RSM „Chemik” jest jedną z największych w kraju. To chyba ewenement, że tak duża spółdzielnia istnieje w niedużym w końcu Kędzierzynie-Koźlu?
- Czy jest ewenementem? Tutaj praktycznie jest pięć samodzielnych ekonomicznie osiedli i jeden zarząd. W sumie więc mamy pięć małych spółdzielni, ale wspólnie zarządzanych, celem zmniejszenia kosztów. Dzięki temu można również wzajemnie sobie pomagać, tak jak na przykład wszyscy w czasie powodzi pomogli Koźlu. To zaczęło członkom odpowiadać. Przekonali się do tego. Nigdy też nie było tendencji, żeby spółdzielnię podzielić. Na każdym osiedlu jest inny czynsz, inna opłata za centralne ogrzewanie. Każdy płaci za siebie. Dlaczego więc mieliby to robić. Wtedy byłoby pięciu prezesów, pięć głównych księgowych.
Od kiedy tak jest?
- Od wielu lat. To zostało wprowadzone jeszcze przed moim przyjściem tutaj. Natomiast myśmy to doprowadzili do perfekcji. Ludzie widzą, że do nikogo nie dokładają i nikt do nich nie dokłada.
Spółdzielnia obchodzi właśnie jubileusz 40-lecia istnienia. Jak by pan podsumował te lata?
- Żeby podsumować te 40 lat istnienia spółdzielni, trzeba sobie powiedzieć, że są to dwa okresy - do roku 1990 i po roku 1990. Dzielę to w ten sposób, ponieważ warunki działania spółdzielni mieszkaniowych w tych okresach, były radykalnie różne. Kiedyś trudno było założyć spółdzielnię, natomiast działać, budować łatwo. Teraz jest odwrotnie. Założenie spółdzielni nie stanowi problemu. Jednak cokolwiek potem zrobić, jest wręcz niemożliwe.
Dlaczego?
- Bierze się to przede wszystkim z innej wartości pieniądza. Kiedyś budować można było praktycznie dzięki bardzo dużemu wkładowi państwa. Udzielano symbolicznie oprocentowanego kredytu, przez wiele lat finansowały to również zakłady pracy. Poza tym, mieszkanie otrzymywało się z przydziału, a nie kupowało się go. Każdy w związku z tym chciał mieć jak największy metraż. Stąd pojawiły się te M2, M3, M4. Trzeba było mieć odpowiednią ilość osób lub uprawnień, żeby otrzymać takie mieszkanie. Po roku 1990 realia zmieniły się. Nastąpiła totalna odmiana. Gdy tu przyszedłem, w budowie były trzy czy cztery budynki. Stanęliśmy wtedy przed problemem czy wstrzymać ich budowę, bo z dnia na dzień drożały. Na przykład mamy taki budynek, którego koszt wybudowania jest niższy niż koszt wykonania na nim tynku, bo tynkowany był w rzeczywistości lat dziewięćdziesiątych, a budowany wcześniej. Postanowiliśmy jednak dokończyć ich budowę i, mniej więcej po półtora roku, zasiedlaliśmy je. Efekt tego jest taki, że zadłużenie tych mieszkań jest trzy razy wyższe, niż ich wartość. Szczęściem jest więc, że w tym momencie zaprzestaliśmy budowy nowych bloków, bo nie mamy więcej takich budynków. Ale od tego czasu stworzona do tego spółdzielnia, nie wybudowała nic.
Zaczęliście jednak teraz coś budować, obok osiedla Powstańców Śląskich.
- Kiedyś miały tam stać wielopiętrowe bloki. Zaprojektowaliśmy jednak część tego terenu pod budownictwo jednorodzinne, a część pod wielorodzinne. Zaplanowanych jest 8 budynków czterokondygnacyjnych, żeby uniknąć kosztów montażu windy i 49 domków jednorodzinnych. W tym systemie, pieniądze wpłacane są do spółdzielni przez chętnych na mieszkania, w ratach, w trakcie budowy, ewentualnie po budowie, w gotówce. W tej chwili mamy 15 domków jednorodzinnych, które na dniach oddamy do użytku. Będziemy przez cały czas promować to budownictwo. Praktycznie jesteśmy w stanie zaspokoić każdą potrzebę. Pod warunkiem, że w przypadku domu wielorodzinnego, będzie to co najmniej jedna klatka. Trudno jest budować kawałek budynku.
Macie inne pomysły na zwiększenie ilości mieszkań w Kędzierzynie-Koźlu?
- Chcieliśmy również zaproponować miastu wspólne założenie Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Miasto wniesie na przykład uzbrojenie terenu i 20 proc. wartości budynku, a my resztę, w formie kredytu. Wystąpilibyśmy z ofertą mieszkania, które nie wymaga wpłaty gotówki, oprócz symbolicznej kaucji. Wysoki byłby jednak czynsz. Jakieś 2,5 raza wyższy, niż w spółdzielni. Niestety sytuacja budżetu miasta jest taka, że praktycznie nie ma takiej możliwości. Myślę, że może w roku 2000 coś się ruszy w tej materii."
Pytał Maciej MODZELEWSKI
Wywiad pochodzi z Gazety Lokalnej nr 1 z 2.06.1999 r.
Napisz komentarz
Komentarze