Reklama
piątek, 22 listopada 2024 02:55
Reklama
Reklama
Reklama

Kilkadziesiąt lat z fotografią

Od dziecka marzyłam o tym, żeby zostać fotografem. Jeszcze gdy mieszkałam na wsi na Podkarpaciu. Miałam wtedy może z 10 lat. Moje marzenie się spełniło, choć droga do osiągnięcia tego celu była długa i wyboista - opowiada Stanisława Głuszek z Kędzierzyna-Koźla, która przez ponad pół wieku prowadziła zakład fotograficzny w naszym mieście. Cieszy się, że rodzinne tradycje są kontynuowane. Obowiązki po niej przejął jej bratanek, Tomasz.
Kilkadziesiąt lat z fotografią
Stanisława Głuszek i jej ukochane aparaty

Pani Stanisława nie żałuje, że wybrała taką właśnie ścieżkę zawodową. Dziś - jak przyznaje - zrobiłaby dokładnie to samo, tym bardziej że marzyła o tym od najmłodszych lat.  

- Pomiędzy mną a moim bratem była spora różnica wieku. W wojsku nauczył się fotografować. Kiedyś był na przepustce i przywiózł ze sobą taki skrzynkowy aparat. Pierwsze zdjęcia wywoływał u nas, na wsi, w nieco polowych warunkach, bo myśmy wtedy nie mieli nawet prądu. Do wywoływania odbitek używaliśmy latarki. Ja bratu, który zaraził mnie tym fotograficznym bakcylem, bardzo chętnie pomagałam. I właśnie wtedy, gdy byłam małą dziewczynką, zamarzyłam, aby w przyszłości zostać fotografem - wspomina pani Stanisława.  

Gdy dotarła do Koźla, miała raptem 22 lata. To był 1967 rok. Przyjechała do nas z Góry Śląskiej, niewielkiej miejscowości na pograniczu dwóch województw: dolnośląskiego i wielkopolskiego. Tam właśnie wyuczyła się zawodu. Po egzaminie czeladniczym, który zdawała we Wrocławiu, mogła rozwinąć skrzydła. W tamtych czasach, aby otworzyć zakład fotograficzny, trzeba było mieć stosowny papier, a mianowicie świadectwo czeladnicze.

- Dziś bez problemu można otworzyć taki biznes, otrzymując na ten cel jeszcze dotację. Przyjechałam do Koźla zupełnie sama. Mieszkałam na stancji u starszej pani na ulicy Sądowej. Mój dotychczasowy szef, mistrz fotografii z Góry Śląskiej, u którego uczyłam się zawodu, pożyczył mi pieniądze na uruchomienie zakładu fotograficznego w Koźlu, bo byłam wtedy biedna jak mysz kościelna - nie ukrywa nasza rozmówczyni.

Tuż przy kozielskim parku, przy ówczesnej ulicy Chopina (obecnie Dunajewskiego), funkcjonował jeden z przedwojennych, poniemieckich zakładów fotograficznych. Jego właścicielka postanowiła go sprzedać.

- Skorzystałam z okazji i go nabyłam. Początki były bardzo trudne. Przez cały dzień jadłam tylko chleb z margaryną. Musiałam oszczędzać, żeby nazbierać trochę pieniędzy i oddać je szefowi - wspomina.

Jeśli chodzi o sprzęt fotograficzny, to część pani Stanisława przejęła od poprzedniej właścicielki, a resztę przywiózł, czuwający nad jej rozwojem i bezpieczeństwem, nestor z Góry Śląskiej.  

- Z biegiem czasu sama zaczęłam kupować. Miałam na przykład taką kamerkę z obiektywem na kapturek. Gdy robiłam zdjęcia, prosiłam wszystkich, żeby nie mrugali oczami, a następnie ściągałam tę osłonkę z obiektywu i pstrykałam. Musiałam szybko i dokładnie trafić tym kapturkiem z powrotem w obiektyw, żeby nie prześwietlić wykonanego zdjęcia. Miałam trochę tego sprzętu. Po latach sporą część rozdałam bądź sprzedałam kolekcjonerom - przyznaje pani Stanisława.   

Zaradna singielka

Przez długie lata nasza rozmówczyni była sama, ale dobrze sobie radziła.

- Owszem, kręcili się koło mnie różni dżentelmeni, ale nie byli z mojej bajki. Natomiast mój obecny mąż był w tamtych latach jednym z pierwszych klientów. Często mnie odwiedzał, ale był bardzo nieśmiały. Gdy widział mnie w towarzystwie innych mężczyzn, nie wiedząc, że są to moi bliscy, zachowywał dystans. Tymczasem moi bracia byli żołnierzami i przyjeżdżali do mnie od czasu do czasu w odwiedziny. Wyszłam za mąż w 1977 roku, mając 33 lata, choć znaliśmy się prawie od samego początku, gdy przyjechałam do Koźla, czyli przez około 11 lat - dzieli się wspomnieniami nasza rozmówczyni.

Pani Stanisława nie lubiła monotonii, dlatego postanowiła zmienić siedzibę swojej firmy. Kupiła parterowy budynek z czerwonej cegły tuż obok dzisiejszego pl. Raciborskiego, przy wyjeździe z ul. Lwowskiej. Dziś nie ma po nim śladu.

- Byłam już wtedy mężatką i rozważaliśmy przeprowadzkę do Gogolina. Jednak pewien znajomy wdowiec, którego żona prowadziła zakład fotograficzny na rogu ul. Racławickiej i Lwowskiej w Koźlu, przekonał nas, żebyśmy kupili tę nieruchomość - opowiada pani Stasia.

I tak się stało. Było lato 1978 roku. W budynku tym szczęśliwe małżeństwo prowadziło działalność przez kilka lat.

- Natomiast do obecnej siedziby Foto Venus przy ul. Marii Skłodowskiej-Curie, którą musieliśmy najpierw zbudować, przenieśliśmy się w połowie lat 80. Ale wróćmy na chwilę do tej poprzedniej, z ul. Racławickiej. Zimą było tam jak w lodówce. Rano musiałam najpierw napalić w piecu i podgrzać rury, bo woda, której potrzebowałam do wywoływania zdjęć, była w nich zamarznięta - wspomina nasza rozmówczyni. - Tak się tam namarzłam, że zapamiętałam to na całe życie. Jak tu pracować, gdy palce sztywne z zimna. Tymczasem dziennie wywoływałam setki zdjęć, a każde musiało przejść przez ręce po kilka razy.

Najpierw była obróbka chemiczna: wywoływacz, potem przerywacz (czyli woda) i utrwalacz. Zdjęcia ponownie trafiały do wody, gdzie były płukane, a potem wałkowane, żeby usunąć z nich całkowicie wodę. Następnie wędrowały na suszarkę. Na końcu fotografie były sortowane.

Wielu z nas ma w domu stare, pożółkłe fotografie. Ta żółta barwa świadczy o tym, że zdjęcia zostały źle wypłukane.

Ówczesne zdjęcia były na ogół malutkie, o wymiarach 6 cm na 9 cm.

- Większe zamawiali nieco zamożniejsi klienci. Był na przykład komornik z ul. Lwowskiej, który miał dużo pieniędzy i zawsze zamawiał większe formaty; nazywaliśmy je pocztówkami. Jednak większość brała takie maleństwa. Trudno je było obrobić - mówi pani Stanisława, dodając, że generalnie praca była ciężka, ale pasjonująca. Trzeba było wejść do ciemni, przyzwyczaić wzrok, żeby w ogóle móc patrzeć na odbitkę. Kręgosłup też swoje wycierpiał, bo fotograf przez cały czas był nachylony nad kuwetami, w których umieszczano zdjęcia. Dziś kręgosłup pani Stanisławy odczuwa trudy tamtych lat.  

Jej klientela

Dawniej o każde ujęcie trzeba było zadbać, bo film nie był tani.

- Ale nie raz się je powtarzało. Na przykład gdy robiłam tzw. „ekspresówki”. Gdy klient na dany dzień potrzebował zdjęcie, to po jego wykonaniu wysyłałam go na dwie godzinki do miasta. Ja natomiast szybko biegłam do ciemni, aby wywołać zdjęcie. Sprawdzałam, czy wszystko jest dobrze. Czasami, niechcący, zarysowałam kliszę i wtedy latałam po Koźlu i szukałam tego klienta, aby jeszcze raz go sfotografować. Zdarzało się, że klient mrugnął oczami podczas robienia zdjęć. Owszem, powtarzaliśmy ujęcie, ale jeśli ta osoba znów zamknęła oczy i ja już tego nie wychwyciłam, bo wszystko jest możliwe, szczególnie w pośpiechu, to dopiero przy odbiorze zdjęcia dowiadywał się, że musimy zacząć wszystko od nowa. Byli i tacy, którym zdjęcie najzwyczajniej w świecie się nie podobało i też trzeba ich było fotografować jeszcze raz - wspomina nasza rozmówczyni.  

Uważa, że dziś fotografowie zbytnio się nie napracują. Gdy jakieś zdjęcie nie wyjdzie, to od razu to widać. W dodatku można je nawet wielokrotnie powtórzyć.

Pani Stanisława przede wszystkim robiła zdjęcia do dokumentów, komunijne, ślubne, rodzinne, rocznicowe.

- W tamtych czasach niewielu ludzi miało aparaty fotograficzne, zatem wszystkie te wydarzenia musiałam obsłużyć. Roboty miałam bardzo dużo, szczególnie że tych wydarzeń i spotkań rodzinnych było mnóstwo. Myśmy mieli obowiązek pracować siedem dni w tygodniu. Soboty były pracujące. Mimo że biznes był prywatny, mieliśmy nakaz pracy nawet w niedziele, od 10.00 do 16.00. Ludzie idąc na spacer czy do kościoła, byli ładnie ubrani i chcieli sobie zrobić zdjęcia. Więc zakłady były wtedy otwarte – opowiada pani Stasia.   

Przyznaje, ze choć czasy nie były łatwe, to ludzie byli bardzo otwarci i serdeczni.

- Dobrze wspominam rzesze młodzieży przychodzące robić sobie zdjęcia na szkolne tabla. Miałam tu zawsze mnóstwo uczniów z I LO, Żeglugi, Budowlanki, z Medyka i Komorna - dodaje.     

Urząd zamówił, ale…

Wiele lat temu, gdy zbliżało się święto miasta, wszyscy lokalni fotografowie otrzymali polecenie z magistratu, by sporządzić fotograficzną relację nie tylko z uroczystości, lecz żeby uwiecznić na kliszy także miejską architekturę.

- Zrobiłam to, o co mnie poproszono. To były ogromne ilości pięknych czarno-białych zdjęć, które przygotowałam dla urzędu, poświęcając mnóstwo czasu; robiłam to społeczne, nie biorąc nawet złotówki. Wszystkie fotografie, a były ich setki, spakowałam do kilku kartonów, które zajmowały w zakładzie sporo miejsca. W podobnej sytuacji byli koledzy z branży. Byłam przekonana, że ktoś z urzędu przyjdzie i to odbierze. Tymczasem minęło parę miesięcy i nikt się po to nie zgłosił, ani nawet nie zadzwonił. Być może pomyślano, że mam to jeszcze zanieść do urzędu. Zdenerwowałam się wtedy i wszystkie te zdjęcia spaliłam, łącznie z kliszami - wspomina pani Stanisława.

Na swej zawodowej drodze spotkała wiele różnych osób.

- Ja się polityką nigdy nie zajmowałam, ale w Koźlu bywali różni ludzie. Robiłam zdjęcia na przykład Leszkowi Millerowi i Aleksandrze Jakubowskiej. Akurat byli ze swoją świtą na obiedzie w restauracji „Szach”. Trafiali się też inni decydenci, ale nieco niższego szczebla - wspomina pani Stanisława.

Związek Rzemiosła Polskiego przyznał jej srebrną odznakę za szkolenie uczniów w rzemiośle. Wyróżnienie to otrzymują nauczyciele zawodu wykazujący się szczególną aktywnością w dziedzinie szkolenia. Warunkiem przyznania srebrnej odznaki jest wyszkolenie nie mniej niż 10 uczniów. ZRP nadał też pani Stanisławie Medal im. Jana Kilińskiego za zasługi dla rzemiosła polskiego.

- Również mój bratanek, Tomasz, uczył się u mnie zawodu. Dotarł do nas jako 15-latek. Działa w branży już ćwierć wieku. Do Koźla przyjechał z Podkarpacia, zaraz po szkole. I tak już został - nie kryje satysfakcji pani Stanisława, ciesząc się, że jej dorobek trafił w dobre ręce.    


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

amatorka fotografka 19.02.2023 08:54
Mam wiele utrwalonych wspomnień. Nie robiło się tylu zdjęć co teraz, ale wiele klisz zanosiliśmy do malutkiego budyneczku. Odbieranie koperty ze zdjęciami odbywało się w szczególnej atmosferze. To było ważne dla pani fotograf, dawała cząstkę siebie. I zanosilismy filmy. Nigdy nie powiedziała, że zdjecia źle robione. Dziękuję za wiele wypełnionych albumów. Pozdrawiam i życzę zdrowia i radości.

Urszula 17.02.2023 22:09
tyle cudownych zdjęć do tabloidów absolwentów i abiturientów LO w Koźlu to dzieło właśnie Pani Stanisławy - dziękujemy

Mira 17.02.2023 17:58
Brawo Pani Stasiu👋💐

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: Klient teżTreść komentarza: Po sklepach chodzą z kurtką, płaszczem przewieszonym przez rękę. Dziewczyny z makijażem to nie zwykły szary człowiek, którego trzeba poniżać. W R. pewna grupa używa np.dezodorantów, kremów, a pan zerka na emerytki, często podejrzaneData dodania komentarza: 21.11.2024, 23:22Źródło komentarza: Policja wezwana do klienta, który nie zapłacił za reklamówkę. Sieć przeprasza i daje 10 zł na zakupyAutor komentarza: Basia 84Treść komentarza: Lidl to porażka. Ostatnio często się reklamują w złym świetle - bardzo negatywnie to klienci odbiorą. W Biedrze jak zapomniałam, to Pani ekspedientka mnie poprosiła o płatność. Chciała zapłacić, ale wróciłam oddać wózek, więc mnie zaczepiła o płatność. Można po ludzku, albo po chamsku. Lidl zachował się jak cham. Na miejscu tego klienta, ostatni raz by mnie widzieli w tym sklepie.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 22:29Źródło komentarza: Policja wezwana do klienta, który nie zapłacił za reklamówkę. Sieć przeprasza i daje 10 zł na zakupyAutor komentarza: Cała PrawdaTreść komentarza: To nie miałcz tylko leć oddać kaskę do caritasu oraz ojcu Tadeo z Torunia... mocherze.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 21:39Źródło komentarza: I Ty możesz wspomóc kłodnickie hospicjum św. Anny. Weź udział w wyjątkowym koncercieAutor komentarza: Cała PrawdaTreść komentarza: Co za wstyd ! Brak zdrowego rozsądku tym pseudo ochroniarzom. A za tą interwencję zgodnie z przepisami (Kodeks Wykroczeń, osoby, które w sposób nieodpowiedzialny i nieuzasadniony wzywają Policję popełniają wykroczenie zagrożone karą aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 zł.) policja powinna ukarać tych którzy ją wezwali ! Wstyd !Data dodania komentarza: 21.11.2024, 21:36Źródło komentarza: Policja wezwana do klienta, który nie zapłacił za reklamówkę. Sieć przeprasza i daje 10 zł na zakupyAutor komentarza: DianaTreść komentarza: Brakuje tylko schodów i piór ...Data dodania komentarza: 21.11.2024, 21:25Źródło komentarza: Dzień Pracownika Socjalnego – święto ludzi wielkiego sercaAutor komentarza: BożenaTreść komentarza: Jedna z pań chyba zapomniała gdzie pracuje, taka mini nie wypada...Data dodania komentarza: 21.11.2024, 18:33Źródło komentarza: „Jesienne Spotkanie Literackie” - poezja, literatura i sztuka w klimatycznej odsłonie. ZDJĘCIA
Reklama
opady śniegu

Temperatura: 0°C Miasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 994 hPa
Wiatr: 12 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna