Z powodu przedłużonej kwarantanny pani Małgorzata i pan Artur nie mogli się zaszczepić przeciw COVID-19 w wyznaczonym na 10 grudnia terminie. Na domiar złego, przesunięciu musiały ulec terminy ważnych wizyt u lekarzy specjalistów, jakie miała wyznaczone pani Małgorzata. Skąd wynikają problemy?
Przepis, w myśl którego przybywających do Polski z krajów spoza Schengen obowiązuje 14-dniowa kwarantanna, wszedł w życie 1 grudnia i ma obowiązywać do 17 grudnia.
"Wcześniejsze zwolnienie z kwarantanny będzie możliwe w przypadku negatywnego wyniku testu PCR, który został wykonany po upływie 8 dni od dnia przekroczenia granicy. Kwarantanna nie dotyczy osób w pełni zaszczepionych, które posiadają unijne cyfrowe zaświadczenie COVID" - głosi komunikat Ministerstwa Zdrowia.
- Byliśmy przekonani, że załapiemy się na 10-dniową kwarantannę. Tym bardziej że w Wielkiej Brytanii przestano szczepić jednodawkową szczepionką Johnson & Johnson. Z umówionych szczepień nici - załamuje ręce Artur Brzozowski.
Co zawiniło?
W sanepidzie stwierdzono, że to straż graniczna nałożyła na parę dłuższą kwarantannę. Mieli ogromne trudności, żeby dodzwonić się do służby granicznej, ale się udało.
- Tam usłyszeliśmy, że oni tylko wpisują nas w system i to idzie dalej, czyli do sanepidu - mówi pan Artur. - To jest taka przepychanka między jedną a drugą stroną. Żadna strona nie może ustalić, co jest przyczyną naszych problemów - żali się, że nikt nie jest w stanie ściągnąć z niego i partnerki dodatkowego 4-dniowego balastu.
- Wszędzie wydzwanialiśmy. Powiem szczerze, że jak dowiedzieliśmy się, że mamy 14 dni kwarantanny, a nie 10, to już pierwszego dnia chwyciliśmy za słuchawkę, żeby spróbować to wyjaśnić - mówi Małgorzata Cioch.
Do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Kędzierzynie-Koźlu nie byli w stanie się dodzwonić. Udała się za to sztuka skontaktowania się z głównym inspektoratem sanitarnym w Warszawie. Wypełnili formularz z prośbą o oddzwonienie. Po jakimś czasie odebrali połączenie ze stolicy.
Przekierowano ich do straży granicznej. Tam dowiedzieli się, że powodem kłopotów była opóźniona migracja danych. Mimo że para wylądowała w Polsce 30 listopada o godz. 22.30, dane miały zostać wysłane dopiero po godz. 24 - już 1 grudnia. Dlatego zostali objęci 14-dniową kwarantanną.
Kiedy oddzwoniono do nich z sanepidu w Kędzierzynie-Koźlu, usłyszeli, że w stacji nie są w stanie skrócić im kwarantanny, gdyż nałożyła ją na nich straż graniczna.
- Stwierdzono, że po ośmiu dniach możemy sobie zrobić testy PCR, które kosztują 240 zł od osoby - relacjonuje pan Artur. Nie ukrywa, że wydanie 500 zł na testy nie stanowiłoby problemu. W przypadku negatywnych wyników para mogłaby zapewnić sobie krótszą kwarantannę. Jednak na wynik i tak musieliby czekać. Gdyby był negatywny, kwarantanna mogłaby zostać ściągnięta z nich w ciągu 24 godzin. Wydając niemałą kwotę, zyskaliby zatem tylko jeden dzień.
Paragraf nadziei
- W straży granicznej powiedziano nam, że możemy się powołać na jeden z paragrafów rozporządzenia z 6 maja 2021 r. i sanepid powinien nam skrócić kwarantannę - dodaje pani Małgorzata.
Mowa o par. 3 ust. 7 rozporządzeniu Rady Ministrów w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Brzmi ono następująco: "Państwowy inspektor sanitarny właściwy ze względu na miejsce zamieszkania lub pobytu, w którym ma się odbyć obowiązkowa kwarantanna, o której mowa w przepisach wydanych na podstawie art. 34 ust. 5 ustawy z dnia 5 grudnia 2008 r. o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, lub inny upoważniony przez Głównego Inspektora Sanitarnego państwowy inspektor sanitarny, w uzasadnionych przypadkach, decyduje o skróceniu lub zwolnieniu z obowiązku jej odbycia".
- Kiedy jednak wczoraj (9 grudnia - red.) przedstawiłam ten paragraf w sanepidzie w Koźlu, to pani była bardzo zdziwiona. Powiedziała, że pierwszy raz o nim słyszy i musi to sprawdzić. Najpierw jednak przekonywała nas, że sprawę trzeba załatwić przez straż graniczną, bo to ona nam nałożyła 14-dniową kwarantannę. Odpowiedziałam, że już rozmawiałam ze służbą graniczną i skierowano mnie do sanepidu - mówi Małgorzata Cioch. - Z kozielskiego sanepidu oddzwoniono do nas i stwierdzono, że nic nie można z tym zrobić, oni nie są w stanie ściągnąć z nas tych czterech dodatkowych dni. Dodano, że możemy sobie zrobić testy za 240 zł od osoby - dodaje z żalem w głosie.
Para dociekała jeszcze w GIS w Warszawie, co jeśli sanepid w miejscu ich pobytu nie będzie mógł skrócić im kwarantanny.
- W takim przypadku - powiedziano nam - nic już nie będziemy mogli zrobić. Chyba że trafimy na osobę, która podejdzie do naszej sprawy po prostu po ludzku - mówi pani Małgorzata. - Skoro na lotnisku we Wrocławiu zostaliśmy poinformowani, nawet nam gratulowano, że mamy tylko 10 dni kwarantanny, bo dopiero za 1,5 godziny wchodzi w życie kwarantanna 14-dniowa, coś tu jest nie tak z naszymi urzędnikami - dodaje.
Mogliby zapłacić za testy, stać ich bowiem na taki wydatek. Mają jednak żal, że byłoby to - jak się wydaje - jedyne wyjście z sytuacji.
(...)
Cały artykuł w 44. nr. Nowej Gazety Lokalnej, który ukazał się 14 grudnia. Wydanie dostępne również w wersji elektronicznej - TU
Napisz komentarz
Komentarze