- Jak zaczęła się pani przygoda z branżą optyczną i kiedy w głowie zaświtała myśl, aby związać z nią swoje życie zawodowe?
- Prawdę mówiąc, to zrządzenie losu. Zanim ponad 20 lat temu zaczęłam przygodę z optyką, pracowałam w Optyplaście, gdzie właścicielem był Zbigniew Cieplik. Gdy firma kończyła działalność, dostałam propozycję przeniesienia się do Zakładu Optyki Okularowej, prowadzonego przez Grażynę Cieplik, małżonkę pana Zbigniewa. I tak zaczęłam przygodę w branży optycznej.
- Kiedy otworzyła pani swój salon optyczny przy ulicy Saperskiej w Koźlu?
- Własny salon otworzyłam w 2010 roku. Na uruchomienie tej działalności otrzymałam dotację z Wojewódzkiego Urzędy Pracy w Opolu w wysokości 40 tys. zł, za co kupiłam fotel i specjalistyczny sprzęt do przeprowadzania badań wzroku. Pamiętam, że o taką dotację w tamtym czasie ubiegało się około 300 osób i prawie wszyscy ją dostali. Te pieniądze naprawdę się przydały. W ogóle wiele szczęścia spotkało mnie w życiu, ponieważ w tamtym czasie wiele pomógł mi również dziadek mojej teściowej, choć był dla mnie obcą osobą. Oboje już nie żyją. Natomiast jego wsparcie było bardzo wymierne, traktował mnie wręcz jak córkę. Był oddany, szczery i bardzo się cieszył z tego, że ta inwestycja zakończyła się powodzeniem. Pamiętam też jego dobre rady, kiedy mówił mi, żebym dała sobie przynajmniej dwa lata na rozkręcenie tego biznesu.
- Co ciekawe, salon optyczny stworzyła pani we własnym domu.
- Pierwsza myśl była taka, aby wynająć jakiś lokal w centrum miasta. Chodziłam i pytałam, ale to nie było takie proste. Na tamten czas, a przypomnę był to 2010 rok, chciano ode mnie 3500 zł miesięcznie za wynajem. Poza tym nie miałam żadnej gwarancji, że jak zainwestuję w taki lokal, to ktoś za rok czy dwa nie wypowie mi umowy najmu. Było to zatem obarczone pewnym ryzykiem. To znajoma podpowiedziała mi, że taki salon optyczny mogłabym z powodzeniem otworzyć u siebie. Posłuchałam jej, czego efektem jest ta dobudówka przy domu na ul. Saperskiej, gdzie na co dzień mieszkam i pracuję.
- Rynek optyczny w Polsce z roku na rok jest coraz trudniejszy, ponieważ wchodzą nań potężne zachodnie korporacje, które może i oferują nieco tańsze produkty, ale czy cena idzie tam w parze z jakością?
- Niestety, nie. Często tzw. „sieciówki” oferują produkty niższej jakości w cenie topowego produktu. Co przykre, żerują na niewiedzy pacjentów, którzy, zwłaszcza gdy dopiero zaczynają przygodę z okularami, nie mają pełnego obrazu możliwości produktowych, i - co częste - nie są w stanie określić jasno swoich potrzeb. Sama mam znajomych, którzy - by zaoszczędzić - nabrali się na produkt z „dolnej półki” za rzekomo wysoką jakość.
- Klienci - jak mniemam - powinni doceniać w tym przypadku zwłaszcza jakość, ponieważ na zdrowiu nie można oszczędzać. Trudno przecież funkcjonować na co dzień bez prawidłowego wzroku. Oczy to nasze okno na świat.
- Dokładnie. Niewielu z nas ma świadomość, że 80% bodźców zewnętrznych odbieramy poprzez narząd wzroku. Zaniedbujemy badania kontrolne, nie przestrzegamy higieny wzrokowej, czy też nie dbamy prawidłowo o same okulary. Niektórzy miesięczne soczewki potrafią nosić przez cały rok. To podejście ludzi może zaskakiwać, bo przecież tu chodzi o ich oczy. Zauważam jednak, że nawet jak ktoś za pierwszym razem zdecyduje się na zakup tańszego i tym samym gorszego jakościowo produktu, to później przekonuje się na sobie, że to nie jest najlepsza droga. Następnym razem woli dopłacić, aby nie powtórzyć tego samego błędu.
Natomiast nie ma nic gorszego na rynku od gotowych okularów, które można nabyć chociażby w marketach, czy nawet w aptekach. Takimi okularami zamiast sobie pomóc, można bardzo poważnie zaszkodzić. Można nawet dostać zeza, z czego wiele osób nie zdaje sobie sprawy, bo każdemu indywidualnie należy zmierzyć chociażby rozstaw źrenic.
- Pani salon optyczny, który funkcjonuje już tyle lat na rynku, nie narzeka na brak klientów. Jak przypuszczam, doceniają oni nie tylko wysoką jakość usług. O powodzeniu w biznesie decydują też inne aspekty, czynniki. Jaki jest pani przepis na sukces?
- Hmm…trochę to wymusza samochwalstwo. Staram się każdego klienta traktować z szacunkiem, nie klasyfikować ludzi wedle zasobności portfela. Każdego pacjenta traktuję indywidualnie, starając się jak najlepiej dopasować produkt do potrzeb danej osoby, przeprowadzając wywiad. Przez lata, myślę, mogę się pochwalić zaufaniem moich pacjentów. Nie są dla mnie jedynie źródłem dochodów, a przede wszystkim osobami, które potrzebują wsparcia, rzetelnej i indywidualnie dostosowanej pomocy. Sukcesywnie również uczestniczę w szkoleniach, konferencjach czy spotkaniach branżowych, które bez wątpienia poszerzają moje umiejętności i perspektywy. Przy tak dużym progresie świadomości i możliwości w temacie optyki, okulistyki nie można spocząć na laurach.
Pamiętam, jak kiedyś, gdy jeszcze nie pracowałam w tej branży, na jednej z wystaw spodobały mi się pewne oprawki. Weszłam i je przymierzyłam. Nie były tanie i akurat w tamtym momencie nie mogłam sobie na nie pozwolić. Ale nie to było wtedy największym problemem. Otóż nie zostałam obsłużona tak, jak tego oczekiwałam, nawet jeśli chciałam je tylko przymierzyć, a nie od razu kupić. I być może wróciłabym tam za kilka dni bądź za miesiąc, ale sposób potraktowania mnie sprawił, że już więcej się tam nie pojawiłam. Podejście do klienta jest kluczowe, a ja się wtedy uprzedziłam.
- Domyślam się, że spora część osób odwiedzających pani salon to stali klienci.
- Z niektórymi znam się jeszcze z czasów, gdy pracowałam u państwa Cieplików. Odpowiednie podejście do ludzi zaowocowało tym, że wspomniani klienci pozostali mi wierni aż do dziś. I nie chodzi tu tylko o to, żeby być dla klienta miłym, ale też uczciwym i wiarygodnym. Oczywiście mam też wielu nowych klientów, między innymi za sprawą niezwykle skutecznej poczty pantoflowej, ale i marce, którą na tym niełatwym rynku zdołałam sobie na przestrzeni wielu lat wyrobić.
- Trudno jednak tak małym podmiotom rywalizować z potężnymi, bogatymi korporacjami, które zalały polski rynek we wszystkich możliwych branżach.
- Jest to dla małych podmiotów szczególnie trudne, tym bardziej że koszty funkcjonowania firm znacząco wzrosły. Wiele osób wchodzących do mojego salonu pyta z niedowierzaniem, jak ja to robię, że przez tyle lat utrzymuję się na rynku. Nie jest to łatwe, skoro przykładowo ktoś w internecie jest w stanie kupić soczewki taniej, niż ja zamawiam w hurtowni. Nie mogę już bardziej zejść z ceny, bo zawsze staram się, aby klienci mieli zagwarantowany produkt doskonałej jakości, a to przekłada się na cenę. Dlatego na soczewkach nie ma de facto żadnego zarobku. Natomiast jeśli chodzi o szkła, to od lat kupuję je na polskim rynku. Są doskonałej jakości, sprawdzane laboratoryjnie i - co najważniejsze - z gwarancją.
- Okulary nosi coraz więcej ludzi, a wiek ich posiadaczy obniża się z roku na rok. Można odnieść wrażenie, że wady wzroku pojawiające się u dzieci i nastolatków to chyba taki znak naszych czasów.
- Mówi się wręcz o pandemii krótkowzroczności w niedługim czasie. Przede wszystkim praca w bliży wzrokowej - mam tu na myśli telefon, komputer, tablet - sprzyja narastającej krótkowzroczności, pomijając istotne problemy wzrokowe związane z wadami genetycznymi czy wiekiem. Dzisiaj dzieci i dorośli zmagają się z dyskomfortem związanym z widzeniem, mając problemy ze skurczem akomodacji, ukrytymi zezami, co może objawiać się dyskomfortem nie tylko w samym widzeniu, ale też bólami głowy, suchością oka, problemem z wyostrzeniem obrazu do dali.
- Pamiętam swoje lata szkolne, kiedy dzieci broniły się rękami i nogami przed noszeniem okularów. Natomiast teraz noszą je nawet wtedy, gdy nie muszą.
- Przede wszystkim na plus zmieniła się nie tyle mentalność dzieci, co zwłaszcza estetyka okularów. Podobne zjawisko jak w branży odzieżowej. Jak coś jest ładne, to nie trzeba zmuszać, ani nawet namawiać, aby to nosić. Teraz, jak oprawki są ciekawe, ładne, to na ich widok dzieci mówią rodzicom, że też by takie chciały. Dawniej nie było takiego wyboru. Natomiast dziś rynek oferuje taki wachlarz produktów, że każdy znajdzie coś ładnego dla siebie.
- Nie inaczej jest u dorosłych. Spotkałem się już z osobami, które nie noszą okularów z powodu problemów ze wzrokiem, ale dla poprawy własnego wizerunku, samopoczucia. Traktują je bardziej jako trend w modzie. Okulary bez soczewek korekcyjnych są obecnie sprzedawane nawet w sklepach odzieżowych jako ozdoba twarzy. To radykalna zmiana w podejściu ludzi do tzw. „drugich oczu”.
- Dzisiaj okulary są jak biżuteria. Producenci prześcigają się w kolorach i kształtach. Można, jeśli nie posiadamy wady wzroku, zastosować szkła chociażby z powłoką odcinającą światło niebieskie. Szczególnie panie próbują poprawić swój wygląd estetyczną oprawką. Mam klientki, które zamawiają nawet po kilka par.
- Które okulary są teraz najmodniejsze? Jakie są trendy, bo widząc tę bogatą ofertę oprawek w pani salonie, trudno o jednoznaczne wnioski.
- Myślę, że moda nie wyczerpuje tematu doboru okularów. To, co dzisiaj modne, nie będzie pasować każdemu. W moim odczuciu, w doborze okularów należy się kierować przede wszystkim, oprócz względów praktycznych, typem naszej urody. Co innego będzie pasowało drobnej blondynce, co innego zaś dostojnemu panu. Na topie znów jest tworzywo, ale nie każdy dobrze się w nim czuje, zatem zawsze w obrocie będą metalowe oprawki, czy też okulary bezramkowe.
- Optyk kojarzył nam się zawsze z soczewkami korekcyjnymi, które dostosowywane są indywidualnie. Oczywiście po uprzednim przebadaniu wzroku. Także w pani salonie optycznym, w ramach usługi, lekarz okulista przeprowadza stosowne badania. To bardzo praktyczne i komfortowe rozwiązanie, bo gdy chcemy dostać się do specjalisty, tracimy niepotrzebnie cenny czas.
- Na samym początku mojej działalności nie było to wcale takie łatwe, bo zależało mi na znalezieniu dobrego lekarza, ale i ten problem udało się rozwiązać. Obecnie mamy w salonie trzech okulistów i jedną panią optometrystkę. Jest to zatem kompleksowa i z punktu widzenia klientów bardzo wygodna usługa. Wiem, że na przykład na Zachodzie w salonach optycznych nie mają lekarzy. Natomiast u nas załatwiamy wszystko w jednym miejscu i czasie. Poza tym jestem bardzo zadowolona ze współpracy z naszymi specjalistkami.
- Kontynuując ten wątek, warto przypomnieć, że także w przypadku szkieł mamy do czynienia z najrozmaitszymi opcjami. Są różnego rodzaju soczewki okularowe: od jednoogniskowych, dwuogniskowych, biurowych po progresywne. Istne szaleństwo, klienci mają z czego wybierać. Ale są i tacy, którzy noszą przyciemniane zerówki, traktując je wyłącznie jak stylowe okulary przeciwsłoneczne.
- Mogą też być soczewki fotochromowe, które chronią wzrok przed światłem słonecznym i promieniowaniem ultrafioletowym. Pamiętajmy o tym, że u wielu osób występuje tzw. światłowstręt. Ich oczy łzawią, gdy słońce mocno świeci. Musimy sobie w takich sytuacjach nieco ułatwiać życie. Tu, podobnie jak przy wyborze okularów stricte korekcyjnych, jest w czym wybierać. Dla każdego gustu, na miarę potrzeb czy zwyczajnie zachcianek.
- Można powiedzieć, że mamy do czynienia z technologiczną przepaścią między tym, co było jeszcze 5-10 lat temu, a tym, co jest obecnie.
- To fakt. No i sam wybór jest ogromny. Kolorów soczewek jest tak wiele, że możemy je sobie dopasować do konkretnych oprawek. Są też odpowiednie powłoki, które chronią oczy narażone na światło niebieskie, emitowane przez ekrany urządzeń elektrycznych, o czym wcześniej wspominałam.
- Podobno okulary odzwierciedlają charakter właściciela. Podziela pani tę opinię?
- Przykładowo są klienci, którzy noszą nie do końca modne okulary, ale nie każdy chce je zmieniać, chociażby z przyzwyczajenia. Trudno mi wnikać w powody takiej czy innej decyzji. Nie brakuje przecież ludzi skromnych, którzy nie czują potrzeby, aby błyszczeć w towarzystwie modnymi okularami. Ale czasami, gdy ten ktoś zakłada na próbę nowe oprawki, próbujemy mu doradzać, podpowiadać. No i z biegiem czasu, gdy nieco więcej ich przymierzy, zaczyna zmieniać zdanie. Jego gust zaczyna ewoluować. Ostatecznie ważne jest to, aby klient wyszedł od nas zadowolony, a gdy jeszcze na ulicy, w pracy czy w domu usłyszy na temat swoich nowych okularów jakiś komplement, to już nic więcej do szczęścia nam nie trzeba.
Rozmawiał Andrzej KOPACKI