Szczęśliwy ojciec dwóch córeczek. Jak zawsze zaznacza, to, co robi, robi dla nich, aby były dumne z taty. Dawid Furman z Błażejowic w gminie Cisek uwielbia czytać książki i spędzać czas z rodziną, a bieganie na bardzo długich dystansach ma we krwi.
Przygoda Dawida Furmana z bieganiem ultramaratonów zaczęła się, gdy - jak przyznaje z uśmiechem - ważył jeszcze 22 kg więcej niż obecnie i nie prowadził tak zdrowego trybu życia. Zaczął od dystansów 10 km, by zaledwie po dwóch miesiącach wystartować w pierwszym półmaratonie, a po pięciu miesiącach - w maratonie. Z kolei bieganie ultramaratonów rozpoczął rok po pierwszych treningach. Z Dawidem Furmanem rozmawialiśmy o przebiegu jego kariery i planach na przyszłość.
- Pamiętasz swoją pierwszą ultramaratońską trasę?
- Są dwa rodzaje ultramaratonów: tzw. asfaltowe i górskie. Dodatkowo "ultra" można biegać na pętlach, z punktu A do punktu B lub jedną dużą pętlą z tym samym miejscem startowym i finiszowym.
Pierwszą próbę podjąłem na Silesia Ultra Maraton, na dystansie 50 km, i była to jedna duża asfaltowa pętla. Bieg był spokojny, bez przygód. Od startu do mety biegłem razem z kolegą i obaj byliśmy zakatarzeni. Jednak nie wpłynęło to na komfort biegu; po drodze żadnych kryzysów. Biegliśmy spokojnie, ponieważ dla nas obu był to debiut i nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Na mecie pojawiło się jednak pytanie: a może trzeba było dać trochę więcej z siebie?
- Jakie są twoje ulubione trasy ultramaratonów?
- Uwielbiam biegać po górach, a w szczególności upodobałem sobie nasze Beskidy. Kiedy ustalam kalendarz startów na kolejny rok, w pierwszej kolejności szukam, co biegowego odbędzie się w Beskidach.
Generalnie, im więcej przewyższeń, tym lepiej. Choć nie powiem, że chciałbym wrócić na asfaltowe ścieżki i spróbować sił w biegu 24-godzinnym, gdzie biega się po pętli. Zazwyczaj są to odcinki od 1 km do 2,5 km. Chciałbym sprawdzić, ile uda mi się nakręcić kilometrów.
- Żeby je przebiec, trzeba się odpowiednio przygotować. Jak przygotowujesz się do długich dystansów?
- Przygotowania do ultramaratonów to nie tylko bieganie. Odpowiednia dieta, dużo ćwiczeń siłowych własnym ciałem, trochę ćwiczeń z obciążeniem. Do tego rower w dni, kiedy nie biegam. Wymaga to naprawdę dużo wyrzeczeń i poświęceń. Często wstaję o godz. 3.30, aby zrobić trening i zdążyć do pracy.
Z kolei w weekend nie pamiętam, kiedy było tak, że mógłbym sobie dłużej pospać, bo właśnie wtedy robię długie wybiegania. Z tego powodu w weekend też wstaję około godz. 4-5 rano. Zazwyczaj dokądś jadę - na Biskupią Kopę albo na Górę św. Anny.
Niedaleko mojego miejsca zamieszkania też są małe przewyższenia, gdzie trenuję. Wszystko po to, żeby móc więcej czasu spędzić z rodziną. Oprócz treningów bardzo ważna jest regeneracja, którą zaliczam do części treningowej. Mam tu na myśli saunę, solanki, rolowanie i wizyty u fizjoterapeuty.
- Ile kilometrów biegniesz tygodniowo podczas treningów?
- To zależy od okresu przygotowawczego. Na początku biegam od 100 km do nawet 200 km tygodniowo. Jednak im bliżej startu, tym bardziej schodzę z kilometrażem. Do dwóch tygodni przed startem jest to już około 90 km, tydzień przed startem 80 km, a ostatnie dni to około 30-40 km. Jednak nie ma tu jednoznacznej odpowiedzi, bo wszystko zależy od dystansu, jaki pobiegnę.
- Nieodłącznym elementem życia sportowca jest odpowiednia dieta. Domyślam się, że i w twoim przypadku jest to trafna teza.
- Na co dzień staram się jeść zdrowo i jak najmniej przetworzonych produktów. Dlatego w okresie przedstartowym tym bardziej zwracam uwagę na zdrową dietę. Natomiast przed samym startem, czyli ostatnie 3-4 dni (moje ulubione), to ładowanie węglowodanów - około 8-10 g na kilogram masy ciała. Czyli przyjmuję około 600–700 g węglowodanów. Te dni są moimi ulubionymi, ponieważ z samych zdrowych produktów tego nie uzyskam przy małej objętości. Dlatego oprócz dużej ilości ryżu i makaronów wyjątkowo zajadam się słodyczami.
Co z dietą po ultramaratonie? Jeśli nie był to docelowy bieg, to trzymam dalej zdrową dietę i przyjmuję odpowiednie ilości białka i węgla tuż po starcie. Jeśli jednak był to mój bieg docelowy - zazwyczaj mam ich 2 lub 3 na sezon - to obowiązkowo zawsze musi być pizza i sernik - i to nie kawałek, tylko cały. (śmiech)
Przy bardzo długich dystansach trzeba dbać o to, żeby nie przyjmować tylko samych węglowodanów. Potrzebne są również białko i tłuszcze. Dlatego uwielbiam pierogi z mięsem lub na słodko. Na punktach odżywczych bardzo często pojawia się ciepły posiłek i jest to zazwyczaj pomidorówka albo rosół z dużą ilością makaronu, a przy dużym zmęczeniu taki ciepły posiłek potrafi zdziałać cuda i dać dodatkowego kopa. Do tego dochodzi moja tajna receptura na czekoladowe i waniliowe kulki mocy z kaszy manny, które mam zawsze przy sobie. Rozpływają się w ustach i dodają energii.
- Jakie wyposażenie uważasz za niezbędne podczas biegania ultramaratonów?
- Odpowiedni plecak/kamizelka biegowa, do której można zabrać wszystkie niezbędne rzeczy oraz jedzenie i picie. Ponadto w górach zawsze warto mieć kurtkę przeciwwietrzną i przeciwdeszczową. Pogoda bardzo szybko się tam zmienia. Na bardzo długich dystansach pomocne są również kijki trekkingowe na podejścia.
- Czy masz szczególne strategie nawodnienia podczas biegu?
- Nie ma specjalnej strategii, ale też nie czekam, aż przyjdzie pragnienie, bo wtedy jest już za późno i łatwo o szybkie odwodnienie. Z drugiej strony nie można przesadzić, bo może dojść do przewodnienia. Dlatego staram się pić małymi łyczkami, dość często, bo co 5-10 minut.
- Czy stosujesz jakieś techniki mentalne, aby utrzymać się na długich dystansach?
- Zazwyczaj prowadzę dialog ze sobą, z moim słabszym "ja" i próbuję je zagłuszyć. Biegi ultramaratonów, a w szczególności te górskie, to samotne biegi i trzeba nauczyć się spędzać dużo czasu ze sobą.
Wiadomo, że zawsze są chwile zwątpienia. Po kilkunastu godzinach na nogach to normalne. Jednak w tego typu biegach najważniejsza jest głowa. Trzeba cały czas nakręcać się i motywować. Ja zazwyczaj wyrzucam sobie: "Tyle ciężkich treningów, tyle poświęceń, tyle wyrzeczeń, żebyś teraz się poddał?! Weź się ogarnij i zapierniczaj" albo "Moje córki mi kibicują. Jak im się potem pokażę? Czy powiem, że zszedłem z trasy, bo mnie paluszek zabolał? Nie rób wstydu, walcz do końca".
Motywatorem są też słowa, które usłyszałem od kogoś bliskiego: "Po co ci to bieganie? I tak już jesteś za stary i nic nie osiągniesz". Teraz mogę podziękować tej osobie, bo dzięki tym słowom osiągnąłem już bardzo dużo, a jeszcze wiele przede mną.
- Masz rytuał przed rozpoczęciem ultramaratonu?
- Im dłuższy bieg, tym wcześniej się zaczyna. Czasami jest to godzina 1-2 w nocy. Dlatego jak bieg trafi się o takiej porze, to dzień wcześniej kładę się na drzemkę około godziny 18, a wstaję około godziny 22. Zdarzyło mi się też tak, że cały ten czas przeznaczony na sen leżałem i patrzyłem w sufit, bo nie mogłem zasnąć.
Na około dwie godziny przed startem zjadam pożywną, nie wiem, jak to nazwać, śniadaniokolację. Zazwyczaj bułka albo rogal z dżemem, do tego serek bądź jogurt. Na godzinę przed startem wypijam mocne podwójne espresso. Na pół godziny przed startem to już rozgrzewka, czasem lekka przebieżka na pobudzenie mięśni. Potem linia startu, krzyżyk na drogę, w głowie myśli: to dla was, dziewczyny, no i jazda do przodu. Nie ma odwrotu.
- Jak radzisz sobie z bólem i zmęczeniem podczas biegu?
- Z bólem to zazwyczaj udaję, że go nie ma i biegnę z nim do końca. Zawsze przyświeca mi hasło: "Jeśli nie możesz biec, idź. Jeśli nie możesz chodzić, czołgaj się. Ale bez względu na wszystko - posuwaj się naprzód". Przykładem tego może być bieg na 100 km na Biskupiej Kopie, gdzie ostatnie 30 km pokonywałem z zaciśniętymi zębami, ponieważ każdy krok był przeogromnym bólem. Na obu stopach miałem odciski wielkości pięści. Wiedziałem, że jestem na dobrej pozycji i za daleko już zaszedłem, żeby się poddać. Natomiast jeśli chodzi o zmęczenie, to wiadomo, że jak się biegnie cały dzień i noc, to musi się pojawić. Po prostu robię swoje - odpowiednio się odżywiam i nawadniam, żeby owo zmęczenie pojawiło się jak najpóźniej.
- Ekstremalne warunki pogodowe podczas ultramaratonów. Jak z nimi sobie radzisz?
- W upały odpowiednie nawadnianie się oraz obowiązkowa czapka z daszkiem. Natomiast w plecaku zawsze mam kurtkę przeciwdeszczową. No i podczas zawodów raczej się nie chowam pod drzewkiem, kiedy jest ulewa czy pioruny lecą z nieba, tylko napieram do przodu jeszcze bardziej, żeby jak najszybciej skończyć i wskoczyć w suche ubrania. (śmiech).
Cała rozmowa w 40. numerze "Nowej Gazety Lokalnej", który ukazał się 7 listopada. Dostępny również w formie elektronicznej - E-WYDANIE
Napisz komentarz
Komentarze