią Europy w biegu na 400 metrów i w sztafecie 4 × 400 metrów.
Napisz komentarz
Komentarze