- Jak zaczęła się twoja przygoda z malarstwem? Przypuszczam, że lubiłeś malować już w szkole.
- Od dziecka sklejałem i wycinałem kozielskie pawilony handlowe z tektury i papieru kolorowego, ponieważ właśnie tu się wychowałem. To taki rodzaj małej architektury. Do tej pory mam je w domu, chodź w mniejszej ilości. Znajomi rodziców pytali, co to jest, gdy przychodzili do nas w odwiedziny. Myślę, że to był impuls do mojej twórczości. Jednak przez długi czas dzieciństwa dość skutecznie ukrywałem moje zamiłowania plastyczne i architektoniczne. W gimnazjum bywało różnie. To zabawne, ale uciekałem z plastyki, bo lubiłem się skupić na danej pracy plastycznej w domu. To mojej pani z plastyki się nie podobało, ale szóstkę na ukończenie gimnazjum udało mi zdobyć. Na maturze w 2009 roku w Budowlance jako jedyna osoba ze szkoły zdawałem historię sztuki, a także WOS, ponieważ brałem jeszcze pod uwagę rozpoczęcie studiów prawniczych.
Dużo zawdzięczam mojemu ojcu, który skontaktował mnie z artystą Adamem Zielińskim. Uczęszczałem do jego pracowni. Potem była pracownia słynnego opolskiego grafika i malarza Bolesława Polnara w Liceum Plastycznym w Opolu. Jemu też bardzo wiele zawdzięczam, aż do jego śmierci w 2014 roku, kiedy byłem już po studiach licencjackich na wrocławskiej ASP. Tam studiowałem malarstwo w pracowniach prof. Piotra Błażejewskiego, prof. Przemysława Pintala, dr. Krzysztofa Wałaszka, u którego obroniłem również dyplom.
- Jaka technika dominuje w twoich pracach? Czy masz może jakieś preferencje w tym względzie?
- Nie ograniczam się do wybranej techniki. Kiedyś uwielbiałem technikę akrylową. Dzisiaj to już nie ma znaczenia. Doskonale czuję się zarówno w technikach klasycznych, takich jak malarstwo olejne, akwarela, techniki polimerowe, ale eksperymentuję też z technikami typu gips, kolaż, cement. Na studiach robiłem ogromne kompozycje przestrzenne o wymiarach 140 x 100. To był rodzaj kolażu. Dużo tego typu prac znajduje się w kolekcjach prywatnych. To samo tyczy się formatu. Ostatnio pracuję na podobraziach w formie trójkąta równoramiennego.
- Zapytam jeszcze o tematykę, którą poruszasz. Skąd czerpiesz natchnienie? Wiem, że czasami lubisz nawiązywać do bieżących wydarzeń. Nie tak dawno jeden z obrazów zadedykowałeś zmarłym na COVID-19. Nosi on tytuł „Ofiarom pandemii”.
- Od czwartego roku studiów na wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych uprawiam tzw. ciężką abstrakcję geometryczną, bazującą na figurach geometrycznych i rozwiązaniach kolorystycznych. Na studiach malowałem dużo portretów i autoportretów. Obraz, o którym wspominasz, namalowałem w okresie największych zgonów mieszkańców Bergamo we Włoszech, a także innych państw w czasie lockdownu. Jestem przerażony tym, co się stało na świecie. Obraz ma wymiar symboliczny, ponieważ jest tam też flaga Polski i łzy osób, które straciły swoich bliskich. Pracę tę przekazałem jednemu z oddziałów szpitala covidowego w Koźlu. Myślę, że to dobre miejsce na bardzo refleksyjny wymiar całej pandemii.
- Jesteś jedną z nielicznych, bo chyba trzech osób w naszym mieście, które należą do Związku Polskich Artystów Plastyków. To niewątpliwie nobilitacja dla ciebie.
- Tak. Według moich informacji co do liczby członków ZPAP na cały Kędzierzyn-Koźle jest nas tylko troje. Początkowo, od uzyskania tytułu licencjata w 2013 roku, byłem członkiem innego związku twórczego: ZPAP-PSU. Mam ambitne plany wobec środowiska opolskiego i artyści wiedzą, że jestem bardzo aktywny. Nawet nadano mi nieformalne stanowisko „ambasadora związku artystów w Opolu”.
- Dość regularnie uczestniczysz w plenerach i wystawach malarskich, reprezentując przy okazji nasze miasto. Czujesz wtedy dumę, satysfakcję?
- Tak, jestem bardzo dumny, że pochodzę z tego miasta i poprzez sztuki wizualne mogę je reprezentować w różnych częściach kraju. W publikacjach katalogowych jest to zawsze ujmowane. Jak wiesz, ukończyłem też historię sztuki na Uniwersytecie Wrocławskim i zapisałem się do rzeszowskiego okręgu Stowarzyszenia Historyków Sztuki, skąd pochodzi moja obecna dziewczyna, również artystka. Dlatego uczestniczę w konferencjach naukowych, podejmując temat zabytków i architektury miasta. Tak było m.in. w zeszłym roku w Bydgoszczy na dużej konferencji naukowej dotyczącej szpitali i przytułków. Zapytasz: dlaczego Rzeszów? Otóż współpracuję z kilkoma galeriami z tego rejonu i mam tam również swoje korzenie. W 2022 roku planuję duży cykl wystaw w tamtym rejonie Polski.
- Przykładowo we wrześniu twój obraz „Ofiarom pandemii” można było podziwiać w stolicy naszego województwa. Konkretnie w Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu na corocznej wystawie, będącej przeglądem osiągnięć środowiska artystycznego z naszego regionu. Mniej więcej w tym samym czasie uczestniczyłeś w XI plenerze malarskim „Moje Gliwice”. Niedawno, 7 października, w Gliwicach odbył się wernisaż tego pleneru. Opowiedz coś o swoich wrażeniach z obu tych wydarzeń kulturalnych.
- Owszem, pomimo pandemii uczestniczyłem w „Salonie Jesiennym” Galerii Sztuki Współczesnej w Opolu i zaprezentowałem moją wyżej wspomnianą pracę. Nie uczestniczę dla pieniędzy w takich wydarzeniach, tylko po to, aby zaprezentować swoją twórczość i własne przemyślenia, coś wyjątkowego, ponieważ „Salon Jesienny” to wystawa odbywająca się raz do roku. Od 2021 roku będzie to już „Salon Wiosenny” w zmienionej formule. W obecnej, trudnej sytuacji udało mi się również zorganizować dwie wystawy indywidualne. Pierwsza miała miejsce w Będzińskim Ośrodku Kultury w styczniu tego roku. Druga w lutym tego roku zagościła w gliwickim Centrum Organizacji Kulturalnych. Była to wystawa otwarta, doskonale nagłośniona przez media. Ponadto w okresie wakacji przekazałem swoją pracę do Muzeum Ziemi Chełmskiej im. W. Ambroziewicza - największej kolekcji sztuki abstrakcyjnej w Polsce. I to jest dla mnie największa satysfakcja, ponieważ są tam parce znakomitych abstrakcjonistów, m.in. Jana Pamuły, Berdyszaka czy Chwałczyka. Oprócz Chełma moje prace znajdują się również w Muzeum w Prudniku, Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku czy Muzeum w Sanoku. Obecnie w Gliwicach można podziwiać ekspozycję w ramach pleneru międzynarodowego, gdzie reprezentuję Kędzierzyn-Koźle, wystawiając trzy prace. Namalowałem gliwicką arenę, kolej oraz herb Gliwic. Jestem bardzo wdzięczny pani prezes ZPAP okręgu gliwicko-zabrzańskiego za możliwość uczestnictwa w tej prestiżowej wystawie pod patronatem prezydenta Gliwic.
- W trakcie tych imprez spotykasz ludzi z branży. Zapewne wymieniacie się doświadczeniami i ciekawymi uwagami, rozmawiacie o różnych trendach. W jakim kierunku podąża teraz sztuka?
- Każdy artysta jest wyjątkowy. Sam kreuję swoją sztukę i własną karierę. Chyba najgorszy moment jest po studiach, kiedy musisz się określić i w jakiś sposób pozostawać konsekwentnym. Miałem wielkie plany co do uczestnictwa w prestiżowych targach sztuki. Niestety, pokrzyżowała je pandemia. Największe ośrodki sztuki to Kraków i Warszawa. Następnie zagranica - Berlin, Madryt i galerie w Stanach Zjednoczonych. To mnie interesuje najbardziej, ponieważ to tam sztuka niefiguratywna sprzedaje się najlepiej. Chociażby w Las Vegas czy Chicago. Do tego dochodzi śledzenie nowinek odnośnie do konkursów w Polsce, w których staram się uczestniczyć. Chciałem włączyć mamę w rolę menedżera, ale nie zgodziła się (śmiech).
- Czy z perspektywy czasu uważasz, że sztuka to dobry pomysł na życie? Wszak wielu artystów ledwo wiąże koniec z końcem.
- Dwa lata pracowałem w Liceum Sztuk Plastycznych w Gliwicach. W tym roku zmieniłem pracę i uczę w innych szkołach, m.in. w Krakowie uczę historii sztuki, a w Turawie - plastyki. Od tego roku jestem nauczycielem kontraktowym i praca z młodzieżą daje mi wiele satysfakcji. To jest moja świadoma decyzja, że uprawiam sztukę w pełni tego słowa znaczeniu i działam w środowisku artystycznym. Spotkanie z artystami, kuratorami, dyrektorami oraz publicznością jest niesamowitym przeżyciem i zachęca mnie do przekraczania kolejnych granic. To historia sztuki kiedyś mnie oceni, czy to, czym się zajmuję, ma wartość dla sztuki polskiej, może europejskiej. Wszystko w rękach krytyków i znawców sztuki abstrakcyjnej. Nigdy nie żałowałem swoich decyzji. Od początku liceum miałem sprecyzowane plany, aby studiować malarstwo, historię sztuki i tworzyć, z dumą mówiąc, że jestem z Kędzierzyna-Koźla, miasta sportu, niezwykłej historii i cudownych miejsc. Tu mieszkają moi ukochani rodzice, którzy zawsze mnie wspierali i którym również bardzo dużo zawdzięczam. Moja mama, jak dobrze pamiętam, nie opuściła ani jednej mojej wystawy. Życzę każdemu takiej matki, która - tak na marginesie - też malowała akwarelami, gdy uczęszczała do liceum w Głogówku. Obecnie jestem w szczęśliwym związku z moją świeżo upieczoną magister sztuki. To bardzo ważne spotkać w życiu kogoś, kto zrozumie ciebie i twoją pasję. Moje wystawy to prawdziwe uczty dla miłośnika sztuki. Nie wiem, czy pamiętasz moją pierwszą wystawę indywidualną w domu kultury „Chemik” w październiku 2013 roku z muzyką elektroniczną na żywo, gdyż sprowadziłem na nią DJ. Bardzo mile wspominam też wystawę w Filharmonii Opolskiej w 2016 roku oraz moją wystawę podyplomową w Muzeum Powiatowym w Nysie, gdzie było mnóstwo plakatów na przystankach. Jestem autorem ponad 34 wystaw. Ostatnią moją wystawę indywidualną można było zobaczyć w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Kędzierzynie-Koźlu w 2018 roku podczas Jesieni Literackiej.
- Twoja praca jest dostrzegana także tu na miejscu. W zeszłym roku otrzymałeś jedną z nagród prezydenta Kędzierzyna-Koźla dla ludzi świata kultury w kategorii malarstwo. To chyba cieszy, że ten wysiłek jest zauważany i, co istotne, doceniany.
- Jestem wdzięczy, że moja praca artystyczna jest doceniana w Kędzierzynie-Koźlu. Chociaż maluję abstrakcje, niekiedy pozwalam sobie na prace realistyczne. Tak było podczas plenerów w Kędzierzynie-Koźlu. Rozważam różne elementy kompozycji, które łączą się zarówno poprzez abstrakcję. Na przykład wycinam koła w formacie i maluję w nich realistyczny pejzaż. To ogromna radość być malarzem z Koźla lub malarzem z Rynku, jak wielu sąsiadów mnie określa, gdy widzą, jak wożę autobusami ogromne obrazy z różnych miejsc z Polski. Nawet kierowcy MZK widząc mnie z dużym obrazem, od razu otwierają główne drzwi. Nawet mając duży samochód, miałbym problem z niektórymi formatami (śmiech). Miło być kimś wyjątkowym, mieć taką niezwykłą pasję i tym żyć. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy zostanę w Kędzierzynie-Koźlu. Jestem bardzo sentymentalnym artystą. Przechodząc koło moich szkół, zawsze wspominam moje młodzieńcze lata i przez ten czas obserwuję, jak zmieniła się moja sztuka, gdzie byłem kiedyś, a w jakim miejscu jestem obecnie.
- Na kozielskim rynku znajduje się, jak to skromnie określasz, „wielki magazyn sztuki”, choć osobiście wolałbym użyć określenia „wielka galeria sztuki”. Jaki jest twój związek z tym miejscem i na co możemy się tam natknąć?
- To mój osobisty skarbiec, ogromna ilość dzieł sztuki i biblioteka. Czego tam nie ma: malarstwo, rzeźba, grafika, projekty graficzne, makiety Koźla, plakaty czy rysunki. Ojciec uprawia kulturystykę i sport na amatorskim poziomie, ja sztukę (śmiech). Chciałbym w przyszłości otworzyć na kozielskim rynku „Huczynsky Gallery”. Galerię prezentującą wyłącznie sztukę abstrakcyjną dla klienta biznesowego, nadającą się na miejsca spotkań, dobrą kawę oraz małe spotkania kulturalne. Zdaję sobie sprawę, że sama przestrzeń i specyfika miasta jest trudna, ale to moje ogromne marzenie. Do tego jeszcze elitarny klub muzyczny, ponieważ uwielbiam muzykę elektroniczną. To niesamowite, jak funkcjonują dzieła sztuki w nietypowych przestrzeniach. Studiowałem 9 lat w różnych miastach w Polsce i do dziś jestem tego zdania, że tematyka niefiguratywna jest dla wyjątkowego widza, czego przykładem jest galeria kolekcji Fibak w Warszawie. Dzięki „alfabetowi artystów opolskich” w GSW w Opolu moja sztuka też zaczyna być ostatnio zauważalna. Rodzice się śmieją, że kiedyś będą mnie wywozić ciężarówkami z kozielskiego rynku. Dlatego w tym roku musiałem stworzyć nową pracownię na swoją sztukę. Szkoda, że budując bloki spółdzielcze w latach 60., nie pomyślano, że narodzą się artyści (śmiech).
- Czego ci zatem życzyć?
- Dobrych, serdecznych ludzi wokół siebie oraz czasu, bo ostatnio doba to za mało, a przede wszystkim zdrowia. Dzisiaj każdemu z nas jest ono potrzebne. Jest jeszcze wiele obrazów i wideo-artów do stworzenia...
- Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Andrzej KOPACKI
Napisz komentarz
Komentarze