Józef Szargut już w latach 1971-1982, ćwiczył karate kyokushinkai, a od 1982 do 1985 w stołecznym Ośrodku Dalekowschodnich Sztuk Walki uprawiał wing chun pod kierunkiem sifu Janusz Szymankiewicza, który był pierwszym nauczycielem tego stylu w Polsce. Inaczej mówiąc już w latach 70., kiedy termin kyokushinkai brzmiał dosyć egzotycznie, a nazwisko Bruce Lee nie budziło większych skojarzeń, Józef Szargut jeździł do Warszawy, by szlifować tajniki samoobrony u prekursora kung-fu w Polsce. To, czego nauczył się w stolicy, przekazywał następnie, po godzinach pracy garstce swoich uczniów w „Budowlance”. Na co dzień był bowiem nauczycielem wychowania fizycznego w Zespole Szkół nr 1 w Kędzierzynie-Koźlu.
Istne wejście smoka
Choć słynny film pt. „Wejście smoka”, w którym główną rolę zagrał niezapomniany Bruce Lee, miał swoją światową premierę już 26 lipca w 1973 roku, to na ekrany polskich kin wszedł prawie dekadę później, bo dopiero w 1982 roku. Superprodukcja, która powstała w kooperacji wytwórni filmowych z USA i Hong Kongu, przyciągnęła do naszych kin całe rzesze widzów i zarazem potencjalnych miłośników sztuk walki. Na efekty nie trzeba było długo czekać.
- Gdy zaczęto go wyświetlać w naszych kinach, nastąpił boom na sztuki walki. W szczytowych momentach w moich zajęciach uczestniczyło blisko 120 adeptów. Wielu spośród nich to obecnie instruktorzy sztuk walki, z którymi utrzymuję kontakt - mówi Józef Szargut, który wspomina, że z biegiem czasu zajęcia były coraz lepiej zorganizowane, a zamiast spontanicznych spotkań, rozpoczęły się zapisy do szkoły.
W 1985 r. Józef Szargut wraz z grupą entuzjastów organizuje i prowadzi pierwszą sekcję stylu wing chun w Koźlu jak i na Śląsku, która w 1987 r. po powrocie z treningów w klasie mistrza Chan Chiu (w Holandii) zostaje przekształcona w Szkołę Wing Chun Kung Fu. Kolejne lata (1988-1993), to czas wspólnych treningów pod kierunkiem mistrza Andreasa Hofmana z Niemiec, ówczesnego ucznia mistrza Cheng Kwonga z Hong Kongu. W trakcie kolejnych wizyt mistrza Andreasa Hofmana - Józef Szargut po egzaminie praktycznym otrzymuje dyplom instruktora oraz formalny certyfikat nadający mu prawo prowadzenia Polskiego Centrum Wing Chun linii mistrza Cheng Kwonga i Andreasa Hofmana. Poszerzając swoją wiedzę i umiejętności w tym stylu, koźlanin współpracował z wybitnymi nauczycielami wing chun niemalże z całego świata. Byli to m.in. Derek Firson z Anglii , Wilhelm Blech z Niemiec, czy też Walery Martynow z Rosji. Duży wpływ na działalność kozielskiej szkoły kung fu wywarł wietnamski mistrz Nguyen Dang Quang, przyjaciel szkoły, z którym Józef Szarut utrzymywał kontakty szkoleniowe. Szkoła, oparta na autorskim programie nauczania Józefa Szarguta, była połączeniem słowiańskiego ducha z azjatycką tradycją. Krzyżowała sztuki walki oraz elementy samoobrony z ćwiczeniami zdrowotnymi, a także poprawą stanu psychofizycznego osoby ćwiczącej.
Szkoła białego tygrysa
Kolejne lata to czas krystalizowania się „własnej drogi” oraz dopracowanie swoistych metod treningowych. Następnie przyszedł czas na podróże do Chin (w 2005 roku) po szkołach wing chun w mieście Foshan, a następnie do Wietnamu (w 2011 roku), gdzie nasz bohater ćwiczył w szkole mistrza Nguyen Ngoc Noia. Celem tych azjatyckich wypraw było dalsze doskonalenie umiejętności i poszerzanie wiedzy. W ich efekcie doszło między innymi do zmiany nazwy kozielskiej szkoły na Viet Chun Białego Tygrysa, która przetrwała do dziś. Obecnie szkoła łączy w sobie techniki chińskiego, jak i wietnamskiego wing chun.
- Nasza szkoła jest otwarta dla wszystkich, którzy chcą zapoznać się z tym stylem i rozpocząć przygodę ze sztukami walki - zapewnia Józef Szargut, który jest nie tylko wychowawcą młodzieży, instruktorem, mistrzem seniorem swojej szkoły, ale także doświadczonym pedagogiem z 45-letnim stażem w oświacie. Przeszedł już na emeryturę, ale nadal prowadzi swoją szkołę kung fu. Jest także autorem wielu artykułów dotyczących sztuk walki, prezentowanych m.in. na łamach profesjonalnych czasopism. Był również współtwórcą innych, dziś już samodzielnych szkół w kraju i za granicą. Pierwotnie były to filie utworzone m.in. we Wrocławiu, Srebrnej Górze, Moskwie czy czeskim Libercu.
Wygrał z rakiem
Józef Szargut mieszka na kozielskim osiedlu Zachód. W swojej karierze szkoleniowej zdobył wiele cennych nagród i dyplomów. Przez władze miasta został uhonorowany statuetką - trenera roku w sztukach walki. Tych walk - głównie sportowych - stoczył wiele. Była też jedna, ta najtrudniejsza… z rakiem, którą wygrał. Wciąż zatem ćwiczy, trenuje i nadal prowadzi swoją szkołę, która jest znana nie tylko w Polsce, ale także w Rosji, Czechach, Słowacji i na Ukrainie. Józef Szarut intensywnie współpracuje ze swoimi starszymi uczniami „Tygrysami”. Organizuje otwarte seminaria, w których uczestniczą także członkowie innych szkół z Polski, Czech i Ukrainy. Natomiast upełnomocnionym przedstawicielem tej szkoły na Niemcy jest Jarosław Kapłan. Jak informuje Józef Szarut, jego uczeń i pierwszy asystent Rafał Werle przygotowuje się do przejęcia i prowadzenia kozielskiej szkoły Viet Chun Białego Tygrysa. Rafał Werle, następca Józefa Szarguta, przyznaje, że jego przygoda ze sztukami walki rozpoczęła się już w bardzo młodym wieku.
- W pewnym okresie swojego dzieciństwa zmieniłem całkowicie otoczenie, szkołę. Wszystko było nowe i nie czułem się wtedy zbyt bezpiecznie. Aż do momentu, który pamiętam jak dziś. To był 7 października 1998 roku. Plakat z reklamą szkoły Kung Fu Sifu Józefa Szarguta, który zachęcił mnie do podjęcia próby nauki tej sztuki walki. Od tamtej pory aż po dziś dzień trenujemy i współpracujemy razem. Cała nasza szkoła kung fu jest jak jedna wielka rodzina. Treningi całkowicie odmieniły moje życie, sposób patrzenia na ludzi i cały świat. Wyrażam słowa szacunku i wielkie podziękowania dla Sifu Józefa Szarguta - mojego nauczyciela, przyjaciela z przyrzeczeniem kontynuacji linii szkoły i zarazem dbania o jej dobre imię oraz wizerunek - kończy Rafał Werle.
Spotkanie po latach
Ostatnio, bo 18 maja w siedzibie szkoły Viet Chun Białego Tygrysa zorganizowano spotkanie osób, które w przeszłości ćwiczyły w kozielskim ośrodku sztuk walki kierowanym przez Józefa Szarguta. Miało ono charakter sentymentalny i towarzyski. Była to swego rodzaju podróż do przeszłości. W spotkaniu po latach wzięli udział byli uczniowie Józefa Szarguta, a także obecni członkowie szkoły - przedstawiciele różnych szkół sztuki walki z wielu miast Polski i Niemiec. Weterani karate, choć wiecznie młodzi i sprawni w osobach: Harald Adelhof (Hagen-Niemcy), Ryszard Danek (Alen-Niemcy), Janusz Koziński (Elbląg), Wiesław Hreczuch (Kędzierzyn-Koźle), Wiesław Wiśniewski (Zabrze), Klaudiusz Wrona (Ruda Śląska), Piotr Lebek (Zabrze), Krzysztof Rudnicki (Bytom), Robert Goleń (Korczyna), Piotr Tworuszka (Wrocław), a także Gabriel Poddębniak (Zdzieszowice) - przedstawiciel szkoły mistrza Andreasa Hofmana. Ośrodek kozielski reprezentowali: Rafał Werle, Robert Głuch z synem Tobiaszem, Jarosław Szwajgert, Tomasz Kwinta, Sławomir Tkaczyk, Ireneusz Woźny, Wojciech Rajchel, Mateusz Rydzewski oraz Sifu Józef Szargut.
- Spotkanie to było sentymentalną podróżą do początków naszych treningów i zarazem dużym wydarzeniem towarzyskim. To był przysłowiowy strzał w dziesiątkę i już docierają do mnie sygnały, że warto za jakiś czas je powtórzyć. Oni się chyba nie zmienili. Dla mnie bardzo budujące było to, że przyjechali z różnych zakątków Polski oraz z Niemiec. Cieszę się, że nie zapomnieli o źródle, nie zapomnieli o mnie. To podtrzymuje mnie na duchu, dodaje sił i w jakimś sensie wyróżnia w gronie tych wszystkich instruktorów sztuk walki - nie kryje wzruszenia Józef Szargut, podkreślając, że w życiu każdego człowieka przychodzi moment, w którym następuje początek i koniec pewnej drogi.
- W moim przypadku powoli zbliża się ów finał, związany z zakończeniem działalności w zakresie sztuk walki i przekazaniem szkoły mojemu asystentowi Rafałowi. Jestem pełen szacunku dla tego wszystkiego co on robi. Wciąż będę mu przekazywał swoją wiedzę i to, co jest w niej najwartościowsze. Rafał chętnie przyswaja te nauki. Oczywiście potrafi je na swój sposób zinterpretować, co też jest oznaką jego dojrzałości w tej dziedzinie - podkreśla Józef Szargut, który był bardzo mile zaskoczony otwartością i życzliwością swoich uczniów. Wyraził jedynie żal, że nie wszyscy mogli dotrzeć na spotkanie z 18 maja. W tym gronie zabrakło chociażby kolegów z Czech i Ukrainy. Jednak nic straconego. Było to bowiem pierwsze takie spotkanie i niewykluczone, że czekają ich następne. Józef Szargut zakończył bowiem pracę nad swoją książką i przygotowuje się do jej wydania. - Sądzę, że to kolejne, będzie już spotkaniem autorskim, połączonym z promocją nowej książki - kończy Józef Szargut.
Napisz komentarz
Komentarze