Gdy w pierwszych dniach marca koronawirus coraz bardziej zaczął rozprzestrzeniać się w naszym kraju, 10.03.2020 r. podjęta została decyzja dyrekcji DPS w Sławięcicach o całkowitym zakazie odwiedzin mieszkańców tej placówki. Zakazem objęto też pensjonariuszy, którzy od tego dnia nie mogli opuszczać murów DPS. Przeprowadzono także rozmowy z pracownikami, aby ograniczyli do minimum wyjścia z domu i kontakty z osobami postronnymi. Wszystko po to, aby nie narażać podopiecznych DPS na kontakt ze światem zewnętrznym, gdyż prawda jest taka, że tylko pracownicy placówki, albo inne osoby z zewnątrz mogły doprowadzić do zakażenia mieszkańców domu pomocy społecznej śmiertelnie niebezpiecznym wirusem.
Wreszcie 1 kwietnia grupa pracowników wyszła z inicjatywą, aby na okres dwóch tygodni zamknąć się razem z podopiecznymi i przebywać z nimi całą dobę, na dobre i na złe. Nie stanowiło dla nich większego problemu to, iż będą musieli spędzić w pracy Święta Wielkanocne, z dala od najbliższych. I tak w dniu 4 kwietnia dobrowolnie weszła pierwsza - sześcioosobowa grupa, obecnie pracę kontynuuje kolejny, tym razem siedmioosobowy zespół, a 3 maja wejdzie trzeci skład w sile sześciu osób, który pozostanie w placówce do 17 maja.
Jak się okazuje, sławęcicka placówka wdrożyła ten model funkcjonowania DPS na czas pandemii, jako pierwsza w Polsce. Mniej więcej w tym samym czasie, rotacyjny tryb wprowadził też DPS z powiecie opatowskim (woj. świętokrzyskie).
Dyrektor sławęcickiego DPS, Ewa Sawicka nie kryje satysfakcji z tego, że placówka może działać bez zakłóceń, a tryb rotacyjny zdaje egzamin: - Mamy łącznie 70 podopiecznych i ponad 40 pracowników. Znamy się tu wszyscy z imienia i nazwiska. Nie są nam też obce rodziny naszych podopiecznych. To nie jest jakiś wielki moloch, gdzie ktoś pozostaje anonimowy. Ci ludzie są dla nas jak druga rodzina. Dlatego staramy się ich wszystkich chronić najlepiej jak tylko potrafimy. Owszem, myślałam już wcześniej o takim rozwiązaniu z jakim wyszli później sami pracownicy, ale dla mnie było to trochę porywanie się z motyką na słońce. Bo jak mogłam nakazać ludziom zamknąć się w murach placówki na całe dwa tygodnie, narażając ich przy okazji na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia.
- Dla mnie dużym, ale i miłym zaskoczeniem było to, iż po pierwszej grupie ochotników znalazły się jeszcze kolejne dwa zespoły, które zadeklarowały chęć spędzenia następnych tygodni w DPS - mówi Violetta Nabrdalik, kierownik działu opiekuńczo-terapeutycznego DPS w Sławięcicach. - Jestem pełna podziwu i uznania dla wszystkich opiekunów. Ich zaangażowanie i profesjonalna postawa daleko wykroczyła poza ramy codziennych obowiązków. Cieszę się, że mogę pracować z takimi właśnie osobami.
Anna Gall była jedną z tych pracownic sławęcickiego DPS, która znalazła się w pierwszej grupie, jaka przez dwa tygodnie żyła w izolacji wspólnie z podopiecznymi ośrodka.
- Pierwszy raz zetknęliśmy się z taką sytuacją. Wspólnie podjęliśmy tę decyzję, dla dobra mieszkańców DPS. Postanowiliśmy przetestować ten wariant, zamknąć się na 14 dni, a nawet utworzyć trzy takie grupy rotacyjne. Myśleliśmy, że ta zachorowalność na kornawirusa zacznie maleć, tymczasem każdego dnia odnotowywane są kolejne przypadki. Największe ryzyko dla podopiecznych DPS, którzy już od 10 marca nie opuszczali placówki, stwarzają właśnie pracownicy, którzy nieświadomie mogą kogoś zarazić - mówi Anna Gall. - Dobrze, że druga grupa przeszła już testy na koronawirusa, bo dzięki temu unikamy ryzyka zarażenia kogokolwiek w placówce. Pierwsza grupa do której należałam, nie była jeszcze poddana tym badaniom, ale głównie dlatego, że nie chcieliśmy dłużej zwlekać z pewnymi działaniami. Liczył się każdy dzień....
Więcej przeczytacie w 17. numerze Nowej Gazety Lokalnej, który ukaże się 5 maja.
Napisz komentarz
Komentarze