Ostatnio do potrącenia 50-latki doszło tam 8 listopada około godziny 18.40. Kobieta trafiła do szpitala z otwartym złamaniem nogi. Jak udało się ustalić, kierująca osobowym volkswagenem nie zdążyła wyhamować, kiedy na przejście weszła 50-latka. Poszkodowana wymagała pomocy medycznej, a najbliższa wolna karetka była w Polskiej Cerekwi. Zadysponowano więc zastęp straży pożarnej, który udzielił pierwszej pomocy rannej kobiecie. Po przyjeździe zespołu ratownictwa medycznego poszkodowana została przetransportowana do szpitala. Na miejscu interweniowały także trzy patrole policji. Na czas prowadzonych działań występowały utrudnienia w ruchu.
Czarna seria
Po opisanym wyżej zdarzeniu z redakcją „Lokalnej” skontaktowała się Ewa Piątek, nasza czytelniczka i zarazem znajoma rannej w zeszłotygodniowym wypadku kobiety.
Siła tego uderzenia była tak duża, że koleżanka została odrzucona na kilka metrów od przejścia. Doznała wielu urazów i przez całą noc była operowana przez naszych ortopedów. Prawdopodobnie nie będzie w pełni sprawna do końca życia, bo na skutek zdarzenia miała całkowicie roztrzaskaną miednicę, doszło do uszkodzenia kości udowej i kolana. Najgorzej jest z miednicą. Nie wiadomo, jak to się skończy i czy koleżanka nie wyląduje przypadkiem na wózku inwalidzkim - mówi Ewa Piątek, przypominając, że 8 lat temu na feralnym przejściu potrącona została inna jej koleżanka. Natomiast około 10 lat temu miał tam miejsce wypadek śmiertelny. Poszkodowana zmarła w karetce w drodze do szpitala. To jednak nie koniec zdarzeń.
Następne miało miejsce 21 lutego 2019 roku o godz. 18.40. Jeszcze inna moja koleżanka, Marzena Filipiak, już przy samym zejściu z pasów na chodnik została potrącona przez samochód i doznała licznych urazów wielonarządowych - podkreśla Ewa Piątek.
W jej opinii należy poprawić bezpieczeństwo na obu sąsiadujących ze sobą przejściach dla pieszych, czyli na ul. 24 Kwietnia i na ul. Roosevelta.
- Prawdę mówiąc, to oba przejścia położone są zbyt blisko tego skrzyżowania. Na przykład kierowcy samochodów skręcający z ul. 24 Kwietnia na ul. Roosevelta mają bardzo utrudnione zadanie podczas tego manewru, bo zjeżdżając z drogi z pierwszeństwem przejazdu na podporządkowaną od razu trafiają na zebrę i mogą niechcący kogoś potrącić, bo nie zdążą zahamować. To przejście na Roosevelta powinno być co najmniej kilkadziesiąt metrów dalej. Sama doświadczyłam tam niebezpiecznej sytuacji - dodaje pani Ewa.
Nasza czytelniczka postuluje zatem przesunięcie obu przejść dla pieszych, wprowadzenie ograniczenia prędkości, instalację lepszego oświetlenia, a być może także sygnalizacji świetlnej.
Traumatyczne przeżycie
Udało nam się skontaktować z Marzeną Filipiak, która w lutym 2019 roku uległa w tym miejscu bardzo poważnemu wypadkowi.
- Wyszłam wtedy z pracy i przechodziłam przez to przejście dla pieszych. Schodziłam z niego i miałam do zrobienia już tylko ostatni krok. Widziałam nadjeżdżający samochód i mam wrażenie, że jego kierowca zagapił się, zagadał z kolegą i uderzył we mnie. Zresztą tak później mówił, że mnie nie widział, chociaż miałam na sobie czerwoną kurtkę - wspomina Marzena Filipiak.
Nasza rozmówczyni miała tak poważne obrażenia, że przez dwa miesiące leżała w szpitalu.
- Nie mogłam chodzić. Noga była operowana. Praktycznie przez rok byłam wyłączona z życia zawodowego. Cieszę się, że wróciłam do pracy w przychodni, bo zaraz po wypadku miałam mieszane uczucia, czy w ogóle będę w stanie chodzić i rozpocząć normalne życie. Do emerytury zostało mi jeszcze pięć lat, ale nie myślę o niej jeszcze. W każdym razie całe to zdarzenie pozostawiło we mnie zarówno fizyczne, jak i psychiczne ślady. Te obrazki z przeszłości jeszcze mi się przypominają przy różnych okazjach. Jak jestem na tym przejściu, to za każdym razem myślę o tamtym wypadku i dopóki coś jedzie, to nie wchodzę na pasy. Mam prawo jazdy, ale od czasu tego zdarzenia nie siadłam za kółko. Boję się. To siedzi w głowie. Poza tym podczas wykonywania różnych czynności nie mogę ani podbiec, ani uklęknąć, bo noga nie jest jeszcze w pełni sprawna. Jeśli moja historia oraz zdarzenia z udziałem moich koleżanek sprawią, że te przejścia staną się bezpieczniejsze, to będę bardzo szczęśliwa - kończy Marzena Filipiak.
Napisz komentarz
Komentarze