- Od lat nie widzę pływających barek holowanych przez pchacze, których potężne śruby mieliły tę wodę, dzięki czemu się ona napowietrzała. Algi nie miały wtedy szans by aż tak zakwitnąć jak w zeszłym roku. - tłumaczy Bronisław Piróg. - Brak ruchu zarówno w przypadku wody, jak i zalegającego na jej dnie mułu rzecznego, gdzie przez lata nawarstwiały się najróżniejsze związki chemiczne, przyśpiesza katastrofalny w skutkach zakwit alg, który powoduje z kolei śnięcie ryb i wyginięcie innych organizmów. Przecież w tym mule jest cała tablica Mendelejewa. Kanał budowano, przewidując w jego przypadku głębokość wody na 3,5 metra, a warstwa zalegającego mułu sięga obecnie nawet 1,5 metra. Jest tam zatem bardzo płytko. Jeżeli nie ma napowietrzania wody, które zapewniały w jakimś stopniu m.in. pływające barki, to problemy przejawiające się chociażby śnięciem ryb będą się powtarzać co roku. Dopóki nie ruszy normalna żegluga, a mianowicie kozielski port i 40-50 barek przepływających dziennie Kanałem Gliwickim, to te algi będą zakwitać każdego lata. I będzie coraz gorzej, bo to zjawisko zacznie się przemieszczać w stronę Opola, Wrocławia i dalej aż do Szczecina. Ruch turystyczny na Kanale Gliwickim i Odrze nie rozwiąże tego problemu, bo te jednostki są zdecydowanie za małe.
Nasz rozmówca ubolewa, że potencjał Odrzańskiej Drogi Wodnej nadal nie jest należycie wykorzystany,
- Mieliśmy w Kędzierzynie-Koźlu jeden największych portów śródlądowych w Europie, ale odwróciliśmy się trochę od Odry i Kanału Gliwickiego. Moim zdaniem głównym powodem zakwitu alg jest fakt, że śluzy na Kanale Gliwickim są w zasadzie pozamykane, bo transport śródlądowy de facto zamarł. Mimo, że dawniej zrzut ścieków był przecież większy niż współcześnie, to nie było tego problemu, bo ruch na szklakach żeglugowych był naprawdę spory. Gdy Kanał Gliwicki nie pracuje, to się truje - kończy Bronisław Piróg.
W tym miesiącu minister klimatu i środowiska Anna Moskwa powiedziała na antenie Radia Zet, że do Odry nadal trafia sól, a im wyższe temperatury, tym ryzyko katastrofy rośnie.
Jesteśmy przygotowani i zdajemy sobie sprawę, że (...) może się powtórzyć sytuacja z ubiegłego roku i pojawić każdy scenariusz – tłumaczyła Anna Moskwa.
Dodała jednocześnie, że złota alga to gatunek inwazyjny, który adaptuje się do każdych warunków. Minister przekazała, że 60% nieczystości trafiających do Odry, to ścieki komunalne, bytowe, czyli przede wszystkim te pochodzące z oczyszczalni ścieków, a 11% stanowią zrzuty pokopalniane. Jak wskazała, dla rozwoju złotej algi decydujący jest azot i fosfor, czyli to, co jest w ściekach zbiorowych.
- Przeznaczyliśmy duże kwoty na oczyszczanie ścieków aglomeracyjnych. Została zwiększona retencja w kopalniach. Mamy dobry monitoring - mówiła minister klimatu i środowiska.
Przypomnijmy, że w grudniu ubiegłego roku „Rzeczpospolita” ustaliła, iż skala zrzutu ścieków do Odry jest większa, niż pierwotnie zakładano. Wydano bowiem nie około 500, a 751 pozwoleń. Aż 70% z nich wydały samorządy, a Wody Polskie 230 - wynikało z danych Ministerstwa Infrastruktury, do których dotarła „Rzeczpospolita”.
Również po stronie Niemiec sól trafia do rzeki, o czym pisał „Sueddeutsche Zeitung”. Na terenie Niemiec nadal odprowadzana jest sól i jeśli nic się nie zmieni, katastrofa powtórzy się.
„Pomiary wody przeprowadzone przez naukowców z Instytutu Leibniza wykazały, że rzeka ponownie jest zbyt słona, a parametry są regularnie przekraczane” - czytamy „Sueddeutsche Zeitung”.
Latem ubiegłego roku pierwsze przypadki śnięcia ryb w Odrze odnotowano 14 lipca. Śnięcia były notowane przez około 1,5 miesiąca wzdłuż całego biegu rzeki. W tym okresie zebrano około 250 ton martwych ryb. Wśród przyczyn katastrofy eksperci wskazali rozwój w rzece tzw. złotej algi, co może wiązać się m.in. ze stopniem zasolenia wody.