Reklama
poniedziałek, 23 grudnia 2024 07:03
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Ten bieg wygrywa się raz na całe życie. Dawid pokonał demona

Dawid Furman z Błażejowic w gminie Cisek to pozytywnie zakręcony pasjonat ultrabiegów. Nie lubi iść na łatwiznę. Właśnie ukończył bieg wręcz "demoniczny" - w niecałe 34 godziny pokonał ponad 200-kilometrową trasę na dystansie "demon". O udziale w zawodach "Duch Pogórza 2024" rozmawialiśmy z nim, gdy opadły już emocje.

Autor: Mała Gośka Photography, UltraZajonc - Paweł Zając

Przebiegnięcie 204-kilometrowego dystansu z 8150 m przewyższeń w czasie zaledwie 33 godzin, 38 minut i 36 sekund to wyjątkowe osiągnięcie. Dodatkowo poprawienie rekordu trasy o ponad dwie godziny świadczy o ogromnej determinacji i sile woli 39-letniego Dawida Furmana.

Trasa stanowiła prawdziwe wyzwanie - oprócz brodzenia w strumykach na odważnych uczestników czekało mnóstwo błota i gliny.

Mieszkaniec Błążejowic, kiedy tylko dowiedział się o imprezie "Duch Pogórza", czyli jednym z najtrudniejszych biegów ultra w Polsce, i że tylko kilka procent uczestników kończy dystans "demon", postanowił się zapisać.

Dodatkowym wyzwaniem była dla niego formuła samego biegu. Polega ona na pokonywaniu pętli o długości 34 km z przewyższeniami sięgającymi 1400 m. Jak łatwo policzyć, aby osiągnąć dystans 204 km, konieczne jest przebiegnięcie tej pętli aż sześć razy.

- Kiedy po pierwszym kółku wie się, co czeka na kolejnych pięciu, to nie jest tak łatwo wyjść na następne pętle. Dlatego bardzo dużo osób poddaje się po przebiegnięciu dwóch, trzech kółek - opowiada Dawid Furman.

Głód startów

Przygotowanie fizyczne i psychiczne Dawida było bardzo intensywne i dobrze przemyślane. Opracował 15-tygodniowy plan, który polegał na stopniowym zwiększaniu kilometrażu. Oprócz treningów biegowych regularnie wykonywał ćwiczenia siłowe, koncentrując się na wzmacnianiu mięśni pleców, brzucha i nóg. Treningi uzupełniał o jazdę na rowerze stacjonarnym.

W ostatnich sześciu tygodniach zmniejszył liczbę przebieganych kilometrów, ale zwiększył intensywność treningów, co pozwoliło ciału nieco odpocząć oraz zyskać siłę i świeżość przed biegiem startowym.

- Wydaje mi się, że psychicznie również byłem świetnie przygotowany. Pomimo trudności, jakie mogły pojawić się na trasie, nie zdarzyło mi się nawet na moment pomyśleć o rezygnacji - przyznaje miłośnik ultrabiegów.

Trasa nieustannie wystawiała biegaczy na próbę. Fot. UltraZajonc - Paweł Zając

Determinacja i pozytywne podejście były kluczowe dla osiągnięcia sukcesu. Nie spodziewał się jednak, że uda mu się poprawić rekordu trasy aż o ponad dwie godziny.

Przed każdym biegiem wyznacza sobie cele czasowe, określając dolną i górną granicę. W przypadku ostatniego biegu jego plan zakładał ukończenie trasy w granicach 38-40 godzin. Przekroczenie własnych prognoz było powodem do dumy i radości.

- W sumie każdy wynik poniżej 40 godzin brałbym w ciemno - śmieje się Dawid. - Byłem świadomy trudności dystansu i wiedziałem, że jedynie niewielka liczba osób kończy ten bieg. Dlatego nawet myśl o poprawieniu rekordu trasy o dwie godziny przekraczała moje oczekiwania i była dla mnie miłym zaskoczeniem.

Głód fizyczny 

Podczas biegu ultra wyżywienie i nawodnienie odgrywają kluczową rolę, dlatego Dawid miał opracowaną strategię, co, gdzie, kiedy oraz ile jeść i pić. Jednakże w przypadku tego biegu jego podejście było bardziej elastyczne: spożywał po prostu dużo jedzenia i przyjmował dużo płynów, nie trzymając się ściśle ustalonego planu.

- W trakcie biegu na każdą pętlę zabierałem ze sobą różne potrawy, takie jak rosół z pierogami z mięsem lub zupę pomidorową, a także bułkę z serem - zdradza pasjonat pokonywania morderczych dystansów. - Podczas samej trasy spożywałem praktycznie same słodycze, takie jak herbatniki w czekoladzie i ciastka. Jeśli chodzi o picie, zawsze miałem przy sobie bidon z elektrolitami oraz drugi - z rozcieńczoną colą, co pomagało mi utrzymać odpowiednie nawodnienie i dostarczyć organizmowi potrzebnych składników - precyzuje.

Jeżeli chodzi o trasę, to była iście piekielna. Mimo że Dawid czytał o poprzednich edycjach biegu i miał pewne wyobrażenie o warunkach na trasie, to element zaskoczenia się pojawił.

- Trudne warunki terenowe, zmieniające się warunki pogodowe i wymagające przewyższenia sprawiły, że bieganie stało się jeszcze bardziej wymagające, niż przypuszczałem. Pomimo przygotowania, doświadczenia i determinacji sama trasa nieustannie wystawiała nas na próbę, sprawiając, że każdy kilometr był pełen nieoczekiwanych wyzwań - relacjonuje sportowiec z Błażejowic.

Szczyt zmęczenia pojawił się u niego około 30. godziny. Wydawało mu się, że pnie i kamienie przybierają ludzkie postacie.

- Pod względem technicznym największym wyzwaniem okazały się strumienie. Brak możliwości obejścia ich brzegiem wymagał albo skakania po małych kamieniach, albo brodzenia w strumieniu. Dodatkową trudnością były powalone drzewa w korytach strumieni, które zmuszały do wspinaczki na kilka metrów, aby je ominąć - opowiada Dawid.

Głód finiszu

Aby pokonać ponad 200-kilometrową trasę, Dawid Furman zastosował kilka strategii, które pomogły mu utrzymać odpowiednią motywację i skupienie.

Po przebiegnięciu pierwszej pętli, zastosował metodę podziału trasy na krótkie odcinki. Stworzył listę punktów orientacyjnych, które musiał osiągnąć podczas każdej pętli, takich jak stromy zbieg, zwany "kozim garbem", punkty z żywnością, drewniane kładki czy strumienie. Dzięki metodzie krótkich odcinków skupił się na osiąganiu kolejnych celów, co pomagało mu utrzymać koncentrację.

Dodatkowo musiał być przygotowany na niebezpieczeństwa, takie jak błoto na niektórych odcinkach trasy. Dzięki unikaniu tego typu pułapek minimalizował ryzyko urazów. Upadków na śliskich kamieniach i błotnych kąpieli nie potrafi zliczyć. I choć doświadczył kilku kontuzji i problemów zdrowotnych na trasie, nie powstrzymały go one przed kontynuowaniem biegu.

Dawid Furman podjął wyzwanie i pokonał granice własnych możliwości. Fot. Mała Gośka Photography

Na drugim okrążeniu potknął się na śliskim kamieniu w strumyku i upadł, rozbijając kolano. Pomimo krwawienia, uczucia skręcenia kostki i ogromnego bólu ruszył dalej.

- Wiedziałem, że zatrzymanie się nie wchodzi w grę, więc zastosowałem zasadę niezatrzymywania się i kontynuowania biegu pomimo bólu. To podejście jest powszechne wśród prawdziwych ultramaratończyków - wyjaśnia Dawid.

Podczas ostatnich kilometrów jego stopy były tak opuchnięte, że każdy krok był istnym cierpieniem. Mimo to, zaciskając zęby, pędził do mety z nadzieją na szybsze ukojenie przeszywającego bólu.

Podczas ustanawiania rekordu trasy Dawidowi towarzyszyły różne emocje. Po piątym okrążeniu, kiedy zdał sobie sprawę, że ma świetny czas, pojawiła się iskierka nadziei na rekord. To go zmotywowało do kontynuowania biegu. Jednakże gdy na ostatniej pętli zaczął mieć problemy ze stopami, pojawiły się niepokój i niepewność. Ostatecznie cel osiągnął. 

- Na mecie niedowierzałem, że ktoś taki jak ja, zwykły amator z małej wioski, mógł zrobić coś takiego - mówi Dawid Furman.

Głód sukcesów

Wsparcie organizatorów imprezy było nieocenione i miało ogromny wpływ na samopoczucie biegaczy. Organizacja biegu była na bardzo wysokim poziomie, do tego wspaniała atmosfera. Trasa była doskonale oznakowana, tak że nawet w nocy nie było możliwości zgubienia się. 

- Bufety z jedzeniem i napojami były obfite. Na punktach obsługi można było liczyć na serdeczność i życzliwość ze strony organizatorów i wolontariuszy. To dodatkowo motywowało do osiągnięcia dobrego wyniku - zaznacza rozmówca.

Wyznaje, że zawsze wierzył w możliwość osiągnięcia sukcesu w biegach ultra, jednakże ostatnie osiągnięcie przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Ciężka praca i poświęcenie w treningach biegowych i ogólnorozwojowych, a także zaangażowanie na zawodach utwierdza Dawida, że jego wysiłek musi zaowocować.

- Nikt nie poświęca wolnego czasu jedynie po to, aby wziąć udział w zawodach. Celem jest osiągnięcie jak najlepszego wyniku - podkreśla nasz ultrabiegacz. - Połączenie ciężkiej pracy i świadomego celu do realizacji musiało przynieść efekt, chociaż ten przerósł moje wyobrażenia - zapewnia.

Mimo sukcesu zdaje sobie sprawę, że nie można spocząć na laurach. Teraz jego celem jest przesuwanie granic i osiąganie kolejnych, jeszcze większych sukcesów. Ma nadzieję, że najlepsze jeszcze przed nim.

Nie wezmę już udziału w biegu na dystansie "demon", ponieważ ten bieg wygrywa się raz na całe życie - podkreśla Dawid. Fot. Mała Gośka Photography

W najtrudniejszych momentach podczas biegu myśli o rodzinie. Wie, że im szybciej przekroczy linię mety, tym szybciej będzie przy bliskich.

Dzięki "trackerowi" (GPS) rodzina i znajomi mogli na bieżąco śledzić trasę i obserwować, jak sobie radzi. Podczas biegu otrzymywał wiadomości ze wsparciem, jednakże z uwagi na tempo zawodów nie miał czasu na ich czytanie.

Po przekroczeniu mety telefon zalały wiadomości od osób wspierających go.

- Reakcje moich córeczek i żony tuż po ukończeniu biegu były niesamowicie wzruszające. Ze słuchawki telefonu wydobywał się ich krzyk radości. Jednak wtedy nie docierało jeszcze do mnie, co dokładnie osiągnąłem. Po powrocie do domu dziewczyny przygotowały dla mnie niespodziankę: przepiękny kolorowy baner z napisem "Witamy Mistrza". Był też mój ulubiony sernik. Słodkie dopełnienie tego wyjątkowego dnia - wzrusza się Dawid.

Czy planuje wziąć udział w kolejnej edycji tych zawodów? To pytanie usłyszał również od organizatora tuż po ukończeniu biegu.

- Dlatego udzielę tej samej odpowiedzi: nie wezmę już udziału w biegu na dystansie "demon", ponieważ ten bieg wygrywa się raz na całe życie - podkreśla rozmówca. A chcącym rozpocząć przygodę z ultrabiegami podpowiada: - Może nie zaczynajcie od "demona" (śmiech). Oprócz tego ważna jest systematyczność treningów, jak i wykonywanie ich z głową. Niekoniecznie dobrym pomysłem jest nabijanie ogromnej liczby kilometrów, które obciążają ciało, a nie dają rozwoju.

Zwraca też uwagę, że do tak dużych dystansów trzeba podchodzić z szacunkiem, ponieważ potrafią człowieka sponiewierać. Nie warto planować pobijania rekordów - przy dobrym przygotowaniu wyjdzie to w trakcie zawodów.

- Z kolei złe rozplanowanie sił i nieodpowiednie odżywianie może brutalnie przerwać bieg i na końcowej liście pojawi się DNF (nieukończenie biegu -red.) - nadmienia miłośnik ultrabiegów.

Po odpoczynku i regeneracji chce powoli wrócić do treningów. Ma już następny cel.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: anty onucaTreść komentarza: W Wołgogradzie też mają podobne pomysły.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 20:27Źródło komentarza: Potężny podświetlany kaseton z hasłem "ZAKOCHAJ SIĘ W KK" stanie obok lokomotywyAutor komentarza: Wysoki brunetTreść komentarza: A może czasem lepiej nie informować o robieniu tak wiele dla tak niewielu...Data dodania komentarza: 22.12.2024, 17:14Źródło komentarza: Na os. Zachód dobiega końca przebudowa ulicy Jasińskiego. ZDJĘCIAAutor komentarza: Wysoki brunetTreść komentarza: Jaszcze nic tutaj nie pokazał...Data dodania komentarza: 22.12.2024, 17:12Źródło komentarza: Bartosz Kurek zapowiedział odejście z ZAKSY po sezonie 2024/2025!Autor komentarza: z KoźlaTreść komentarza: Pomiędzy Zamkową a parkiem jest po deszczu bajoro, w słońcu kurz. Kilkanaście metrów. To droga "skrótowa" z Piastowskiej do Kraszewskiego, szczególna autostrada do budowlanki. Ludzie też chodzą, ale widocznie tacy nieważniData dodania komentarza: 22.12.2024, 14:50Źródło komentarza: Na os. Zachód dobiega końca przebudowa ulicy Jasińskiego. ZDJĘCIAAutor komentarza: dulcobisTreść komentarza: A nie można by zrobić hasła Zakochuj się? Takie permanentne bardziej.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 14:44Źródło komentarza: Potężny podświetlany kaseton z hasłem "ZAKOCHAJ SIĘ W KK" stanie obok lokomotywyAutor komentarza: AlinaTreść komentarza: - Powiedz mi, po co jest ten miś? - Właśnie, po co? - Otóż to. Nikt nie wie po co i nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta. Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest Miś na skalę naszych możliwości. Ty wiesz co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom. Patrzcie - mówimy - to jest nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo! I nikt nie ma prawa się przyczepić, bo to jest miś społeczny, w oparciu o sześć instytucji, który sobie zgnije, do jesieni na świeżym powietrzu. I co się wtedy zrobi? - Protokół zniszczenia. - Zapamiętaj: Prawdziwe pieniądze zarabia się na drogich, słomianych inwestycjach.Data dodania komentarza: 22.12.2024, 13:00Źródło komentarza: Potężny podświetlany kaseton z hasłem "ZAKOCHAJ SIĘ W KK" stanie obok lokomotywy
Reklama
zachmurzenie duże

Temperatura: 2°C Miasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1006 hPa
Wiatr: 12 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna