- Dawid, czy ty masz chociaż trochę wolnego czasu, jakiś urlop?
- Nasz rok wygląda tak, że pracujemy praktycznie przez cały czas. Po sezonie zimowym weszliśmy w kolejny etap przygotowań do następnego sezonu. Jedynie w okolicach świąt wielkanocnych mieliśmy trochę wolnego, a później wróciliśmy do pracy i tak jest do teraz. Każdy tydzień to treningi i obozy. Przygotowania idą pełną parą.
- Czyli de facto pracujecie non stop. Nie znudziły się wam już te narty?
- Niestety, przerw między treningami nie ma zbyt wiele. Dlatego zaraz po zakończeniu sezonu zimowego przygotowujemy się do kolejnych startów. Najpierw latem, a potem już na białym puchu w sezonie.
- Jak zatem przebiegają te przygotowania do nowego sezonu i decydujących startów w pucharze świata?
- Przebiegają dobrze, swoim naturalnym torem. Zresztą jak co roku. Okres wiosenny to dla nas wytężona praca przede wszystkim na siłowni. Przeznaczamy ten czas na zbudowanie bazy fizjologicznej przed kolejnym sezonem. W połowie maja weszliśmy już na skocznię, więc do tych treningów siłowych dołączamy technikę. Nie ma niespodzianek. Skupiamy się na tym, aby swoje umiejętności nieustannie podnosić.
- Dawid, z tego, co pamiętam, to jesteś młody żonkoś, bo 1 maja tego roku wziąłeś ślub. Serdecznie gratuluję! Ale jak cię tak słucham, to dochodzę do wniosku, że rzadko bywasz w domu. Jak to znosi twoja druga połówka? Teraz już żona.
- Ciężko. Prawda jest taka, że jako skoczkowie dużo jeździmy. Często nie ma nas w domu. Podejrzewam, że - choć nie znam tego od kuchni - w przypadku innych dyscyplin sportowych jest podobnie. Trzeba sobie jakoś radzić. To pewne ułatwienie dla mnie, bo przynajmniej nie mam się kiedy pokłócić. Więc kiedy jestem w domu i mamy trochę czasu dla siebie, to staramy się go wykorzystać jak najlepiej i mieć go tylko dla siebie. A kiedy trzeba już jechać do roboty, to poświęcam temu całą uwagę. Moja żona zna mnie przecież nie od dziś, wie, jak to wygląda i że nie jest to taka sielanka. Ale wie też, że robimy to po coś. Te rozłąki, szczególnie dla żony, nie są zapewne łatwe, ale cieszę się, że wytrzymuje i daje radę.
- Jak przedstawia się współpraca z nowym trenerem kadry narodowej Michalem Doležalem?
- To jest współpraca z nowym starym trenerem, bo Michal Doležal przyszedł do nas w tym samym czasie co Stefan Horngacher. Oni ze sobą współpracowali, więc teraz tak naprawdę to jest kontynuacja tej myśli szkoleniowej, którą rozpoczęliśmy parę lat temu. Wiadomo, że pojawiają się jakieś drobne zmiany, ale jest to konieczne po sezonie, abyśmy mogli stać się jeszcze lepszymi zawodnikami. Robiąc to samo, nie posuwalibyśmy się do przodu. Więc kosmetyczne zmiany w treningach są, ale z grubsza - jeśli chodzi o całą myśl szkoleniową - bazujemy na tym samym. To się sprawdziło, zatem nie ma jakiejś rewolucji.
- Wprawdzie do kolejnych Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pekinie pozostało jeszcze sporo czasu, bo zaplanowano je na początek 2022 roku, ale zapewne gdzieś z tyłu głowy o nich myślicie?
- Owszem. Myślę, że nie tylko ja, ale i reszta chłopaków z naszej grupy ma to tak poukładane w głowie, że idziemy na trening, bo po pierwsze chcemy, a po drugie wiemy, dlaczego chcemy to robić. To nie jest tak, że robimy to tylko dlatego, bo trener kazał. Wiadomo, że nie tylko igrzyska olimpijskie, ale i inne wielkie imprezy, które w międzyczasie będą organizowane, są takimi motorami napędowymi do tego, aby na treningu dawać z siebie sto procent. Mamy przed sobą cały sezon pucharu świata, który też jest bardzo ważny. Zatem pracujemy ciężko, aby przez cały czas być w czołówce i w dobrej formie. Nie da się tak naprawdę wstrzelić z formą tylko w jedną dużą imprezę. Jeśli człowiek jest przygotowany do całego sezonu i przez cały czas startuje, to zwiększa swoje szanse na to, że i na głównej imprezie pokaże się z jak najlepszej strony.
- Dawid, co ci dał tytuł mistrza świata?
- Na pewno była to nagroda za te wszystkie lata pracy. To jest coś, co tak naprawdę podnosi mnie na duchu, bo długo musiałem na to czekać. Poza tym wiele się nie zmieniło w moim życiu, bo ja i koledzy pracujemy tak samo albo i jeszcze ciężej. Zatem wielkich zmian nie ma, ale na pewno zawsze gdzieś z tyłu głowy i w sercu zakodowane jest to, że taki sukces mam już na swoim koncie. Dodaje mi on pewności siebie oraz motywuje do dalszej pracy.
Napisz komentarz
Komentarze