- Kochani, lokomotywa z napisem Rock Kitchen zajechała do stacji Skarbowa 3 na stałe, w końcu bez przerw, postojów, przystanków na żądanie. Jesteśmy oficjalnie dla Was....do końca świata i może jeden dzień dłużej - przekonywali pod koniec 2019 roku właściciele reaktywowanego lokalu.
Nowy biznes okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę, gdyż klientów było pod dostatkiem. Grudzień zeszłego roku był pod tym względem wyjątkowo udany. Jednak radość nie trwała zbyt długo, gdyż 5 stycznia w Rock Kitchen wybuchł pożar.
Prawdopodobnie jego przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej, choć właściciele lokalu nie wykluczali, że potencjalną przyczyną mógł też być niedopałek papierosa. Nie zmienia to faktu, że okopcone wnętrze restauracji nadawało się już tylko do ponownego odświeżenia.
Odrodzeni jak Feniks z popiołów
- Pracujemy dla Was. Najpierw czyszczenie suchym lodem i ozonowanie . Będzie sterylnie jak w szpitalu. Potem jeszcze tylko malowanie oraz prace porządkowe. Jak obiecali, tak zrobili i na przełomie stycznia i lutego Rock Kitchen wznowił działalność.
To kolejne traumatyczne przeżycie dla ludzi związanych z dawnym „Tunelem”, którzy nie zapomnieli o katastrofie sprzed niespełna 23 lat. O wspomnieniach tych pisaliśmy we wrześniu 2019 roku, a dzielił się nimi na naszych łamach Janusz Albrecht.
Początki nie były łatwe. „Tunel” rozpoczął działalność w 1997 roku na dwa miesiące przed powodzią tysiąclecia. W lipcu 97., gdy przyszła wielka woda, nieszczęście dotknęło też klub muzyczny przy ul. Skarbowej 3.
Mroczne wspomnienia
- To był wieczór. Byliśmy tam wtedy z barmanem i kelnerką aż do momentu, gdy zgasło światło. Ratowaliśmy przed zalaniem co się dało. Pomagali nam nawet nasi klienci, którzy w sile około dwudziestu osób przebywali jeszcze w lokalu. Tego się nie da zapomnieć. Po trzymiesięcznym remoncie popowodziowym, otworzyliśmy lokal z końcem listopada 1997 roku - mówi Janusz Albrecht, który po cichu liczył na to, że ostatni nieszczęśliwy wypadek z 5 stycznia br. wyczerpał już limit pecha nie tylko na 2020 rok.
Rozpoczęte dzieło zdecydowali się kontynuować, ponownie przywracając popularny lokal do życia. Jednak nadzieje co do odwrócenia niekorzystnych wiatrów okazały się złudne, gdyż chyba nikt - nawet w najczarniejszych snach - nie przypuszczał, że tak szybko nadejdzie kolejny cios.
Koronawirusowe spustoszenie
Początek 2020 roku okazał się koszmarem, bo tuż po styczniowym pożarze w marcu do naszego kraju na dobre zawitała epidemia COVID-19, która wymusiła zamknięcie wszystkich lokali gastronomicznych. To istne tsunami dla całej branży, która walczy z przeciwnościami losu jak tylko może i nie traci wiary.
Na facebookowym fanpage`u lokalu czytamy: „W ROCK KITCHEN wiosna już zawitała i pierwsza część naszego ogródka czeka już na Was....jak długo można jeszcze czekać ?? A póki co każdego dnia możemy Was zadowolić naszymi pysznościami. Zapraszamy i pozdrawiamy cieplutko. Bądźcie zdrowi w tym trudnym czasie”.
Rozmawialiśmy we wtorek 21 kwietnia z Januszem Albrechtem, który powiedział "Lokalnej": - Ręce opadają, ale trzymamy się. Mam nadzieję, że życie wróci już niebawem do normy, bo otrzymuję wiele sygnałów, że nasi klienci są już potwornie wyposzczeni jeśli chodzi o kontakty międzyludzkie przy kuflu dobrego piwa.
- Działamy w ograniczonym zakresie. Wciąż dowozimy jedzenie do klientów, którzy mogą je także odebrać u nas osobiście. Liczę na to, że już wkrótce będziemy się mogli spotkać w restauracji i naszym ogródku - dodaje właściciel kozielskiego Rock Kitchen - Marek Twardowski.
Dołączamy się do tych życzeń i również wierzymy, że zła karta się odwróci, a klienci w nieodległej perspektywie będą mogli powrócić do restauracji i wyczekanych ogródków piwnych.
Napisz komentarz
Komentarze