Reklama
sobota, 2 listopada 2024 19:16
Reklama
Reklama
Reklama

PRIMA APRILIS. Tajemnicze stworzenie z kozielskiego portu

Tajemnicze stwory od wieków fascynują ludzi. Szkocja ma potwora z Loch Ness. Chupacabra żyje w Portoryko i Meksyku. Yeti można spotkać w Himalajach, a Wielką Stopę w Górach Skalistych. W Kędzierzynie-Koźlu też mamy historię o dziwnym stworzeniu, które pływało w Odrze. Jedni mówią, że to gigantyczny sum, inni zarzekają się, że to nie była ryba.
PRIMA APRILIS. Tajemnicze stworzenie z kozielskiego portu
Szkocja ma potwora z Loch Ness. W kozielskim porcie też widziano dziwne stworzenie

Pan Stanisław ma 73 lata i choć siwizna dawno przeprószyła mu głowę, to wzrok ma sokoli, a pamięć niezawodną.

- Pierwszy raz widziałem to „coś” w czerwcu 1972 roku, gdy zacząłem pracę na pchaczu „Bizon”. Odbijaliśmy od nabrzeża w basenie numer 2, gdy zobaczyłem dziwny cień na wodzie w pobliżu lewej burty. Skupiłem swój wzrok, a to poruszyło się i zeszło głębiej pod wodę. Mogło mieć ze trzy metry długości - wspomina nasz rozmówca.

Wtedy za bardzo nie zastanawiał się nad tym, co widział, ale stwór szybko o sobie przypomniał. Kilka dni później siedział z wędką nad Odrą. Nic nie brało, więc obserwował sznur jednostek transportowych wpływających i wypływających z portu. To były czasy, gdy miejsce to tętniło życiem. Pomachał do znajomego przypływającego obok na „Turze” , gdy nagle zobaczył coś dziwnego poruszającego się za pchaczem.

- Najpierw myślałem, że to olbrzymia ryba, ale gdy przepłynęło bliżej mniej zobaczyłem, że to bardziej przypomina wielką fokę. Miało głowę z dużymi oczami na długiej szyi, owalny, podłużny korpus, zakończony ogonem, ale ciało pokryte było szaro-srebrzystymi łuskami. Potrafiło błyskawicznie przyspieszyć i osiągnąć sporą prędkość - opowiada z dokładnością pan Stanisław.

Był w szoku i swoim odkryciem postanowił podzielić się ze swoim przełożonym. Mieczysław, nieżyjący już kapitan pchacza „Bizon O-18” wcale nie był zdziwiony historią o dziwnym stworzeniu. Przyznał, że zarówno on, jak i inni pracownicy portu widzieli coś dziwnego w wodzie. Stwór był płochliwy, ale nie stronił od ludzi. Trzymał się na dystans, jakby obserwując to, co dzieje się wokół niego, ale wystarczył moment i znikał pod wodą. Niektórzy sądzili, że to olbrzymi sum i próbowali go złowić, ale nikomu się nie udało, więc dano sobie spokój. Pojawił się nawet jakiś naukowiec z Wrocławia, który przez kilka tygodni prowadził obserwacje i badania wody, ale nic konkretnego nie ustalił.

- Byli tacy, którzy widywali to „coś” regularnie, a i tacy, którzy pracując w porcie 10 czy 20 lat nie natknęli się na stwora - wspomina emerytowany marynarz. - Pewien major z kozielskiej jednostki wojsk rakietowych opowiadał mi kiedyś przy butelce „Żytniej”, że na początku 1945 roku Niemcy przywieźli kilkadziesiąt tajemniczych beczek z kędzierzyńskich zakładów IG Farben do kozielskiego portu. Załadowano je na barkę i miały popłynąć do Wrocławia, ale wtedy nadleciały radzieckie szturmowce Ił-2, zbombardowały basen numer 2 i posłały statek na dno. Wkrótce ruszyła ruska ofensywa. Niemcy ofiarnie bronili portu, do końca próbując wydobyć zatopiony transport. Sowieci, gdy zajęli nasze miasto, to rozpoczęli wielki szaber. Całą infrastrukturę z portu rozebrali, załadowali na wagony i wywieźli na wschód. Wydobyli też część beczek z zatopionej barki i zabrali do Moskwy. Podobno była to jakaś nieznana do tej pory broń chemiczna, wyprodukowane przez IG Farben. Może, jakieś zwierzę miało kontakt z toksyczną substancją i zmutowało - snuje swoją opowieść nasz rozmówca.

Marynarze śródlądowi z Koźla nazwali stworzenie „strażnikiem portu”. Nikomu nic nie robił, nikomu nie przeszkadzał, stał się dla nich czymś oczywistym, towarzyszem w ciężkiej pracy. Nie rozpowiadali o nim, chroniąc w ten sposób przed ludzką ciekawością. Stwór nie zyskał rozgłosu, jak choćby „Paskuda” z Zalewu Zegrzyńskiego. Pozostał lokalną legendą, o której z czasem zapomniano, gdy w mieście zabrakło marynarzy.

Lata mijały, transport śródlądowy przestał być opłacalny, a port w Koźlu podupadał. Pan Stanisław pływał po Odrze do 1990 roku. Wtedy też ostatni raz widział „strażnika”.

- To był jeden z ostatnich transportów węgla z Koźla do Szczecina. Później wyjechałem do pracy za granicę. Stwór podpłynął i towarzyszył nam przez kilkaset metrów. W pewnym momencie wysunął głowę nad powierzchnię i jakby żegnał się z odpływającą barką. Trwało to kilkanaście sekund. Na wysokości stoczni skrył się pod wodę i zawrócił do portu. Pamiętam tę scenę, jakby to było wczoraj - wspomina pan Stanisław, który wyprowadził się z naszego miasta i przez niemal 30 lat mieszkał i pracował w Niemczech, ale na stare lata wrócił do kraju.

Przez te lata kilka razy odwiedził Koźle, i za każdym razem udawał się do portu. Ze łzami w oczach mówi o tym, jak miejsce to zamieniło się w ruinę. Gdy przychodził nad wodę wypatrywał „strażnika”, ale nie zobaczył go już ani razu.

- Może, jak port umarł, to on razem z nim, a może odpłynął w inne miejsce, gdzie są jeszcze barki i marynarze śródlądowi. W to chcę wierzyć, że gdzieś tam jest i wróci, gdy kozielski port zostanie odbudowany i znów zaczną w nim pracować ludzie - rozczula się senior.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Wagarowicz 21.04.2024 18:53
W kwietniu 1969 roku byliśmy na wagarach przy wyjściu z portu,widzieliśmy coś płynącego za barką. Byliśmy po kilku jabolach patykiem pisanych,myśleliśmy że trochę za dużo wypiliśmy.

Dziwne stworzenie z portu 05.04.2024 15:07
Ciekawe że żaden z kandydatow na stanowisko Prezydenta KK , nie wspomnial że będą drążyć temat dalszej budowy portu w Kozlu , obecna władza też nie daje zielonego światła , koordynator Służb był ale się zbył!!

Włodzimierz 01.04.2024 14:33
To zdjęcie z prawej strony napewno jest autentyczne, a reszta??

Anka 05.04.2024 13:59
A to drugie powstała w latach 30-tych XX stulecia, ponad 80 lat temu. Ponoć jest to potwór z Loch Ness. ;))

Hanys z za ODRY 01.04.2024 14:02
Jak mi doniesiono, około południa w okolicach trzeciego basenu portowego, niedaleko elewatora buszowała już ekipa UM z sekretarzem i rzecznikiem prasowym, która usiłowała zarzucić pływającemu tam potworowi odrzańskiemu lasso na szyję, aby go następnie przyciągnąć na najbliższe wybory Lecz on okazał się cwańszy od nich i pokazał im gest Kozakiewicza ( lub jak kto woli ministra Kamińskiego) i odpłynął w kierunku Kanału Gliwickiego Obiecując przy tym, że powróci za tydzień, aby zagłosować na listę KWW Sabiny Nowosielskiej. Całe to zdarzenie sfotografował teleobiektywem Rafał Pulikowski i jeszcze 1 kwietnia zostanie ono opublikowane na stronach NLG

kajakarz 01.04.2024 11:53
Marynarze zawsze słynęli z ciekawych opowieści, szczególnie po kilku głębszych.

mieszkanka 01.04.2024 11:47
Kocham Pana, Panie Sułku, za " odkrywanie" historii :) :) Wielkie dzięki

Igrek 01.04.2024 09:51
dobra historia :-)

Reklama
pochmurnie

Temperatura: 5°CMiasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1032 hPa
Wiatr: 9 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna