Reklama
środa, 25 grudnia 2024 01:55
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Bogactwo tradycji, obrzędów i wierzeń związanych ze świętami Bożego Narodzenia

Kto z nas nie lubi świąt Bożego Narodzenia? Zapachu choinki, świątecznych przysmaków i prezentów? To święta bardzo rodzinne, a przy tym niezwykle barwne i bogate w tradycje ludowe. Z samą Wigilią wiąże się wiele rytuałów, wróżb i wierzeń, sięgających korzeniami bardzo dawnych czasów.
Kolędnicy na polskiej wsi

Źródło: Muzeum Narodowe Ziemii Przemyskiej

Święta Bożego Narodzenia obchodzone są w Polsce od X w. Aż do XVIII w. mówiono, że są to Gody lub Godnie święta. God po słowiańsku oznacza ‘rok’, dlatego moment, w którym stykają się ze sobą dwa lata, nazywano godami. Dawniej nowy rok witano 25 grudnia, czyli w dniu narodzin Chrystusa, zatem całą uroczystość chrześcijańską zaczęto określać mianem Gody. Nazwa ta wiąże się także, jak pisze Teresa Smolińska w „Tradycyjnych zwyczajach i obrzędach śląskich”, ze zwalnianiem ze służby parobków, dziewek, czeladzi bądź najmowaniem ich do nowej, czyli tzw. godzeniem służby.

„U ludu naszego „Gody” znaczą czas od Bożego Narodzenia do Trzech Króli, w którym wszystkie wieczory nazywano „świętemi”, wystrzegając się podczas tychże wszelkiej pracy, a tylko spędzając czas na wzajemnych odwiedzinach, ugaszczaniu i śpiewaniu prastarych pieśni, które duchowieństwo postarało się zastąpić jasełkami i kolędami o narodzeniu Jezusa Chrystusa” - pisze Zygmunt Gloger w „Encyklopedii staropolskiej”. A że okres świąt Bożego Narodzenia, czyli od Wigilii do Trzech Króli, liczy 12 dni, nazywano go również Dwunastnicą.

„Ponieważ Boże Narodzenie i rozpoczęcie nowego roku uczyniły Gody najweselszą uroczystością doroczną, nie tylko modlitwą, ale i ucztowaniem obchodzoną, ucztowanie to zatem nazywano od godów „godowaniem,” a wyraz „gody” stał się synonimem każdej biesiady uroczystej, zwłaszcza weselnej” - czytamy dalej u Glogera. Stąd znane i dzisiaj określenia: srebrne, złote, brylantowe i diamentowe gody, czyli 25., 50., 60. i 75. rocznica ślubu.

Strzelanie z biczów

Wigilia w całej obrzędowości dorocznej jest dniem wyjątkowym. Postrzegana jako czas święty, który wymaga odpowiedniego przygotowania. Do wielu zdarzeń, niektórych zachowań, a nawet gestów przywiązywano tego dnia wielką wagę - mogły one bowiem zadecydować o pomyślności i zdrowiu w nadchodzącym roku. Jerzy Pośpiech w „Zwyczajach i obrzędach dorocznych na Śląsku” pisze, że dzieci starały się być posłuszne w tym dniu - w myśl przysłowia: „Kto oberwie we Wigilije, tyn będzie bity cały rok”. Wystrzegano się również kłótni i sprawiania przykrości bliźnim. Tego dnia należało wstać wcześnie, żeby nie być ospałym przez cały przyszły rok. Starano się nic nie pożyczać, uważano bowiem, że kto tego dnia coś z domu swojego daje, ten niczego się nie dorobi. Nie wolno było rąbać drewna, gdyż cały rok bolałaby głowa. Wstrzymanie się z rąbaniem drewna miało też chronić przed nieurodzajem i gradobiciem. Był także zakaz wykonywania większych prac gospodarskich, a także prania i rozwieszania bielizny na sznurze. Łączono to z groźbą śmierci któregoś z domowników. Nie wolno nawet było kłaść czapki na stole, żeby krety nie zryły pola. Żeby pieniądze się domu trzymały, należało sąsiadom podrzucić śmieci. Jeśli chodzi o tradycję przyjmowania gości w tym dniu, na Śląsku bywało z tym różnie. Jedni zabiegali o obecność kogoś obcego, inni zamykali drzwi na klucz, aby nie sprowadzić na dom nieszczęścia. Wystrzeganie się obcego było zwyczajem jednak bardziej rozpowszechnionym.

W Wigilię na Śląsku był także zwyczaj strzelania z biczów, praktykowany jeszcze na początku XX w. Jego opis znajdziemy właśnie u Pośpiecha: „W godzinach popołudniowych schodzili się przed dworami synowie gospodarscy i służba z całej wsi i strzelali z biczów (karwaczy) na wiwat. (…) Strzelaninie tej przypatrywał się dziedzic z rodziną, a zapłatą za wiwat był datek pieniężny. Następnie parobcy udawali się przed probostwo i tam również strzelali, za co otrzymywali od proboszcza nieco grosza na piwo. Potem strzelili kilka razy na trzech lub czterech krańcach wsi, po czym spieszyli do swych domów, zbliżała się bowiem pora wieczerzy wigilijnej”.

Wierzono, że Wigilia jest dniem, w którym wszystko zaczyna się toczyć od nowa. W trakcie wieczerzy dochodziło do wszechpojednania – żywych i zmarłych, ludzi i zwierząt. To właśnie tej nocy „woda w źródłach i potokach zamieniała się na krótki czas w miód, wino, a nawet złoto. (…) Niebo i ziemia otwierały się, ukazując swoje skarby. Wierzono, że kamienie wychodzą z ziemi i poruszają się, że zakwita nie tylko cudowny kwiat paproci, ale również inne kwiaty oraz drzewa owocowe” (za „Encyklopedią tradycji polskich” Renaty Hryń-Kuśmierek i Zuzanny Śliwy). Wierzono, że domowe i leśnie zwierzęta rozmawiają ze sobą ludzkim głosem. Niestety, te wszystkie cuda były dostępne jedynie człowiekowi bez grzechu i wielkiej odwagi. Tradycja zna wiele podań o śmiałkach, którzy przysłuchiwali się rozmowom zwierząt. Te zwykle przepowiadały im rychłą śmierć. Przychodziła ona po ciekawskich jeszcze tej samej nocy.

Kąpiel przed kolacją

Powszechne też było przekonanie, że w Wigilię przychodzą dusze przodków. Dlatego obowiązywał zakaz przędzenia, tkania i szycia, gdyż dusze mogły się zaplątać w nici. Nie wylewano także wody w obawie przed zmoczeniem jakiegoś zmarłego przodka. Dusza zadowolona zawsze była potężnym opiekunem domu, obrażona – mogła narobić wiele szkód. Przez całą noc płonął w piecu ogień, aby dusze mogły się przy nim ogrzać. Niektóre gospodynie przygotowywały dla nich specjalny stolik (nie mogło leżeć na nim żelazo, gdyż odstraszało ono duchy), uchylały okno lub drzwi, szykowały ulubione potrawy: mak, miód, pszenicę i chleb.

Wszystkie czynności związane z gospodarstwem i przygotowaniem wieczerzy musiały być ukończone przed zmrokiem. Całe obejście i izbę trzeba było gruntownie wysprzątać, ponieważ mógł się tam ukryć diabeł, a potem wszystko przygotować na wieczorną wieczerzę.

Na Śląsku, jak pisze Teresa Smolińska w „Tradycyjnych zwyczajach o obrzędach śląskich”, praktykowany był zwyczaj stawiania snopa żyta w kącie izby. Był on dekorowany suszonymi owocami (najczęściej jabłkami) oraz orzechami, po święcie zaś przechowywano go aż do wiosny. To właśnie z nasion pochodzących z kłosów tego snopa należało rozpocząć przyszłoroczny siew. Stół nakrywano białym obrusem, pod którym układano siano lub słomę - symbol narodzin Pana Jezusa w biednej stajence. Nieraz rozściełano je także po podłodze.

Pod stołem umieszczano jakieś żelazne i ostre narzędzia, aby mieć zdrowe nogi i aby krety i inne szkodniki nie niszczyły zbiorów. Do kolacji każdy musiał się odpowiednio przygotować: umyć, uczesać i odświętnie ubrać. Panowało przekonanie, że bez szczęścia będzie ten, kto do stołu zasiądzie brudny. Kiedy na niebie pojawiała się pierwsza gwiazda, wszyscy zasiadali do wieczerzy, ale nie jak kto chciał. Na Śląsku pierwszeństwo przysługiwało gospodarzowi, po nim miejsce zajmowała gospodyni, a potem rodzina kolejno według wieku, aby „tymże umierać porządkiem”. Zwyczajową praktyką było dmuchanie na ławę, by nie usiąść przypadkiem duchowi na kolanach, albowiem „stół łączył wszystkich domowników, zarówno żyjących, jak i zmarłych, którzy mogli w tym wyjątkowym czasie przebywać w swoich ziemskich domach” (za „Encyklopedią tradycji polskich” Renaty Hryń-Kuśmierek i Zuzanny Śliwy). Posiłek rozpoczynano od wspólnej modlitwy, także za zmarłych domowników, a następnie łamano się poświęconym opłatkiem, który na Śląsku nazywano kołoczem Pana Jezusa. Życzono sobie zdrowia, pomyślności i błogosławieństwa Bożego, przepraszano za wyrządzone krzywdy. Zwyczaj łamania się opłatkiem na Opolszczyźnie przyjął się dopiero w okresie międzywojennym.

Na wigilijnym stole

Dania wigilijne były postne, sporządzone z darów lasu, pól, ogrodów, stawów, rzek i jezior. Każdej potrawy należało spróbować, aby niczego w nadchodzącym roku nie zabrakło. Do wieczerzy wszyscy zasiadali głodni, obowiązywał bowiem całodzienny post. Na śląską wigilię przygotowywano dania, które zarezerwowane były wyłącznie na tę okazję: siemieniotkę i moczkę oraz makówki, potrawy niespotykane w innych regionach kraju. Siemieniotka to polewka z siemienia konopnego, rozgotowana z kaszą jaglaną, z dodatkiem kaszy tatarczanej. Moczka to rodzaj gęstego sosu, używanego do klusek. Występuje w kilku odmianach, ale jej zasadnicza baza to piernik i pieczki, czyli suszone owoce, które są moczone i rozgotowywane. Makówki zaś to plastry bułki moczone w mleku, przekładane makiem z dodatkiem bakalii, potem ochłodzone. Były też śledzie i kapusta z grzybami.

Na Opolszczyźnie obowiązkowo musiała się znaleźć na wigilijnym stole zupa grochowa. Jadano też ryby, kapustę z grzybami i ziemniaki. Podawano także słodką zupę migdałową. Nie mogło zabraknąć strucli, czyli pszennej bułki, i chleba. Pieczono je w Wigilię. Gospodyni struclę umieszczała głęboko w piecu, a chleb nieco bliżej. Inne najpierw wkładały do pieca bochenek dla męża, potem kolejno dla siebie, dzieci, biednych i służby. Jeśli pierwszy bochenek się udał – wróżyło to szczęście pana domu, jeśli drugi – mąż pił zdrowie żony. Na koniec podawano kompot z suszonych owoców. Zaraz po wieczerzy należało zjeść jabłko, żeby gardło nie bolało, i orzecha, żeby mieć zdrowe zęby. Kolację kończono modlitwą dziękczynną. Resztek ze stołu wigilijnego nigdy nie wyrzucano. To, co zostało z wieczerzy, dawano bydłu. Szczególnie wyróżniano psa, koguta, gąsiora i kaczora. Dawano im chleba z czosnkiem, żeby dobrze pilnowały domostwa.

Wszystkim daniom wigilijnym przypisywano symboliczne znaczenie, np. chleb symbolizował dobrobyt i początek nowego życia, wypieki z mąki zapewniały pomyślność w nadchodzącym roku, ryba przypominała o chrzcie, zmartwychwstaniu, odradzaniu życia oraz nieśmiertelności, groch chronił przed chorobami, mak był symbolem płodności. Jabłka symbolizowały miłość, zdrowie, pokój, zgodę, nieśmiertelność, wieczną młodość i odkupienie. Śliwki wypędzały złe moce i także przedłużały życie. Taki sam wpływ miały gruszki, które jeszcze przyciągały szczęście i dostatek.

Choinka i opłatek

Do tradycji należało dopilnowanie, aby do wieczerzy wigilijnej zasiadała parzysta liczba osób - nieparzysta miała wróżyć rychłą śmierć jednego z biesiadników. Przy stole pozostawiano wolne miejsce dla nieobecnych lub zmarłych.

Już nie tak jednoznacznie przedstawiana jest liczba potraw szykowanych na ucztę wigilijną. Najczęściej mówi się o tradycji przygotowywania dwunastu potraw, co ma nawiązywać do 12 miesięcy w roku i 12 apostołów, którzy poszli za Jezusem. Jednak dawne przekazy podają, że liczba postnych potraw wigilijnych była nieparzysta i zależała od stanu. Na stole wigilijnym w domu chłopa pojawiało się ich siedem, u szlachcica - dziewięć, a na dworze magnackim - jedenaście. Nieparzysta liczba potraw miała oznaczać urodzaj w nowym roku. Współcześnie gospodynie dbają, aby potraw było jak najwięcej, co ma zapewnić w nadchodzącym roku dobrobyt.

Niegdyś opłatkom wigilijnym przypisywano wiele różnych, niezwykłych, dobroczynnych właściwości. Wierzono, że ten, kto opłatkiem się łamie, nie zazna przez cały rok głodu i, co więcej, będzie mógł dzielić się chlebem z innymi. Na Śląsku powszechne było przekonanie, że jeśli ktoś zabłąkany w lesie przypomni sobie, z kim opłatek łamał, to szybko odnajdzie drogę i szczęśliwie powróci do domu. Okruch opłatka wrzucony do studni miał oczyszczać wodę, a pijącym ją ludziom i zwierzętom zapewnić zdrowie i siłę. W wigilijny wieczór opłatek dostawały także domowe zwierzęta. Dla nich przygotowywało się specjalne opłatki - barwione. Po kolacji gospodarz dzielił się nimi ze zwierzętami. Miały one je chronić od chorób i zapewnić dobry chów.

Z opłatka wykonywano także różne ozdoby, które wieszano pod sufitem, nad wigilijnym stołem. Miały one zapewniać dostatek i szczęście, chronić dom przed piorunem, pożarem i innymi nieszczęściami w nadchodzącym roku. Opłatek był symbolem jedności i zgody w rodzinie.

Zielonemu drzewku także przypisywano czarodziejską moc. Zwyczaj stawiania choinki przywędrował do Polski z Niemiec. Na Śląsku choinki pojawiły się w XIX w. Na wsi jeszcze później. Zanim w śląskich domach zagościła choinka, powszechny na tym terenie był kult żłóbka, inaczej szopki, czyli betlejki. W biedniejszych rodzinach wycinano je z papieru. Zamożniejsi kupowali w sklepie gotowe komplety. Potem pojawił się tak zwany podłaźnik. Robiono go z gałęzi świerku, sosny lub jodły, strojono orzechami, jabłkami, kolorowymi wstążkami. Gałęzie ścinano wcześnie rano w lesie, ponieważ wierzono, że temu, kto pierwszy przyniesie je do domu, najwcześniej wzejdzie zboże. Wieszano go pod sufitem, nad stołem wigilijnym, nad drzwiami wejściowymi, a nawet w oborze czy stajni. Według tradycji zawsze wieszał go gospodarz domu. Wierzono, że podłaźnik przyniesie szczęście, zdrowie, dobrobyt i zgodę w rodzinie, a pannom szczęście w miłości i szybkie zamążpójście.

Miejsce podłaźników zajęły choinki. Gospodarz udawał się do lasu po drzewko w dzień wigilijny. Zdobiono je nadal jabłkami, orzechami i piernikami. Później także ozdobami wykonanymi z wydmuszek, piórek, słomy i kolorowego papieru. Choince przypisywano moc niszczącą zło i chroniącą przed złymi urokami. Zielone gałązki stanowiły symbol życia, płodności i radości. Zwyczaj składnia prezentów pod choinką znany był dawniej tylko w najbogatszych domach szlacheckich i mieszczańskich.

Czas na wróżby

Wigilia była uważana za noc niezwykłą, w tę noc – według tradycji – można było zajrzeć w przyszłość. Z czego wróżono? Najczęściej z siana, słomy, orzechów i jabłek. Mnóstwo wróżb znajdziemy u Jerzego Pośpiecha w „Zwyczajach i obrzędach dorocznych na Śląsku”.

Zaraz po wieczerzy panny i kawalerowie ciągnęli źdźbła siana lub słomy spod obrusa. Zielone oznaczało rychły ślub, zwiędłe – oczekiwanie, a żółte – staropanieństwo lub pozostanie w stanie kawalerskim. Orzechów na wróżbę brano cztery, tyle, ile pór roku, albo dwanaście, tyle, ile miesięcy w roku. Jeśli orzech był zdrowy – wróżyło to powodzenie. Jabłka zaś do wróżby krajano w poprzek. Jeśli pestki układały się w gwiazdę – wróżba była pomyślna, jeśli w krzyż – oznaczało to ciężkie przeżycia i kłopoty w nadchodzącym roku. Wróżb matrymonialnych było bardzo dużo. Jeśli dziewczyna w Wigilię ucierała mak, mogła spodziewać się rychłego zamążpójścia. Panny, sprzątając po wieczerzy, wpuszczały do izby psa, dawały mu resztki jedzenia, a potem wypędzały na pole. Pilnie obserwowały, w którą stronę pies zaszczeka, gdyż z tej właśnie miał przybyć przyszły mąż. Próbowano także odgadnąć przyszłość ze snopka. Parzysta liczba ziarenek oznaczała rychły ślub. Wizyta kawalera w domu dziewczyny w okresie świąt Bożego Narodzenia traktowana była jak przyjście w konkury. Jeśli usiadł on pod podłaźnikiem i zerwał z niego jabłko lub orzech, oznaczało to zaręczyny. Dziewczęta, idąc na pasterkę, zabierały pod pachą jabłko, by w drodze powrotnej, o ile nie upadło ono na ziemię, zapytać pierwszego napotkanego mężczyznę o imię – takie samo miał mieć jej przyszły mąż.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: Proboszcz z PiSTreść komentarza: Lekkie rozczarowanie, miałem nadzieję na szturm a tu jedynie garstka. A wystarczyło DAĆ masło z 4,99Data dodania komentarza: 24.12.2024, 13:13Źródło komentarza: Wielkie otwarcie sklepu Dealz w Kędzierzynie-Koźlu! ZDJĘCIA i WIDEOAutor komentarza: OkiTreść komentarza: Szczur ucieka z pokładu ! Nie ma dużej kasy nie ma grania! Gwiazdorzy!!! Wstyd wstydData dodania komentarza: 23.12.2024, 18:42Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025!Autor komentarza: MaxTreść komentarza: Rychu ty to pewnie nie korzystasz z dobroci techniki itp no i pewnie mieszkasz w ziemiance?!Data dodania komentarza: 23.12.2024, 18:39Źródło komentarza: Wielkie otwarcie Dealz w Kędzierzynie-Koźlu! Sprawdź co kupisz i w jakich cenachAutor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: ...ktoś mi powie kto to mógł wymyślić???Data dodania komentarza: 23.12.2024, 17:12Źródło komentarza: Potężny podświetlany kaseton z hasłem "ZAKOCHAJ SIĘ W KK" stanie obok lokomotywyAutor komentarza: MieszkaniecTreść komentarza: ...ktoś mi powie, kto to wymyślił??? Czy to może taki świąteczny żart???Data dodania komentarza: 23.12.2024, 17:11Źródło komentarza: Potężny podświetlany kaseton z hasłem "ZAKOCHAJ SIĘ W KK" stanie obok lokomotywyAutor komentarza: kibicTreść komentarza: To po co tu się zapisał? Mógł od razu do Nysy jechać.Data dodania komentarza: 23.12.2024, 15:23Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025!
Reklama
słabe opady deszczu

Temperatura: 2°C Miasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1034 hPa
Wiatr: 4 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna