Okazuje się, że także w naszych warunkach można osiągnąć doskonałe efekty dzięki termomodernizacji i zastosowaniu odnawialnych źródeł energii (OZE). Takim - wręcz modelowym - przykładem jest dom jednorodzinny Franciszka Binka z kędzierzyńsko-kozielskiego osiedla Południe.
- Mieszkam w budynku, który na początku lat 80. wybudowałem i stopniowo modernizowałem. Kumulacja tych prac nastąpiła po powodziach w 1997 i 2010 roku, które wyrządziły szkody wymagające remontów - tłumaczy Franciszek Binek, dodając, że jego dom jest dwukondygnacyjny, niepodpiwniczony, bez poddasza, z jednospadowym dachem płaskim. Właściciel zastosował w nim ogrzewanie wodne z grzejnikami płytowymi wyposażonymi w zawory termostatyczne.
Budynek liczył pierwotnie 180 mkw., obecnie ma 200 mkw. Na przestrzeni lat roczne zużycie energii zmalało tak znacząco, że dom zyskał klasę z energochłonnej na średnioenergochłonną. Pierwszy etap termomodernizacji obejmował lata 1998-2009.
- Od 1997 roku, kiedy to wystąpiła katastrofalna w skutkach powódź, wszelkie prace remontowe, jakie wykonywałem, zdominowane były troską o zmniejszanie strat ciepła - wyjaśnia pan Franciszek, który we własnym zakresie ocieplił posadzkę w pomieszczeniach użytkowych, ściany zewnętrzne, stropodach, strop nad garażem, ściany garażu graniczące z pomieszczeniami użytkowymi, a także fundament pod zewnętrznymi ścianami pomieszczeń użytkowych. Wymienił też okna, zlikwidował balkony i drzwi balkonowe oraz wybudował wiatrołap przed głównym wejściem do budynku.
Ponadto, z konieczności, zmodernizowany został system i źródło grzewcze. Postępująca termomodernizacja prowadziła do zmniejszania zapotrzebowania na ciepło. Zresztą wytwarzanie ciepła z paliwa stałego (koksu) rodziło coraz większą niedogodność w eksploatacji kotła.
OZE to podstawa
U pana Franciszka nic nie może się zmarnować. Nawet kropla deszczu czy najmniejszy promień słońca. Wszystko jest zagospodarowane, wszystko przynosi zysk i wymierne oszczędności. Jeszcze w 2009 roku właściciel zadbał o ujęcie wód opadowych. Natomiast w 2011 roku na dachu budynku jednorodzinnego pana Binka pojawił się solar. Z kolei w 2016 roku doszła jeszcze fotowoltaika.
- Pomysł i sposób na realizację instalacji zbierającej deszczówkę i grzanie wody przywiozłem z zagranicznych pobytów u rodziny. Natomiast do fotowoltaiki skusił mnie m.in. ustawodawca, który umożliwił uruchomienie prosumenckiej instalacji fotowoltaicznej, bez konieczności posiadania uprawnień - wyjaśnia pan Franciszek. - Po drugie, podoba mi się idea korzystania z odnawialnych źródeł energii.
Jego plan był taki: prądem z paneli zasilać urządzenia, które pracują w domu, a sprzedawana nadwyżka miała przyspieszyć zwrot nakładów. Po trzecie, był ciekaw, jak to działa i jak funkcjonuje od strony prawnej, ekonomicznej i eksploatacyjnej.
- Instalacja solarna znakomicie służy do przygotowania ciepłej wody, szczególnie w budownictwie jednorodzinnym. Okres zwrotu nakładów zależy od rodzaju czynnika grzewczego stosowanego przed inwestycją oraz ilości zużywanej ciepłej wody użytkowej - dodaje nasz rozmówca. - Z kolei odpowiednio dobrana instalacja fotowoltaiczna skutecznie zmniejsza koszty zaopatrzenia w energię elektryczną. Najkorzystniej dla prosumenta jest, kiedy ilość wygenerowanej energii bilansuje się z zapotrzebowaniem w danym okresie rozliczeniowym. Wygenerowaną nadwyżkę prosument przymuszony jest zużyć w następnym okresie rozliczeniowym, pod groźbą jej przepadnięcia. Prostym sposobem na zużycie nadwyżki jest wykorzystanie prądu do ogrzewania pomieszczeń - wyjaśnia Franciszek Binek.
Nie spoczął na laurach
To wszystko, o czym wspominamy wyżej, pan Franciszek osiągnął do 2018 roku, ale nie spoczął na laurach. W kolejnych latach rozbudował ujęcia deszczówki (2019 r.), realizował zadania w ramach programu „Czyste powietrze” (2020 r.) oraz powiększył magazyn ciepłej wody użytkowej (2022 r.). Zacznijmy jednak od niezwykle cennej dla mieszkańca Koźla deszczówki.
- Woda deszczowa i roztopowa, spływająca bezpośrednio z dachu do kanalizacji, staje się raz na zawsze utraconym zasobem, tymczasem może być alternatywnym źródłem zaspokajającym nasze potrzeby bytowe. Polska jest nielicznym krajem w Europie, gdzie nie ma prawnego obowiązku wnoszenia opłaty za utraconą retencję (brak ujęcia i zagospodarowania deszczówki) na terenie posesji - zaznacza Franciszek Binek. - Mój budynek zaopatrywany jest w wodę z miejskiego wodociągu, a także w wodę deszczowo-roztopową, która ujmowana jest z powierzchni dachu i magazynowana w murowanym podziemnym zbiorniku (7 m sześc.). Woda opadowa wykorzystywana jest do celów, w których nie jest konieczna wysoka jej jakość sanitarna. Wykorzystanie wody opadowo-roztopowej niesie ze sobą same korzyści - przekonuje nasz rozmówca.
Zauważył, że na skutek zmian klimatycznych zaczęły zanikać miarodajne opady na rzecz krótkotrwałych nawałnic.
- W 2019 roku doszedłem do wniosku, że na tę okoliczność należałoby rozbudować ujęcie wód deszczowych. W tym celu zabudowałem kratkę ściekową znajdującą się na ulicy, przy której mieszkam, łącząc ją z moim rezerwuarem wody. Inaczej mówiąc, przekierowałem deszczówkę z ulicy na swoją posesję, a konkretnie do zbiornika po dawnym szambie, który przystosowałem do nowej roli jeszcze w 2009 roku. Dzięki temu bardzo znacząco, bo o około 15%, wzrósł w moim przypadku poziom korzystania z wód deszczowych - przyznaje z dumą pan Binek.
Poza tym w maju i czerwcu 2018 i 2019 pojawiały się okresy dość głębokiej suszy, objawiające się nawet przeszłomiesięcznymi przerwami w opadach deszczu. I wówczas wody w zbiorniku szybko ubywało.
- Wtedy też musiałem zwiększać zakup wody z sieci należącej do spółki MWiK. Natomiast od 2019 roku, kiedy wdrożyłem to swoje rozwiązanie, ta uciążliwość braku wody w rezerwuarze praktycznie zanikła - dodaje pan Franciszek.
Generalnie udział procentowy deszczówki w zaspakajaniu potrzeb na wodę to w przypadku gospodarstwa domowego pana Franciszka aż 37%.
- Mam w domu dwie odrębne instalacje wodociągowe. Jedną do zaspokajania potrzeb spożywczych, a drugą, tę zasilaną przez deszczówkę, przeznaczam do spłukiwania fekaliów w ubikacji oraz podlewania ogródka - objaśnia.
Deszczówka w zupełności rozwiązuje ten problem w dwurodzinnym gospodarstwie pana Franciszka, gdzie mieszka łącznie 6 osób.
Najwyższe standardy
W 2020 roku pan Franciszek jeszcze bardziej poprawił termoizolacyjność swojego domu. Skorzystał bowiem z możliwości pozyskania funduszy w ramach programu „Czyste powietrze”.
- Jak już wspominałem, mój dom nie posiada podpiwniczenia. Zdecydowałem się więc na zwiększenie termoizolacyjności posadzki. Poza tym zwiększyłem termostabilność poddasza, które dociepliłem przy użyciu wełny mineralnej. Następnie zwiększyłem termoizolacyjność ścian o powierzchni 102 mkw., ale tym razem od środka. Jako materiał docieplający wykorzystałem bardzo lekki i praktyczny produkt budowlany Ytong o grubości 5 cm. I na to wszystko nałożyłem jeszcze płytę gipsowo-kartonową - wylicza Franciszek Binek.
Ale to nie koniec jego ambitnych działań. Jeszcze w 2021 roku ciepłą wodę użytkową (CWU) w około 80% wytwarzał na instalacji solarnej i zauważył, że magazyn CWU o objętości 250 litrów jest za mały. Zwiększył go do 300 litrów, co z kolei spowodowało, że o co najmniej 12% podniósł wykorzystanie energii solarnej do wytwarzania CWU w swoim domu. Nastąpił bowiem wzrost z 80% w 2021 roku do 92% w 2022 roku.
Czas zwrotu inwestycji solarnej, biorąc pod uwagę, że koszt własny wyniósł 8 600 zł (już po odjęciu dotacji z NFOŚ), trwał od 2011 do 2021 roku. Od tego momentu pan Franciszek czerpie już z tej instalacji wyłącznie zyski.
Co ciekawe, jego instalacja solarna w latach 2011-2022 zużyła łącznie 700 kWh, natomiast w okresie tym wygenerowała z promieniowania słonecznego aż 47 390 kWh, czyli rocznie około 4 000 kWh (co stanowi 4 MWh). Instalacja solarna pana Franciszka wytworzyła przez 11 lat aż 624 488 dm sześc. ciepłej wody użytkowej.
To się opłaca
- Energia solarna jest energią czystą, nie posiada śladu węglowego. Pompa ciepła w tym czasie, przy optymistycznym założeniu, wymagałaby 9 478 kWh poboru prądu sieciowego. A przecież prąd sieciowy jest prądem „brudnym”. Poza tym instalacje solarne są autonomiczne. Nie generują kłopotliwych nadwyżek, które w rozwoju fotowoltaiki tworzą bariery. Stawiając na solar, wykorzystujemy zasoby zeroemisyjne i nie ingerujemy w infrastrukturę krajową - podkreśla nasz rozmówca, szczycąc się tym, że obecnie udział procentowy energii solarnej w produkcji ciepłej wody użytkowej w jego domu sięga aż 92%.
Przy okazji pan Franciszek postanowił zobrazować ogromny potencjał solarnego ogrzewania ciepłej wody użytkowej niezbędnej w każdym gospodarstwie domowym. Podkreśla, że solar w wymiarze masowym to niebywałe korzyści dla gospodarki, środowiska i drobnych producentów energii słonecznej. Najlepiej w tym przypadku obrazują to liczby. W Polsce jest około 5 000 000 domów jednorodzinnych. Jeśli każdy z nich wyprodukuje - tak jak w przypadku domu pana Franciszka - 4 MWh rocznie, to w skali kraju uzyskamy 20 000 000 MWh na rok! To mniej więcej tyle, ile w ciągu 12 miesięcy są w stanie wyprodukować trzy supernowoczesne reaktory atomowe AP 1000. Jeden taki reaktor jest w stanie wytworzyć około 6 000 000 MWh rocznie.
Łączne nakłady finansowe na odnawialne źródła energii, jakie z własnej kieszeni poniósł pan Franciszek, począwszy od 2009 roku do dziś, wyniosły w sumie 37 800 zł, z czego w przypadku deszczówki była to kwota 2 tys. zł, w przypadku solarów 8 600 zł, a fotowoltaiki 27 200 zł. Oczywiście są to kwoty po odjęciu uzyskanych na ten cel dofinansowań zewnętrznych, które w przypadku solarów wyniosły 45%, a fotowoltaiki 40%.
Co ciekawe, najwcześniej zwróciła się deszczówka, która już na siebie zarabia, następnie zwrócił się solar, a w przyszłym roku ostatecznie stawkę zamknie fotowoltaika. Tym samym już na początku 2024 roku wszystkie poniesione nakłady zwrócą się całkowicie.
Wytyczne UE niestraszne
Warto dodać, że 25 lat temu dom pana Franciszka wykazywał na każdy metr kwadratowy roczne zużycie sięgające 200 kWh w przypadku energii cieplnej oraz 230 kWh w odniesieniu do energii elektrycznej (zakup). Obecnie jest to odpowiednio 94 kWh w odniesieniu do energii cieplnej oraz 61 kWh w przypadku energii elektrycznej (zakup).
Bardzo wymierne oszczędności pan Binek poczynił też w zużyciu gazu, który zaspokaja potrzeby bytowe rodziny oraz służy do ogrzewania budynku. W 1997 roku rocznie zużycie gazu wynosiło u niego między 3,5 a 4 tys. m sześc. w ciągu 12 miesięcy, a obecnie, po wszystkich wprowadzonych innowacjach, rocznie jego gospodarstwo domowe zużywa poniżej tysiąca metrów sześciennych gazu.
Należy dodać, że 29 marca 2023 roku Rada UE uzgodniła nowy cel w zakresie wykorzystania energii odnawialnej w perspektywie do 2030 roku. Uzgodnienia zakładają obowiązkowy, przynajmniej 49-proc., udział OZE w energii konsumowanej w budynkach.
- Kiedyś miałem zerowe zużycie energii z OZE. Po tym, jak poczyniłem szereg inwestycji, ten wskaźnik stopniowo rósł. Na chwilę obecną, a mamy dopiero 2023 rok, w moim domu ten wskaźnik wynosi już prawie 47%, a do 2030 roku bez problemu osiągnę zakładany cel - uśmiecha się pan Franciszek.
Napisz komentarz
Komentarze