Niewątpliwie budowa ratusza związana była z lokacją miasta na prawie magdeburskim. Prawo to określało dokładnie, iż centralnym punktem miasta jest rynek lub plac targowy, pośrodku którego znajduje się ratusz otoczony kramami. W ratuszu urzędowali rajcy zwani consulami. Przewodził im proconsul, czyli burmistrz.
O spokój i porządek dbała straż miejska zwana drabami. Trudno dziś ustalić dokładną datę otrzymania przez Koźle prawa magdeburskiego. W jednym z dokumentów, wydanych 30 września 1366 r., można odnaleźć nazwiska rajców miejskich oraz burmistrza, którym był wówczas Mikołaj Gelcke. Skoro w połowie XIV wieku miasto miało już burmistrza i radę, więc musiało również posiadać lokację na prawie magdeburskim, a kozielscy mieszczanie nie zapomnieli też o reprezentacyjnym ratuszu.
Na weducie Koźla z 1536 roku widać, jak wieża ratusza góruje nad pozostałymi budynkami w mieście. Śląski kronikarz ks. Augustyn Weltzel opisywał kozielski ratusz jako solidną drewnianą budowlę, położoną niedaleko kościoła.
Ratusz, który znamy z archiwalnych zdjęć i widokówek, zapewne odbiegał od pierwotnego kształtu, gdyż na przestrzeni wieków był przebudowywany (m.in. w drugiej połowie XVIII wieku). Po przebudowie miał dwa piętra, wysoki spiczasty dach i wieżę zegarową. Na dolnym piętrze mieszkał i urzędował komornik. Znajdowała się tam również rejestratura sądu miejskiego. Na górnym piętrze urzędował burmistrz i policja. Była tam również duża sala posiedzeń rady. Dopóki w mieście nie wybudowano kościoła garnizonowego, sala posiedzeń służyła protestantom za dom modlitwy.
Od strony południowej w ratuszu mieściła się piekarnia, słynąca ze smakowitych bułeczek. Wcześniej w miejscu tym znajdowało się dziewięć straganów. Od strony wschodniej mieszkał w ratuszu woźny magistracki, a nad jego mieszkaniem znajdował się areszt miejski. Do mieszkania woźnego przylegała niewielka przybudówka.
Ratusza nie szczędziły wojny oraz pożary, podobnie jak i całego miasta. Koźle ze względu na strategiczne położenie było wielokrotnie burzone i palone przez wrogie wojska. Niszczony był również ratusz. Z zapisków historyków wynika, że doszczętnie spłonął m.in. w czasie oblężenia miasta w 1739 roku. Dopiero po wielu latach udało się go odbudować. Zadanie to koźlanie powierzyli architektowi z Głogowa, Johanowi Herbertowi Zincklerowi. Nowy ratusz został zbudowany z kamienia, w neogotyckim stylu, z piękną 35-metrową wieżą zegarową, którą wieńczyła gałka umieszczona tam 22 czerwca 1750 roku. W czerwcu 1861 roku uderzył w nią piorun. Ponownie zamontowano ją w 1865 roku.
Budynek przechodził zmienne koleje losu także w XX wieku. Gdy II wojna światowa zbliżała się do końca, podczas bombardowań miasta ucierpiał również kozielski ratusz. Niektórzy pamiętają go jeszcze z drugiej połowy lat 40. XX wieku.
- Byłem w ruinach ratusza na kozielskim rynku. W piwnicach znajdowały się dwie uszkodzone kasy pancerne wypełnione tysiącami marek niemieckich. Tam też trafiłem na kilkadziesiąt słoików z kompotem i dziesięć par nowych butów, bardzo znanej w tamtych czasach firmy Bata. Zresztą sklep tej marki znajdował się w okresie międzywojennym na kozielskim rynku - wspomina Romuald Żabicki, badacz lokalnej historii.
Ostatecznie uszkodzony ratusz został rozebrany. Wcześniej jednak miało miejsce zdarzenie, o którym 24 kwietnia 1946 roku pisała katowicka „Trybuna Robotnicza”, nawiązując do inauguracji miesiąca odbudowy Warszawy na Śląsku.
- Chodzi o cenny dzwon z kozielskiego ratusza przekazany w patriotycznym geście Warszawie przez wywodzące się z Zagłębia władze miasta w myśl nośnego w tamtym czasie hasła „Cały naród buduje stolicę”. W Koźlu nie zważano na to, że na skutek nazistowskiego dekretu z 16 grudnia 1941 roku wszystkie pozostałe kozielskie dzwony zostały w 1942 roku zarekwirowane przez Wehrmacht i wysłane na przetopienie do huty - mówi Bogusław Rogowski, miłośnik historii z naszego miasta. Natrafił on na wspomniane informacje prasowe sprzed 77 lat, które opatrzone tytułem „Dzwony z ratusza w Koźlu dla Warszawy”. Jednakże tytuł wprowadzał czytelników w błąd, ponieważ mowa w nim o dzwonach, tymczasem z samego tekstu wynika, że chodziło tylko o jeden dzwon.
„Szczególnie uroczysty charakter miała inauguracja miesiąca odbudowy Warszawy w Katowicach, dokąd na zaproszenie Komitetu Wojewódzkiego przybył przewodniczący Komitetu Wykonawczego Naczelnej Rady Odbudowy Stolicy, wiceminister Obrony Narodowej gen. dyw. Marian Spychalski. Po przedstawieniu planów zabudowy Warszawy gen. Spychalski omówił organizację zbiórki funduszy wśród wszystkich warstw społeczeństwa oraz sprawę udziału pojedynczych grup społecznych w budowie instytucji i gmachów publicznych w stolicy. Podniosły moment stanowiło wręczenie gen. Marianowi Spychalskiemu aktu przekazania na rzecz odbudowy stolicy dzwonu wykonanego ze stopu srebra i brązu o wadze około 700 kg. Dzwon ten stanowi ofiarę Koźla dla jednego z odbudowujących się kościołów w Warszawie” - można było przeczytać w śląskiej prasie.
Informowała ona też, że Katowice odwiedziła delegacja złożona z przedstawicieli Koźla w osobach: burmistrza Stanisława Torbusa i przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej, która przywiozła ze sobą cenny dar przeznaczony dla stolicy.
„Jest to piękny, stary dzwon ze zburzonego ratusza kozielskiego. Przed niedawnym czasem dzwon ten znaleziono u pewnego handlarza złomu, gdzie sprzedał go jakiś szabrownik. Dzwon odlany ze szlachetnego stopu srebrno-brązowego w roku 1881 kosztował podówczas 25 000 marek niemieckich, co w przeliczeniu na dzisiejsze złote wyniosłoby około 2,5 miliona. Uchwałą MRN w Koźlu dzwon ten będzie oddany Warszawie, gdzie zawiśnie w jednym z kościołów. Delegaci złożyli cenny dar pod opiekę przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej ob. Tkocza, który przekaże go 1 września przedstawicielowi Naczelnej Rady Odbudowy Warszawy - generałowi Spychalskiemu” - czytamy we wspomnianym artykule.
Podobno dzwon znaleziono w ruinach podczas odgruzowywania kozielskiego rynku. Być może - jak wynika z archiwalnego artykułu - zainteresował się nim wcześniej amator szybkiego zarobku, który postanowił go sprzedać w skupie złomu. Na szczęście udało się go w porę odzyskać, choć z pewnością szkoda, że jego bicie słychać około 350 km od Kędzierzyna-Koźla.