W jego prywatnej kolekcji jest dużo obrazów przedstawiających miejscowe zabytki, również te, które nie przetrwały do naszych czasów. Jest m.in. autorem płótna przedstawiającego oblężenie twierdzy Koźle w 1807 w roku. Zostało ono namalowane w 2010 roku, a nieprzerwanie od 15 lutego 2011 roku do dziś można je podziwiać na korytarzu Urzędu Miasta w Kędzierzynie-Koźlu.
Życie zawodowe Zbigniewa Grzonki nie było związane z malarstwem. Owszem, działał w branżach, które wymagały talentu, kreatywności i dobrej ręki, ale nie miały charakteru stricte artystycznego. Od 1966 r. pracował w biurze konstrukcyjnym i za granicą. Od 1980 r. prowadził własną działalność gospodarczą (wyrób mebli). Od 2008 r. emeryt. I to będąc w kwiecie wieku, mógł poświęcić swojej pasji, a konkretnie malarstwu olejnemu znacznie więcej czasu.
- Malowałem praktycznie od dziecka, ale nie tak na poważnie. Jako dzieciak udzielałem się trochę, bo i tableau pamiątkowe w szkole zrobiłem albo wystrój na zabawę klasową. Trochę rysowałem. Zapisałem się nawet do kółka plastycznego przy PDK-u. Wtedy nieco lepiej poznałem ten warsztat malarski - wspomina nasz rozmówca.
Gruzińska przygoda
- Wysłali mnie z KOFAMY do Gruzji, czyli dawnego Związku Radzieckiego na plac budowy fabryki płyt wiórowych oraz zakładu, który zajmował się ich uszlachetnianiem. Miało to wszystko trwać rok, ale na miejscu się okazało, że oni kopali dopiero fundamenty pod nowe przedsiębiorstwo. No i zrobiły się z tego 4 lata. Jak wyjeżdżałem do Gruzji, to byłem 2 lata po ślubie, a mój syn miał wtedy 4 miesiące. Później widziałem go dopiero wtedy, gdy miał już 1,5 roku. Żona raz mnie tam odwiedziła, ale po ponad roku pracy w Gruzji dałem do zrozumienia pracodawcy, że ta rozłąka z najbliższymi trwa za długo. Mam młodą małżonkę, małe dziecko i postawiłem sprawę jasno, oczekując, że sprowadzą moją rodzinę do ZSRR. I tak się stało. Dali nam mieszkanie, więc żona przyjechała tam z dzieckiem na cały rok, a potem wróciła do Polski. Ja musiałem jeszcze zostać, żeby dokończyć robotę - opowiada pan Zbigniew. - W ciągu tych 4 latach Polskę odwiedziłem tylko raz. Gruzja to piękny kraj. Morze Czarne, piękne miasta Batumi, Suchumi, Tbilisi. Gruzini byli bardzo gościnni. Wozili nas tam, dokąd chcieliśmy. Zatem nie nudziłem się i przywiozłem stamtąd bardzo pozytywne wspomnienia. Natomiast nie miałem wtedy za wiele czasu na malowanie.
Niestety, po powrocie z Gruzji spółka KOFAMA nie była w stanie zaoferować panu Zbyszkowi godziwej pensji, która przekonałaby go do pozostania w firmie. Wówczas założył własną działalność gospodarczą i tym bardziej nie miał czasu na malowanie. Prowadził swój zakład meblarski od 1980 do 2006, czyli przeszło ćwierć wieku.
- Sporadycznie zajmowałem się moją pasją. Od czasu do czasu namalowałem jakiś portrecik na zamówienie, i to było wszystko. Później jeszcze przez 3 lata pracowałem w Mostostalu, a przez krótki czas także w ochronie. Wolałem cokolwiek robić na emeryturze, niż siedzieć bezczynnie w domu, bo nie ma nic gorszego. Wtedy czas ucieka przez palce dwa razy szybciej. No i wreszcie mogłem się skupić na malowaniu. Zapoznałem się nieco bliżej z historią Koźla. Kilka razy byłem w tutejszym Muzeum Ziemi Kozielskiej. Doktor Ryszard Pacułt zaraził mnie wtedy miłością do lokalnej historii i namówił, żebym namalował coś związanego z odległą przeszłością naszego miasta - opowiada nasz rozmówca. Na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać.
Bitwa w magistracie
Liczy 2,4 m na 1,4 m i powstawał około dwóch miesięcy. Robi ogromne wrażenie, jak to zwykle bywa z uwiecznionymi na płótnie wielkimi scenami batalistycznymi. Chodzi o obraz przedstawiający oblężenie kozielskiej twierdzy przez wojska francusko-bawarskie w 1807 r.
- Malując go, musiałem bazować na starych rycinach Koźla i posiadać odpowiednią wiedzę historyczną. Studiowałem różne opracowania - wyjaśnia pan Zbigniew, nie kryjąc, że interesuje się burzliwą przeszłością tych ziem. Przy pomocy pędzla i farb uwiecznił również wydarzenia związane z III powstaniem śląskim na Górze św. Anny.
Nie przez przypadek w jego kolekcji znajdują się również liczne obrazy przedstawiające zabytki Koźla (także te, które nie dotrwały do naszych czasów). Nasz rozmówca ubolewa, że jak na tak bogatą historię, to w naszym mieście zachowało się relatywnie niewiele obiektów zabytkowych, natomiast te, które są, często znajdują się w fatalnym stanie technicznym.
Coś po sobie zostawię
Pan Zbigniew nie ogranicza się wyłącznie do scen batalistycznych i zabytkowej architektury. Lubi malować konie, portrety, pejzaże, a jego małe dzieła sztuki znajdują się u kolekcjonerów w Austrii, Niemczech i całej Polsce.
Część z nich była prezentowana podczas kilku wystaw w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz w Miejskim Ośrodku Kultury w Kędzierzynie-Koźlu.
- Mam jeszcze w domu dwa obrazy, które chciałbym przekazać na rzecz pięknie wyremontowanego Muzeum Ziemi Kozielskiej. Dostałem propozycję, że mogę je oddać w depozyt, ale wszystko wskazuje na to, że przy nadarzającej się okazji sprezentuję je kozielskiemu muzeum. Może podczas jakiejś miejskiej uroczystości. Będzie to pamiątka po mnie. Do grobu tego nie zabiorę. Mam swoje lata, nie wiem, co przyniesie następny dzień. Tylu moich znajomych ostatnio odeszło z tego świata. Praktycznie z dnia na dzień. Póki sił i zdrowia starczy, będę wciąż malował. Pomysły się znajdą. To moja jedyna rozrywka na emeryturze, która daje mi wiele satysfakcji - kończy pan Zbyszek.
Napisz komentarz
Komentarze