Reklama
sobota, 2 listopada 2024 23:48
Reklama
Reklama
Reklama

Machina ucisku i fabryka śmierci uchwycona z lotu ptaka

Takie zdjęcia lotnicze z okresu II wojny światowej to rzadkość. Na widocznej poniżej fotografii z lat 40. XX wieku można zobaczyć dawną Blachownię w tym ogromną ilość baraków wchodzących w skład niemieckiego obozu jenieckiego Wiesenlager (tzw. obozu łąkowego), który składał się ze 109 obiektów (o łącznej powierzchni 22 195 mkw.) zlokalizowanych na prawie 10 hektarach.
Machina ucisku i fabryka śmierci uchwycona z lotu ptaka

Przestrzeń, na której rozlokowane były wszystkie tutejsze obozy, obejmowała około 12 km². Rozciągała się ona pomiędzy Blachownią Śląską a Sławięcicami. Informacje te w oparciu o niemieckie dokumenty i plany rozmieszczenia obozów zawiera wydana w 1965 roku książka pt. „Zbrodnie hitlerowskie w Łambinowicach i Sławięcicach na Opolszczyźnie w latach 1939-1945” autorstwa Stanisława Łukowskiego.

W zestawieniu poniżej podano liczbę baraków, ich ogólną powierzchnię oraz liczbę więźniów lub jeńców.
 



Więźniowie poszczególnych obozów mieszkali w barakach ustawionych na leśnym rewirze w kilku kompleksach otoczonych kolczastymi drutami. Baraki te miały jedynie strop dachowy, przez który latem przeciekała woda, a zimą sypał śnieg. Po obu stronach wąskiego przejścia ustawione były piętrowe prycze, przypominające swym wyglądem rusztowania. Na takiej pryczy znajdował się siennik wypchany wiórkami lub słomą, a za koce służyły bardzo często brudne łachmany. Na jednej pryczy spało kilku więźniów.

„Pierwszymi więźniami obozu ciężkiej pracy w Sławięcicach byli Polacy, którzy przebywali tu od roku 1940. Wraz z jeńcami wojennymi wykonywali oni w okresie pełnego rozwoju produkcji fabrycznej najcięższe i najniebezpieczniejsze prace. Czas ich zajęć obejmował cały dzień z uwzględnieniem krótkiej przerwy obiadowej, podczas której musieli wykonywać różne prace wewnątrz obozu. Kierownictwo zakładu i obozu kładło wielki nacisk na tempo wykonywanej pracy, ponieważ produkowana tutaj benzyna syntetyczna i inne środki chemiczne były Niemcom bardzo potrzebne. Między innymi od nich zależało powodzenie wszelkich operacji wojennych w toczącej się wojnie” - pisał Stanisław Łukowski.
 


Gdy ginęli jedni robotnicy, na ich miejsce przysyłano setki nowych, najczęściej więźniów dostarczanych z innych obozów, ofiary dalszych łapanek, a po rozpoczęciu agresji przeciw ZSRR także obywateli i jeńców sowieckich.

Jeńcy wojenni podzieleni byli na obozy według narodowości. Istniał więc oddzielny obóz dla Anglików, Polaków, Rosjan, Francuzów i innych. Były też obozy mieszane, co wynikało ze stosunkowo małej liczby jeńców danej narodowości np. włoskiej, jugosłowiańskie, belgijskiej, bądź z przepełnienia obozów o jednolitym składzie.

„Niemcom zależało na pełnym zakonspirowaniu obozu jenieckiego i panujących tam warunków, dlatego jeńcy wojenni żyli i pracowali w zupełnej izolacji. Z cywilami w ogóle się nie stykali. Nadzór w czasie prac mieli nad nimi żołnierze Wehrmachtu. Warunki ich życia obozowego były bardzo ciężkie. Świadczy o tym dobitnie fakt, że w baraku, w którym było 200 francuskich i belgijskich jeńców wojennych, do chwili wyzwolenia pozostało przy życiu tylko 7 osób, w tym 2 Francuzów. Wszyscy inni zmarli z głodu, z wycieńczenia i zatrucia środkami chemicznymi w czasie pracy. Spośród tych siedmiu tylko dwóch jeńców mogło chodzić o własnych siłach - Belg i Francuz.

Francuz po wyjściu z obozu ważył 42 kg. Dzienne racje żywnościowe wynosiły tam 35 dkg chleba z 50-procentową domieszką trocin, od 4 do 10 dkg margaryny i pół litra zupy z chwastów i obierków ziemniaczanych” - czytamy w książce Stanisława Łukowskiego.   

Spośród wszystkich jeńców wojennych przebywających w Sławięcicach najgorzej traktowani byli jeńcy polscy i radzieccy.
 


Katastrofa humanitarna

W najtragiczniejszych warunkach żyli w obozie sławięcickim Żydzi. Pochodzili oni z różnych krajów europejskich. Obóz żydowski istniał od 1941 r. Od chwili przekształcenia w obóz koncentracyjny (1.04.1944 r.) przestano się zupełnie liczyć z przebywającymi w nim więźniami. Ich los był z góry przesądzony, a plan niszczenia systematycznie realizowany. Żydzi pochodzący z państw Europy Zachodniej (Westjuden) początkowo byli lepiej traktowani niż Żydzi pochodzący z Europy Wschodniej (Ostjuden). Niemcy uważali ich za nosicieli zachodnioeuropejskiej kultury. Dla odróżnienia nosili numery z czerwoną literą C. Z czasem owe różnice zatarły się zupełnie.

W obozie żydowskim, oprócz mężczyzn i kobiet, znajdowało się 80 więźniów młodocianych w wieku od 12 do 15 lat.  Byli to chłopcy pochodzący z Małopolski i Zagłębia. Traktowano ich na równi z dorosłymi.

Obóz żydowski rozciągał się na pow. 1 km² otoczonej lasami i do 1943 r. włącznie ogrodzony był pojedynczym drutem kolczastym, a po objęciu go przez SS zbudowany został wokół niego mur 5-metrowej wysokości i wieże obserwacyjne. Na murze rozciągnięto druty kolczaste i elektryczne o wysokim napięciu. Wszyscy więźniowie mieszkali w 19 barakach.

W 1942 r. w obozie żydowskim przebywało około 1500 więźniów. Z czasem ich liczba wzrosła i 16.04.1944 r. było około 5000 więźniów. Przybywali tutaj z innych obozów. Szczególnie duży transport dotarł tu pod sam koniec wojny (zimą 1945).

W pierwszym okresie istnienia (do 1943) w obozie powszechny był brud, pleniło się robactwo, szerzyły choroby i związane z nimi wypadki śmiertelne. Wyżywienie było bardzo marne, a do tego kierownictwo kuchni uszczuplało i tak mizerny przydział żywności. W drugim okresie warunki jeszcze bardziej się pogorszyły, zaostrzył się rygor obozowy, a atmosfera stała się nie do zniesienia.

Tragiczna "ewakuacja"

W styczniu 1945 r., kiedy nadciągały wojska radzieckie, nastąpiła ewakuacja więźniów z Oświęcimia i w części z jego filii w Sławięcicach do obozu w Gross-Rosen. Na miejscu pozostali tylko chorzy i bardzo wycieńczeni, nienadający się do podróży. Maszerowano przez całą południową Opolszczyznę (m.in. Koźle, Prudnik, Nysę, Głuchołazy). Więźniowie szli w dużych kolumnach, liczących po kilkaset osób. Tych, którzy nie mogli kontynuować podróży, esesmani rozstrzeliwali. Pomiędzy Łąką Prudnicką a Prudnikiem zamordowano w bestialski sposób około 2000 więźniów. Zepchnięto ich do dołów powstałych po bombach i tam dokonano masakry. Podobnie uczyniono pod Głuchołazami i w okolicach innych miejscowości.

Ewakuacja nie objęła jednorazowo wszystkich więźniów. Wysyłano ich grupami co 2-3 dni. Jedną z końcowych grup przyłączono do przechodzącej przez Sławięcice kolumny więźniów z innych obozów i w miejscu położonym tuż za stacją kolejową dokonano masowej egzekucji. Z grupy około 3500 więźniów uratowało się tylko około 200 osób.

Więźniowie, którzy pozostali w obozie żydowskim, nie nadawali się do pieszej podróży, transport zaś w innej formie był niemożliwy z uwagi na brak pojazdów.

Sytuacja Niemców na froncie pogarszała się, toteż administracja obozu, która ze strachu kilkakrotnie opuszczała obóz, podczas ostatniego powrotu postanowiła ostatecznie rozprawić się z pozostałymi tam więźniami.

Zwołano wszystkich na apel i zakomunikowano natychmiastową ewakuację. Okazało się, że była niemożliwa ze względu na ogromną liczbę ciężko chorych więźniów. Esesmani wybrali zatem najwygodniejszy dla siebie sposób: postanowili przy pomocy zrzuconych granatów spalić cały obóz wraz z więźniami.

Do próbujących ucieczki strzelano z wież obserwacyjnych. Uratowali się tylko ci, którym udało się uciec do schronów przeciwlotniczych, wykorzystywanych wcześniej przez obozową służbę. W przeddzień wkroczenia wojsk Armii Czerwonej esesmani przybyli raz jeszcze i zabrali pozostałych przy życiu więźniów. Prawdopodobnie zostali oni rozstrzelani w pobliskim lesie. Wyzwolenia doczekała się tylko bardzo mała grupa, której w ogólnym popłochu esesmani nie dostrzegli.     

Twórca Bunker Kinga Sławomir Wilkowski naniósł zaprezentowane wcześniej stare zdjęcie lotnicze na współczesne. Obejmuje ono tzw. Obóz łąkowy. Poniżej efekt jego pracy.
 

Kliknij aby odtworzyć
Drogi użytkowniku! Wykryliśmy, że korzystasz z programu blokującego reklamy w przeglądarce (AdBlock lub inny). Dzięki reklamom oglądasz nasz serwis za darmo. Prosimy, wyłącz ten program i odśwież stronę.
 
 
 
 
 
 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Tak pytam 16.09.2021 10:31
Ciekawa teza. A sprawdził pan panie florek do kiedy mordowano ludzi Cyklonem B i do kiedy funkcjonowały piece krematoryjne? Bo chyba dopadła pana amnezja, co się działo na terenie niemieckich obozów koncentracyjnych.

florek 20.07.2021 15:44
panie dokształcony: wartościuj sobie na spotkaniu rodzinnym na imieninach cioci Zyty. Po prostu czy niemcy, czy polacy, mając taką infrastrukturę gnębili ludzi jednakowo.

history 19.07.2021 22:06
Czesław Gęborski został komendantem obozu w Łambinowicach, gdy miał 20 lat i był sierżantem MO. Według prokuratury w obozie osadzono mieszkańców całych opolskich wiosek po to, by w ich domach mogli osiedlić się repatrianci ze Wschodu. W obozie Ślązakom odbierano dobytek, żywiono suchym chlebem i zgniłymi ziemniakami. Wycieńczonych i schorowanych wykorzystywano zamiast zwierząt pociągowych do prac w polu. Umierali z głodu, wycieńczenia. Takich obozów był około 200 sztuk na terenie śląska. Rozumiem, że był komunistą? Temat jest słabo zbadany ale powoli prawda się odsłania.

Do history 19.07.2021 12:39
Prawdopodobnie Rosjanie, którzy kontrolowali po wojnie te obszary. Natomiast zastanawiające w tym wszystkim jest to, że próbuje Pan stawiać znak równości pomiędzy tym co działo się w czasie II WŚ i tym co było po niej. Każde ludzkie nieszczęście jest czymś potwornym bez względu na czas i narodowość, ale trzeba też umieć odróżnić skalę okrucieństwa i okoliczności. Warto się w tym zakresie nieco dokształcić

history 18.07.2021 23:19
Po zakończeniu II wojny światowej obóz Judenlager w Sławięcicach oraz Łambinowicach stał się miejscem, gdzie więziono rdzenną ludności Górnego Śląska. kto tam był strażnikiem?

Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 2°CMiasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1034 hPa
Wiatr: 6 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama