- Staram się, najlepiej jak potrafię, podołać temu obowiązkowi, który będzie na mnie spoczywał do końca życia. Co roku w maju na Górze św. Anny i w Gogolinie organizuję Ogólnopolskie Obchody Święta Dnia Kadeta, poświęcone m.in. pamięci najmłodszego z poległych w 1921 r. podczas III Powstania Śląskiego kadeta Karola Hieronima Chodkiewicza, którego rodzice są moimi pradziadkami - wyjaśnia Mieczysław Kuleszyński. - Każdego roku w październiku organizuję też Krajowe Obchody Dziękczynienia Viktorii Chocimskiej w Krakowie, poświęcone pamięci mojego wuja hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, zwycięzcy spod Chocimia w 1621 r. - mówi pan Mieczysław, który podkreśla, że na każdym z nas ciąży obowiązek dbania o pamięć historyczną.
Rodzinna epopeja
Jego wuj Jan Karol Chodkiewicz był wielkim hetmanem litewskim oraz wojewodą wileńskim. Chodkiewicz w 1599 roku został generalnym starostą żmudzkim. Był synem Jana Hieronimowicza, dawnego kasztelana w Wilnie. Prócz zasług dla polskiego wojska, wymienić należy jego czynne uczestnictwo w rozbudowie miast. Hetman był fundatorem wielu zamków, klasztorów oraz kościołów. Postawił m.in. warownię w Bychowie oraz kolegium i szkołę jezuicką.
Chodkiewicz jako dowódca wojskowy zaczął działać w 1596 roku. Brał udział w wojnie inflanckiej. Zasłynął jako doskonały strateg i taktyk, zwłaszcza w kwestii ustawienia i kierowania oddziałami husarii. Wielkim osiągnięciem Karola Chodkiewicza było poprowadzenie polsko-litewskiej armii do zwycięstwa w bitwie pod Kircholmem w 1605 roku. Od tego czasu imię hetmana znane było na całym świecie. Gratulacje płynęły z różnych stron, m.in. z Watykanu, Austrii i Anglii. Kolejne zwycięstwo Chodkiewicza miało miejsce pod Guzowem w 1607 roku. Nieudane natomiast okazały się odsiecze na Moskwę w okresie 1611-1612. Mianowano go naczelnym dowódcą w 1617 roku podczas kolejnej wyprawy na Moskwę. Jednakże wówczas również nie udało się zdobyć stolicy Rosji.
Viktoria Chocimska
Podczas toczącej się pod Lepanto w 1571 r. decydującej bitwy morskiej zjednoczonych flot chrześcijańskich z armadą muzułmańską papież zarządził w Rzymie wielką procesję różańcową w intencji zwycięstwa. Z faktem XVI-wiecznego tryumfu chrześcijan nad islamem wiąże się podobne wydarzenie z dziejów Polski - bitwa pod Chocimiem (1621 r.) - które znane jest pod nazwą „polskie Lepanto”. Gdy w 1621 r. licząca ok. 400 tys. żołnierzy armia turecka pod wodzą Osmana II przekroczyła granice Rzeczypospolitej, 2 września hetman Jan Karol Chodkiewicz z 60 tys. żołnierzy rozbił obóz nad Dniestrem pod Chocimiem. Pierwsza walka z wojskami tureckimi przyniosła Polakom zwycięstwo, jednak nieoczekiwana śmierć (24 września 1621 r.) umiłowanego dowódcy armii Polski i Litwy - sędziwego już hetmana Chodkiewicza tak osłabiła morale rycerzy, że klęska wydawała się nieunikniona. Tymczasem Turcy z niewyjaśnionych powodów odkładali decydującą bitwę, aż wreszcie sami zaproponowali pokój. Co więcej, rokowania pokojowe zakończyły się podpisaniem traktatu korzystnego dla Polski.
Słonie jak czołgi
- To było wielkie, spektakularne zwycięstwo nad olbrzymią armią wielkiego Imperium Osmańskiego, które od XIV do XX wieku u szczytu rozwoju terytorialnego znajdowało się na trzech kontynentach: części Azji Południowo-Zachodniej, Afryce Północnej i Europie Południowo-Wschodniej. Ich armia sześciokrotnie przewyższała liczebnością wojska polsko-litewsko-kozackie. Mało kto o tym wie, że armia Imperium Osmańskiego posiadała wtedy legion słoni. Niemal każdy słyszał, że Rzymianie walczyli z Hannibalem, który wyruszył na nich do Europy i posiadał w swojej armii słonie bojowe.
Natomiast polskie wojska też musiały zmierzyć się z osmańskim legionem słoni, który w tamtych czasach spełniał na polu bitewnym funkcję współczesnej dywizji pancernej, taranującej praktycznie wszystko na swojej drodze - mówi Mieczysław Kuleszyński. - Mimo wszystko nie poddaliśmy się, a nawet zwyciężyliśmy, bo hetman Chodkiewicz był jednym z najwybitniejszych strategów w historii Polski. Cieszył się wielkim autorytetem wśród żołnierzy, którzy szli za nim jak w dym. Sułtan Osman II, gdy wrócił do Stambułu, został uduszony przez własnych żołnierzy, którzy nie mogli znieść tej hańby i potwornej klęski - dodaje pan Mieczysław, przypominając, że zwycięstwo to zostało docenione również przez Stolicę Apostolską, która z tej okazji wspólnie z królem Zygmuntem III Wazą ustanowiła w 1623 roku podwójne święto. Apostolskie święto dziękczynienia oraz ustanowione przez króla państwowe święto Viktorii Chocimskiej, obchodzone co roku 10 października.
- Pamiętajmy o nim, bo gdyby ta bitwa została wtedy przegrana, to dziś w każdym mieście na tych terenach stałby minaret, a losy Europy i świata potoczyłyby się zupełnie inaczej. Dlatego bitwa ta była tak ważna dla nas wszystkich - przekonuje pan Mieczysław.
Zresztą warto przypomnieć, że 52 lata później, 11 XI 1673 roku, miała miejsce kolejna bitwa pod Chocimiem. Tego dnia wojska Rzeczypospolitej pod wodzą hetmana Jana Sobieskiego rozbiły armię turecką. Wagę tego zwycięstwa potęguje fakt, że w tamtym czasie bitwa ta była pierwszą tak dużą klęską Turków w Europie, choć wojna z Turcją rozpoczęła się dla Rzeczypospolitej bardzo źle. Ponad 100-tysięczna armia muzułmańska wkroczyła na terytorium Polski w sierpniu 1672 roku. Zajęła ważny strategicznie Kamieniec Podolski i okrążyła Lwów. Państwo polsko-litewskie było w tym czasie zupełnie nieprzygotowane do odparcia najazdu. Mimo to ponownie odparliśmy śmiertelne dla całej Europy zagrożenie.
Nastolatki w mundurach
Zbliża się kolejna – 99. rocznica wybuchu III Powstania Śląskiego. Uczestniczyła w m.in. ponad 100-osobowa grupa kadetów, którzy zbiegli z korpusów we Lwowie i Modlinie. Co skłoniło tych chłopców, aby przemierzyć 500 kilometrów i walczyć o Śląsk? Gdy w nocy z 2 na 3 maja 1921 roku wybuchło powstanie, w Polsce panowały patriotyczne nastroje związane z tym, że kraj po 123 latach odzyskał niepodległość. W rzeczywistości losy nie wszystkich ziem były jeszcze rozstrzygnięte, a Śląsk był jednym z najważniejszych regionów, o które toczył się spór pomiędzy Polską i Niemcami.
Na Opolszczyznę w małych grupkach dotarło w sumie 112 kadetów. Zgłaszali się do władz powstańczych pod przybranymi nazwiskami, aby utrudnić swą identyfikację. Kadeci spisali się jak bohaterowie. Do jednostek wróciło ostatecznie 96 kadetów. Siedmiu rannych zostało na leczeniu w szpitalach, czterech poległo w walce, a czterech - ciężko rannych - dostało się do niewoli niemieckiej, w której prawdopodobnie zmarli. Jeden z kadetów nie został odnaleziony. Wśród poległych znalazł się Karol Chodkiewicz, który zginął 21 maja 1921 r. pod Gogolinem. Zgłosił się 11 maja do 8. pułku piechoty, gdzie dostał przydział do pracy biurowej, w której wytrwał raptem kilka godzin. Po południu zbiegł i wziął udział w walkach 8. pułku kapitana Rataja. Parę dni później podczas jednej z bitew został śmiertelnie postrzelony.
Nawiązał do tradycji
Młody Karol Chodkiewicz na wieść o tym, że toczą się walki, postanowił wesprzeć polską stronę. Urodzony 26 września 1904 r. młody kadet nie miał w tym czasie ukończonych nawet 17 lat. Miał jednak ogromną chęć do walki, która wynikała z rodzinnych tradycji. Był on bowiem potomkiem wspomnianego wcześniej hetmana Chodkiewicza, wielkiego dowódcy, który dał odpór Szwedom i Turkom. Od tego czasu cały ród Chodkiewiczów był uznawany za bohaterów. Młody kadet chciał więc nawiązać do tych pięknych tradycji rodzinnych. Od 13. roku życia działał w drużynie harcerskiej. Po ukończeniu gimnazjum wstąpił do Krakowskiego Korpusu Kadetów. Karol Chodkiewicz wybrał się na powstanie z 47-osobową grupą. Na miejsce walk dotarło tylko 25 z nich. Pozostała część oddziału, na polecenie Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w Warszawie, została zawrócona na polskiej granicy.
Tymczasem Góra św. Anny wraz z okolicą była podczas powstania strategicznym punktem dla obu walczących stron i wielokrotnie przechodziła z rąk do rąk. Od 1 czerwca francuskie wojska próbowały utworzyć strefę neutralną między zwaśnionymi stronami. Jednak 4 czerwca nastąpiła nowa ofensywa niemiecka, co doprowadziło do przesunięcia frontu w okolice Olszowej, Zalesia i Ujazdu. Z tego miejsca Niemcy kontynuowali atak na Kędzierzyn. Za oficjalną datę zakończenia powstania uznaje się 5 lipca 1921. Po stronie niemieckiej liczba zabitych i rannych sięgnęła ponad 500. Wiadomo także, że podczas walk poległo 15 włoskich żołnierzy wspierających siły niemieckie.
Orlęta Opolskie
- Ci chłopcy uciekli z ławek szkolnych i przyjechali tutaj na Opolszczyznę, aby walczyć o polskość Śląska Opolskiego. Siedmiu z nich poległo tu, na ziemi opolskiej. Pan Ludwik Łakomy w okresie międzywojennym po raz pierwszy nazwał jednego z nich, a konkretnie Karolka Chodkiewicza - „Orlęciem”. Tymczasem my tych wszystkich poległych postanowiliśmy nazwać Orlętami Opolskimi - mówi Mieczysław Kuleszyński. - Wśród nich ten najmłodszy - 16-letni Karol Chodkiewicz to dla mnie najbliższa rodzina. Konkretnie brat mojej babci. Jesteśmy więc związani z Opolszczyzną od 1921 roku. Karol zginął pod miejscowością Jasiona. To była tragiczna śmierć.
Jak opowiada pan Mieczysław, powstańcy próbowali utrzymać posterunek obronny znajdujący się w tamtejszej gorzelni. Bronili się do ostatniego naboju. Karol został ranny, więc nie zdołał wycofać się o własnych siłach. Przeczołgał się do pomieszczeń piwnicznych gorzelni i prawie mu się udało, bo żołnierze niemieccy go nie zauważyli. Była tam jednak matka z małym dzieckiem. Maleństwo zapłakało, żołnierze niemieccy je usłyszeli i wrócili. Zeszli do piwnicy i zobaczyli zakrwawionego, leżącego na workach powstańca.
- Wzięli go pod ramiona i wrzucili do studni. Na koniec obrzucili jeszcze kamieniami, żeby szybciej utonął. Jakimś cudem nie poszedł na dno. Gdy żołnierze niemieccy odeszli, wspomniana wcześniej kobieta zaczęła szukać pomocy. Ciężko rannego nastolatka wyciągnięto ze studni. Uzyskał pomoc od śląskiego rolnika o nazwisku Lepich. Rolnik zaczął szukać we wsi pogrążonej w chaosie jakiegoś transportu, aby przewieźć rannego chłopca do Gogolina, gdzie mieścił się jedyny w okolicy szpital. Transport znalazł u niemieckiego piekarza Rodnera. Proszę zauważyć, że młody polski chłopak praktycznie na polu walki uzyskuje pomoc od śląskiego rolnika i niemieckiego piekarza. Zwykły ludzki odruch ponad podziałami narodowymi - podkreśla pan Mieczysław.
Życzliwy proboszcz
Niestety, Karol na skutek odniesionych obrażeń i upływu krwi zmarł na wozie jadącym do Gogolina. Wóz zawrócił, a ciało chłopca trafiło do zbiorowej mogiły na cmentarzu parafialnym w miejscowości Jasiona, gdzie pochowano łącznie 111 powstańców.
- Dopiero 5 lipca moi pradziadkowie uzyskali zgodę władz niemieckich na przyjazd z Warszawy do Gogolina, gdzie była stacja kolejowa. Pierwsze kroki skierowali do tamtejszego kościoła i w temacie ekshumacji Karola uzyskali pomoc u księdza proboszcza z Gogolina Karola Lange. Udali się do Jasionej na mogiłę zbiorową i odkopali te groby. Ciała zawinięte były w koce. Po trzech miesiącach trudno było zidentyfikować zwłoki, ale na szczęście Karol miał na sobie medalik oraz koszulę z herbem Chodkiewiczów, które pomogły w identyfikacji - opowiada pan Kuleszyński, podkreślając, że władze niemieckie wydały decyzję, iż ciało chłopca może być ekshumowane i przewiezione do Polski tylko i wyłącznie w szczelnej trumnie. No i pojawił się problem, skąd ją wziąć. Proboszcz Karol Lange pomógł znaleźć mistrza ślusarskiego Tomasza Stanka. Wykonał on w Gogolinie żelazną trumnę, w której do dziś spoczywa kadet Karol Chodkiewicz.
- Józef Piłsudski pamiętał o tych młodych chłopcach. Marszałek spotkał się z moimi pradziadkami i uzgodniono wtedy, że Dzień Kadeta obchodzony będzie 21 maja, czyli w dniu śmierci Karola Chodkiewicza. To święto przetrwało do dziś. Widnieje w spisie świąt państwowych typu wojskowego. To jedyne święto państwowe, które zrodziła ziemia opolska i kozielska. Należy też wspomnieć o kadecie Zygmuncie Kuczyńskim, który poległ właśnie tu - przypomina Mieczysław Kuleszyński, podkreślając fakt, że ta skomplikowana i czczona do dziś historia, związana jest właśnie z naszą ziemią.
Pamięć o Karolu Chodkiewiczu i innych Orlętach Opolskich Mieczysław Kuleszyński kultywuje od lat. Regularnie uczestniczy on w Krakowie w Krajowych Obchodach Dziękczynienia Viktorii Chocimskiej, które zarazem inaugurują Dzień Kadeta na Śląsku Opolskim.
- Naród, który traci pamięć, traci swą tożsamość. Pamiętajmy o naszej często złożonej historii i naszych wielkich przodkach, bo wielokrotnie przynieśli nam chwałę. Ja jestem dumny ze swoich przodków - nie ukrywa Mieczysław Kuleszyński.
Napisz komentarz
Komentarze