Historię drapieżnego kota o imieniu Lambo zna wielu. Serwal sawannowy z Długomiłowic, który pewnego dnia poczuł zew natury i wybrał się na samodzielną wycieczkę, wzbudził wielkie zainteresowanie w całej Polsce.
Zwierzę, oswojone, lecz płochliwe, uciekło z domu przez okno. Mimo intensywnych poszukiwań długo pozostawało nieuchwytne.
Początkowo podejrzewano, że dziki kot mógł przebywać w promieniu kilku kilometrów od domu. Zaczęły jednak spływać sygnały o zauważaniu serwala w odleglejszych miejscach. Widziano go m.in. w położonej nieopodal Kietrza Nowej Cerekwi czy w Rakowie w powiecie głubczyckim.
Kot został w końcu schwytany 40 km od domu, w Jędrychowicach, leżących niedaleko granicy z Czechami. Stał spokojnie pod drzewem.
Mężczyzna, który go znalazł, żeby było śmiesznie - o nazwisku Kot, po namowach pana Arkadiusza zabezpieczył zwierzę w samochodzie. Serwal był bardzo zmęczony, schudł kilka kilogramów i miał kleszcze, ale ogólnie w dobrej kondycji. Po powrocie do właścicieli nad wycieczki przedkładał odpoczynek w domu. Kiedy po kilku dniach powrócił do dawnej formy, postanowiliśmy dowiedzieć się więcej o nieoczekiwanej wyprawie drapieżnika.
Kto mógł, to pomagał
- Emocje już trochę opadły, ale byliśmy naprawdę wykończeni tymi dziesięcioma dniami poszukiwań, dniem i nocą, cały czas odbierając telefony - przyznaje Arkadiusz. - Każdy sygnał musiał być sprawdzony. Otrzymaliśmy nawet informację z Krasiejowa, gdzie również cały dzień go szukaliśmy.
Młodzi mieszkańcy Długomiłowic, oprócz Lambo, mają jeszcze trzy koty dachowce.
- Taki kociarz trochę jestem. Kiedyś miałem siedem kotów jednocześnie- zdradza właściciel serwala.
Zanim jego serce skradł ośmiotygodniowy Lambo, którego dwa lata temu nabył od hodowcy z Rybnika, rozważał zakup karakala i ocelota. Padło na serwala.
Ów hodowca, wiedząc o ucieczce zwierzęcia z Długomiłowic, próbował pomóc, rozmawiając z opolskim zoo.
- A my rozmawialiśmy z jedną panią z okolic Szczecina, której tego samego dnia też uciekł serwal. To była kotka, która miała ruję. Po dwóch, trzech dniach udało się ją złapać. Udało nam się załatwić od tej pani kocyki z zapachem kotki. Mieliśmy nadzieję, że to może ściągnie Lambo do domu - mówi Natalia. W Długomiłowicach mieszka przez większość życia. Arkadiusz pochodzi z Kędzierzyna-Koźla. Razem z Lambo przez pół roku mieszkali w Miejscu Kłodnickim.
Dwa dni po zaginięciu zwierzęcia panie z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami również zaoferowały pomoc i mocno zaangażowały się w poszukiwania.
- Budujące jest, że tyle ludzi chciało nam pomóc w poszukiwaniach. Dzwonili, udostępniali informacje o jego zaginięciu. Wieści dotarły do kolegi z Warszawy, znajomy z Mazur też słyszał o naszym serwalu - mówi Arkadiusz.
Nadzieja umiera ostatnia
Najczarniejszy scenariusz zakładał, że dzikiego kota nie uda się sprowadzić do domu. Szczególnie gdyby przekroczył granicę z Czechami, bo nie wiadomo, co zrobiłyby czeskie służby.
- Bałem się, że mogliby go odstrzelić. W Czechach żyje dużo rysiów. Serwal mógłby się skrzyżować z tym zwierzęciem, powstałoby zagrożenie gatunkowe - wyjaśnia Arkadiusz.
Cały artykuł w 22. numerze "Nowej Gazety Lokalnej", który ukazał się 11 czerwca. Dostępny również w formie elektronicznej - E-WYDANIE
W galerii zdjęcia młodziutkiego Lambo z archiwum jego właścicieli. Zdjęcia ze spaceru z serwalem - TUTAJ.
Napisz komentarz
Komentarze