Reklama
czwartek, 21 listopada 2024 21:11
Reklama
Reklama
Reklama

Siatkarska LM, czyli wesoły autobus z kibicami ZAKSY - edycja włoska

Jechali autobusem ponad 40 godzin, pokonali 3200 km w obie strony. Niestraszny im rzęsisty deszcz, zmęczenie, obolałe gardła, opuchnięte nogi i przemoczone do suchej nitki ubrania. Czego się przecież nie robi dla swojej ukochanej drużyny, za którą od lat jeździ się po całej Polsce i Europie. Nie inaczej było w przypadku majowego finału siatkarskiej Ligi Mistrzów, który rozegrano w Turynie.
Siatkarska LM, czyli wesoły autobus z kibicami ZAKSY - edycja włoska
Turyn mokry, ale wesoły

Autor: ANKO

Choć wielki finał w stolicy Piemontu zaplanowany był na sobotni (20 maja) wieczór, to dwa autobusy wypełnione fanami ZAKSY wyjechały z Kędzierzyna już 18 maja o godzinie 17. W drodze do Włoch rozdzieliły się, bo i miejsca noclegu w przypadku pasażerów obu autokarów były różne. 

Dwa autobusy wypełnione fanami Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle wyjechały do Turynu późnym popołudniem 18 maja

Jedna grupa jechała autobusem z Biura Podróży „Sindbad”, a druga - której miałem przyjemność towarzyszyć w drodze do Turynu - jechała autokarem firmy Roman Kocur Przewozy Międzynarodowe. Grupa „Kocura” miała zaplanowany nocleg w położonej około 90 km od Turynu 36-tysięcznej miejscowości Casale Monferrato. Nim dotarła na miejsce, nadzwyczaj aktywnie i twórczo spędzała 20-godzinną podróż. Śpiewano w autobusie i na parkingach, co wzbudzało niemałe zainteresowanie mieszkańców Czech, Austrii i Włoch, bo taki właśnie szlak przemierzał autobus w drodze na wielki finał Ligi Mistrzów.

Dominowały pieśni kibiców siatkarskich, choć repertuar był znacznie bogatszy, wykonywany w niepowtarzalnych aranżacjach i wersjach. Zatem najbardziej znanym przyśpiewkom typu: „Szły mróweczki przez zielony las i śpiewały cichuteńko tak: do boju, do boju, do boju Kędzierzyn!” towarzyszyły takie hity, jak „Kaj joł je, kaj joł je, całe życie nie wia kaj joł je. Ciągle pija, nie trzeźwieja, nie wia kaj joł je”. Nawet „Autobiografia” grupy Perfect zyskała uznanie w oczach jednego z fanów, który legendarną wersję „Miałem dziesięć lat, gdy usłyszał o nim świat” zastąpił nieco hardcorową, zaczynającą się od słów: „Miałem dziesięć lat, gdy uderzył we mnie fiat”. Z drugiej strony trudno się dziwić, skoro jechaliśmy do ojczyzny fiata, co więcej, do miasta, w którym ów koncern motoryzacyjny ma swoją siedzibę.

Autobus grupy "Kocura"

Przystanek Werona

W drodze do Turynu kibice obu autobusów postanowili odwiedzić halę sportową w Weronie, gdzie w 2021 roku Grupa Azoty ZAKSA po raz pierwszy wygrała Ligę Mistrzów po pokonaniu Itasu Trentino 3:1. W tym czasie, ze względu na pandemię i wprowadzone wówczas obostrzenia, świeciła pustkami podczas finału. Warto było przyjechać i porobić zdjęcia, choć samo miejsce nie rzuciło kędzierzyńskich kibiców na kolana. Wszyscy zgodnie przyznali, że hala przy ul. Mostowej prezentuje się znacznie okazalej. 

W drodze do Turynu kibice obu autobusów postanowili odwiedzić halę sportową w Weronie

Grupa z autobusu „Kocura” dotarła do miejscowości Casale Monferrato 19 maja około godz. 13.30. Początek nie był łatwy, ponieważ jeden z kibiców zgubił portfel z dokumentami, pieniędzmi i - co gorsza - z biletem wstępu na mecz. O klubowym szaliku nie wspominając. Na szczęście zgubę odnaleziono i radości nie było końca.

Na miejscu lało jak z cebra, więc nie wszystkim uśmiechały się popołudniowe spacerki, choć część osób wyruszyła w miasto. Dzień i noc szybko jednak zleciały. Wszyscy już żyli wielkim finałem siatkarskiej Ligi Mistrzów.   

Autobus z kibicami wyruszył do Turynu w sobotni deszczowy poranek tuż po śniadaniu, ale… musiał zawrócić do hotelu. Ten sam kibic, który dzień wcześniej był sprawcą zamieszania, ogłosił wszem wobec, że jego portfel znów wyparował. Co więcej, jegomość kompletnie nie pamiętał momentu, w którym dzień wcześniej odzyskał cenną zgubę. Jego przypadek potwierdza naukową teorię istnienia dwóch równoległych wymiarów czasoprzestrzennych, które czasami przenikają się wzajemnie. Myli się ten, kto zakłada, że ponowny widok autobusu wypełnionego siatkarskimi kibicami wywołał poruszenie, czy też wpędził w zakłopotanie personel włoskiego hotelu. Jego pracownicy - jakby przeczuwając bieg wydarzeń - już na wejściu przygotowani byli do oddania zguby, a mianowicie kurtki, znajdującego się w niej portfela z niemałą zawartością gotówki i biletu na wieczorny finał.

Pozytywne nastroje kibiców zakłócały smutne informacje docierające od paru dni z północnych Włoch, nawiedzonych przez gwałtowne ulewy i katastrofalne w skutkach powodzie. Co gorsza, nic nie zapowiadało poprawy pogody. Wszyscy uczestnicy wyprawy do Italii mieli świadomość, że na miejscu będą musieli zmierzyć się z pogodowym koszmarem. I tak też było.

Nikt jednak nie śmiał narzekać, wiedząc, że mieszkańcy północnych Włoch doświadczają właśnie największej od przynajmniej 100 lat powodzi. Woda wdzierała się na ulice miast i miasteczek. Na terenie całej prowincji Emilia-Romania ogłoszono najwyższy stopień alarmu pogodowego. Miejscami w ciągu dwóch tygodni spadło tyle deszczu, ile zwykle spada w ciągu siedmiu miesięcy. Według przedstawionych danych spadło 350 milionów metrów sześciennych wody.

Liczba ofiar śmiertelnych powodzi w regionie Emilia-Romania wyniosła 16 osób. Powodzie nawiedziły 37 miast i gmin. Zarejestrowano ponad 120 osunięć ziemi. Z brzegów wystąpiły 23 rzeki. Zamkniętych zostało ponad 660 - głównie lokalnych - dróg. Straty w wyniku kataklizmu spowodowanego przez ulewne deszcze oszacowano na ponad 7 miliardów euro.

Piękny mokry Turyn

Niestety, Turyn też powitał fanów siatkówki rzęsistym deszczem. Organizatorzy dali wolną rękę uczestnikom eskapady w kwestii zagospodarowania wolnego czasu. Kibice podzielili się na mniejsze grupy i wyruszyli w miasto. Turyn nawet w deszczu prezentował się bardzo okazale. Piękne zabytki robiły wrażenie. Sporą grupę kibiców przyciągnął znany plac miejski - Piazza Castello, gdzie przez cały dzień można było spotkać tańczących i śpiewających fanów ZAKSY. Nie zabrakło też sympatyków Jastrzębskiego Węgla, z którymi „Koziołki” robiły sobie wspólne zdjęcia. 

Można? Można!

Choć dało się wyczuć ducha rywalizacji, to kibice obu drużyn podchodzili do siebie z należytym szacunkiem. Jastrzębianie byli spokojni o wynik wieczornego starcia, gdyż - jak podkreślali - ich zespół znajduje się w doskonałej formie, co zresztą pokazały niedawne finały PlusLigi. Jednak kędzierzynianie nie tracili wiary, przypominając, że w sporcie wszystko jest możliwe, a kluczowa w tym przypadku może okazać się dyspozycja dnia.

Integracja na całego 

Kibice ZAKSY odwiedzili Katedrę Metropolitańską św. Jana Chrzciciela, w której przechowywany jest Święty Całun. To jedna z najważniejszych relikwii chrześcijańskich. Katedra powstała w miejscu dawnego rzymskiego teatru, którego ruiny można zobaczyć po dziś dzień na placu przed kościołem. 

Kibice ZAKSY odwiedzili też Katedrę Metropolitańską św. Jana Chrzciciela, gdzie przechowywany jest Święty Całun

Inni z kolei wybrali się na stadion słynnego Juventusu Turyn, jednego z najbardziej utytułowanych klubów piłkarskich we Włoszech, Europie i na świecie. Jeśli ktoś znalazł czas, udał się też do Narodowego Muzeum Motoryzacji w Turynie.

Największym powodzeniem w trakcie spacerów cieszyły się pamiątkowe magnesy i peleryny przeciwdeszczowe. Siatkarscy fani odwiedzali też turyńskie restauracje i pizzerie, zaznajamiając się bliżej z włoską kuchnią. Przy okazji można tam było spotkać siatkarskich kibiców z całego kraju. My, przykładowo, spotkaliśmy przedstawicieli Grupy Azoty Puławy, którzy mocno trzymali kciuki za sukces ZAKSY.

- Z nami wyjechały dwa autokary, czyli 120 osób, zarówno członków klubu kibica, którzy jeżdżą z nami na mecze wyjazdowe przez cały sezon, jak również osób spoza klubu - podkreśla Kamil Mrugała, wiceprezes Klubu Kibica ZAKSA. - Były też trzy inne autobusy spoza naszego miasta, również z kibicami ZAKSY. Ponadto wiele busików i samochodów osobowych oraz ekipa z klubu podróżująca samolotem. Łącznie około 800 osób. Jak na odległe Włochy, był to bardzo dobry wynik.

Łączny koszt wyprawy nie był wcale taki mały. Uczestnicy naszej eskapady za przejazd, ubezpieczenie na czas podróży i pobytu za granicą, jak również za nocleg z obiadokolacją i śniadaniem oraz biletami na mecz zapłacili 1000 zł od osoby. Jednak niektórzy, wybierając inny środek podróży i hotele, musieli zapłacić nawet około trzech tysięcy złotych.

Mistrzowie Polski zorganizowali swoim fanom możliwość wyjazdu do Włoch w opcjach: samolotem czarterowym wraz z zespołem oraz autokarami. Na pokładzie czarteru było ponad 150 osób, a z Jastrzębia-Zdroju do Turynu wyjechało łącznie sześć autokarów i dwa busy.

- Jeszcze przed ostatnim meczem finału PlusLigi nasi kibice wyrazili ogromne zainteresowanie wyjazdem do Turynu i te przygotowania z naszej strony trwały dużo, dużo wcześniej. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy. Zorganizowaliśmy czarter, autokary, wyposażyliśmy kibiców w koszulki. Były różne opcje wyjazdów przez biura podróży. Zatem każdy kibic, który chciał pojechać, miał tę możliwość. Dzisiaj mogę powiedzieć, że grubo powyżej pół tysiąca naszych kibiców jedzie do Turynu - mówił Adam Gorol, prezes Jastrzębskiego Węgla.

Przygotowania kibiców

Nieubłaganie zbliżała się godzina sobotniego starcia. Niektórzy kibice weszli do turyńskiej hali Pala Alpitour kompletnie przemoczeni. Praktycznie wszystko, od stóp do głów, nadawało się do przebrania, a nie każdy miał przy sobie zapasową odzież i obuwie. Wszyscy skupili uwagę na wydarzeniach w hali, gdzie grały już finalistki Ligi Mistrzyń. Siatkarki VakifBanku Stambuł pokonały inny zespół ze stolicy Turcji - Eczacibasi 3:1. Później przyszedł czas na polsko-polski finał poprzedzony licznymi perypetiami.

- Nie mogliśmy wnieść do turyńskiej hali pełnej oprawy. Nie wpuszczono nas tam z flagami. Głównym argumentem organizatorów było to, że nasze kibicowskie akcesoria mogą się zapalić, choć okazaliśmy organizatorom, strażakom, policji wszelkie możliwe atesty. Dotykali, sprawdzali i ostatecznie powiedzieli, że nie, choć wcześniej w Lublanie czy podczas meczu w Perugii nie było z tym żadnych problemów - wyjaśnia Kamil Mrugała. - Do Turynu zabraliśmy 30 małych flag, 6 dużych oraz mniejszą sektorówkę. Postanowiliśmy zabrać trochę Kędzierzyna do Włoch, żeby nasi siatkarze poczuli się jak w domu. Udało nam się przemycić jedynie sektorówkę, dwie syreny strażackie, plastikowe trąbki, trzy bębny i jeden werbel. Z dwóch megafonów przemyciliśmy do hali tylko jeden. Przy wejściu do hali odebrano nam oba, ale jeden z nich, korzystając z nieuwagi służb porządkowych, zwinęliśmy ze stolika i wbrew wszystkiemu wnieśliśmy na trybuny. Ponadto oprawę stanowiły trójkolorowe balony, choć nie jesteśmy przyzwyczajeni do tzw. dopingu „piknikowego”. Dlatego jestem bardzo dumny z naszych kibiców, którzy użyli przede wszystkim rąk i gardeł. Mimo wszystko daliśmy ognia i to się odbiło szerokim echem.

Atmosfera w hali była gorąca
Klub kibica

Nasz rozmówca podkreśla, że był to przecież polsko-polski finał, więc w tamtym momencie walczono o interes obu klubów, które chciały zaprezentować takie oprawy, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni na meczach rozgrywanych w Polsce.

- Poza tym zarówno my, jak i jastrzębianie przygotowaliśmy coś specjalnego na tę okoliczność. Ale nawet jeśli zabralibyśmy to wszystko do hali, to nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że zwłaszcza w odbiorze widza telewizyjnego te trybuny będą aż tak zaciemnione. Poza tym realizator nie pokazywał zbyt często trybun. Wiem, że najważniejsze było boisko i zawodnicy, ale kibice również tworzą tę niepowtarzalną atmosferę w hali. Może i nie było nas w telewizji widać, ale przynajmniej było nas słychać. Będąc kibicami, zwracamy uwagę na to, jak żyją trybuny, na których zasiadamy, jak na przykład wygląda radość po udanej akcji. Tymczasem tutaj kompletnie nie było tego widać. Pod tym względem finał w Lublanie wypadł o niebo lepiej - podkreśla Kamil Mrugała.

Na szczęście ów organizacyjny cyrk nie przełożył się na fantastyczną atmosferę, jaka towarzyszyła temu spotkaniu i jaką stworzyli fani wszystkich czterech zespołów, a także włoska publiczność, która licznie przybyła na to spotkanie i mogła delektować się siatkówką na najwyższym światowym poziomie. Mecz pań i panów przyciągnął dokładnie 10 447 kibiców. Zatem organizatorzy tego wydarzenia mogli być usatysfakcjonowani, bo niektórzy wieszczyli, że brak włoskich ekip w tegorocznych finałach sprawi, iż hala świecić będzie pustkami.  

Losy tego niezwykle emocjonującego meczu ważyły się do ostatniej chwili. Ostatecznie Grupa Azoty ZAKSA pokonała Jastrzębski Węgiel 3:2 i trzeci raz z rzędu wywalczyła tytuł w tych prestiżowych rozgrywkach, doprowadzając swoich kibiców do istnej ekstazy.

Pomeczowe refleksje

- Atmosfera w Turynie była wspaniała, choć przyznam szczerze, że organizatorzy, którzy zabronili nam wniesienia naszych atrybutów, uniemożliwiając tym samym zaprezentowanie w pełni naszej oprawy, mocno nas zaskoczyli. To było największe rozczarowanie. Ale ważne, że mamy trzecią koronę Ligi Mistrzów. Jesteśmy z tego powodu bardzo szczęśliwi. Jesteśmy pozytywnymi ludźmi, więc stworzyliśmy pozytywną atmosferę w Turynie, co przełożyło się na wynik sportowy - przekonuje Renata Koprowska-Kosiewicz, współorganizatorka wyprawy do Turynu z ramienia Klubu Kibica ZAKSA. - Czujemy się tym siódmym zawodnikiem i wierzymy w to, że nasz doping poniósł siatkarzy do zwycięstwa. Podziękowanie Olka Śliwki dla kibiców to była ta wisienka na torcie. Bo mimo zaciemnionych trybun nasza obecność została doceniona i dostrzeżona i z tego jesteśmy dumni. Z roku na rok coraz trudniej zdobywa się te trofea, przez co jeszcze bardziej one smakują. Miałam okazję rozmawiać z kibicami ZAKSY, którzy przyjechali na ten mecz z Belgii, Holandii, Anglii, Austrii, Niemiec, by wspierać nasz klub. Bardzo im za to dziękuję. To pokazuje, że siatkówka łączy ludzi, a w grupie jest siła i to było widać na każdym kroku.

 Janina Becmer, legenda klubu kibica, nazywana przez koleżanki i kolegów „Ciocią Jasią”, przekonuje, że cuda się zdarzają i taki też cud wydarzył się w Turynie: - Puchar Ligi Mistrzów zdobyliśmy trzeci raz z rzędu i jesteśmy z tego powodu przeszczęśliwi. Pomimo że jechaliśmy do Turynu 20 godzin, obejrzeliśmy cały mecz na stojąco i kolejne 20 godzin zajął nam powrót to domu. Mimo ulewnego deszczu wszyscy byliśmy uśmiechnięci, w kulturalny sposób bawiliśmy się i śpiewaliśmy na Piazza Castello. Będę ten wyjazd wspominać bardzo dobrze. Może nawet bardziej niż drugi finał w Lublanie. Tam byłam bardziej spokojna o dobry wynik niż w Turynie, ale wszystko się udało i mamy trzecią koronę Europy - mówi wzruszona Jasia Becmer, która również współorganizowała wyjazd do Włoch.

Turecki fan ZAKSY w tłumie naszych kibiców
Klub kibica

Andrzej Kosiewicz, prezes Klubu Kibica ZAKSA, nie kryje radości, że w turyńskiej hali kędzierzyńskiemu klubowi wsparcie okazywali przedstawiciele różnych nacji. 

- Mieliśmy w naszym sektorze kilku włoskich kibiców. Był - podobnie jak w Lublanie - ten sam kibic z tureckiego VakifBanku Stambuł. Najpierw kibicował swojej drużynie, a po meczu przyszedł do nas i cały czas zagrzewał do boju siatkarzy ZAKSY, grając przez prawie całe spotkanie na naszym werbelku. Pogoda nas nie rozpieszczała, ale wielki finał zrekompensował te niedogodności. Jedni jeszcze przed meczem zobaczyli Całun Turyński, a inni stadion Juventusu, który zwiedziliśmy od środka. Dobra okazja, żeby przypomnieć sobie o Zbigniewie Bońku, Wojtku Szczęsnym i Arkadiuszu Miliku. Zatem dla każdego coś miłego podczas tego krótkiego i zarazem deszczowego pobytu. Znowu osiągnęliśmy wielki sukces. Mimo wszystko po zakończonym właśnie sezonie cieszą się i jastrzębianie, i my się cieszymy. Przecież nasze zespoły znów zdobyły wszystkie najważniejsze trofea. Za parę dni emocje opadną i znów będziemy przyjaciółmi z kibicami z Jastrzębia - mówił prezes.

Przypomniał, że w drodze powrotnej do Polski nasi fani spotkali się na parkingu z kibicami Austrii Wiedeń.

- Jechali bodajże na mecz do Klagenfurtu. Pośpiewaliśmy razem. Ich przyśpiewki są bardzo podobne do naszych. Był w ich grupie jeden Polak, który robił za tłumacza. Bardzo fajne spotkanie. To pokazuje, że potrafimy się dogadać nawet z kibicami austriackiej drużyny piłkarskiej - kończy nasz rozmówca.  

- Faktycznie, wracając do Polski, spotkaliśmy na jednym z parkingów dwa autobusy kibiców piłkarskich Austrii Wiedeń. Oni jechali w eskorcie policji, która była nieco zaskoczona naszą obecnością w tym miejscu. Mieliśmy na sobie jednolite koszulki i szalki ZAKSY. Kibice Austrii Wiedeń zaczęli z nami śpiewać i skakać. My, żeby było weselej, wyciągnęliśmy bębny, a Austriacy, jak się dowiedzieli, że jesteśmy fanami ZAKSY, która właśnie wygrała siatkarską Ligę Mistrzów, wyciągnęli z kolei szampany, które wystrzeliły na parkingu – wspomina nasz rozmówca. - Oczywiście najbardziej zadowolony jestem z wyniku i to pomimo wspomnianych problemów w turyńskiej hali. Byliśmy tam wszyscy jedną wielką niebiesko-biało-czerwoną rodziną, a ewentualne przeciwności losu są po to, żeby je pokonywać. Jestem dumny z fanów ZAKSY nie tylko z naszego klubu kibica, ale praktycznie z całej Polski i Europy, że zjechali do Turynu i wspierali nasz zespół. Jesteśmy wszyscy razem klubowymi mistrzami Europy od 3 lat - kończy Kamil Mrugała, przypominając, że tylko w sezonie 2022/2023 członkowie klubu kibica pokonali łącznie 18 414 km!

Wciąż warto marzyć   

Agnieszka Bodzioch, rzecznik prasowy Klubu Kibica ZAKSA, mówi, iż wrażenia z Turynu są wręcz nie do opisania: - Jesteśmy wszyscy szczęśliwi, radośni, pogodni, ponieważ ZAKSA wiezie nam do Kędzierzyna-Koźla trzeci puchar Ligi Mistrzów. Za kilka dni, jak już trochę odpoczniemy, ta radość będzie jeszcze większa. Turyn to przepiękne miasto, choć żałujemy trochę, że tym razem nie dopisała nam pogoda. Zwiedzaliśmy je mimo wszystko. Zarówno na meczu, jak i przed spotkaniem pokazaliśmy Włochom, jak należy się bawić i jak należy kibicować. Zachowanie polskich kibiców, czyli zarówno ZAKSY, jak i Jastrzębskiego Węgla, oceniam bardzo pozytywnie. Spotkaliśmy też fanów, którzy przyjechali z wielu polskich miast, a także zagranicy, począwszy od Holandii i Portugalii, aż po kraje azjatyckie. Gdy jest dobry doping, to i gra zawodników wygląda lepiej - podkreśla.

Nasza rozmówczyni przypomina, że w autobusie „Kocura” jechali zarówno członkowie klubu kibica z naszego miasta i powiatu, ale większą część, około 2/3, stanowiły osoby, które do klubu nie należą.

- Dotarły one do nas m.in. z Bytomia, Sosnowca, Opola, Wrocławia. Była też 21-letnia dziewczyna z Rawy Wyżnej. Przywiozła ją do Kędzierzyna-Koźla i zabrała z powrotem mama, z którą wspólnie kibicuje ZAKSIE. Natomiast tato i reszta jej rodziny wolą z kolei Jastrzębski Węgiel. Tak że mieliśmy w naszym autobusie przekrój ogólnopolski - dodaje rzeczniczka klubu kibica. - Natomiast sami Włosi nie zrobili na mnie aż tak pozytywnego wrażenia. Trochę zabrakło z ich strony tej spontaniczności, jaką wyróżniali się wcześniej. Może wpływ na to miała przygnębiająca aura. Dlatego w Lublanie z różnych względów podobało mi się bardziej. Począwszy od pogody, poprzez organizację samego wydarzenia i jego oprawę artystyczną, aż po samych Słoweńców, którzy byli bardzo sympatyczni i uśmiechnięci.  

Czy wierzy w kolejny finał Ligi Mistrzów z udziałem ZAKSY w przyszłym sezonie?

- Wierzymy w to, bardzo. Co roku, gdy odchodzą od nas zawodnicy i trenerzy, życzliwi wróżą nam, że ZAKSA nie będzie walczyć o Puchar Europy, o mistrza Polski, ba… nawet nie wejdzie do play-offów. Tymczasem kolejny rok gramy we wszystkich możliwych finałach. Może przyszłoroczny superfinał Ligi Mistrzów rozegrany zostanie w Polsce? Kto wie? Z pewnością pod względem organizacyjnym wszystko wyglądałoby doskonale - kończy nasza rozmówczyni.      

   Poniżej powitanie zwycięzców LM pod hotelem w Turynie (noc z 20 na 21 maja około godz. 2.30)

Są wdzięczni fanom

Kibice to był nasz dodatkowy zawodnik na boisku, ale też poza boiskiem, bo spotykaliśmy ich w różnych miejscach Turynu, które mieliśmy okazję odwiedzić. I zawsze przed finałowym meczem wnosili w nasze serca wielki optymizm, który ostatecznie przelali na nas - nie ukrywa prezes Grupy Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle Piotr Szpaczek.

Choć niektórzy po finale PlusLigi mogli nieco zwątpić w turyńską wiktorię, to jednak nie tracili wiary do samego końca.   

- My w klubie nie zwątpiliśmy, ale z racji, że przegraliśmy te trzy mecze w finale PlusLigi, to wkradła się ta niepewność. Wzrósł też szacunek i respekt dla rywala. Jednak wierzyliśmy, że wygramy, ale nie można było tego okazywać na zewnątrz, bo taka buńczuczna postawa zawsze źle się kończy. Z kolei naszych rywali, szczególnie po trzecim meczu finałowym w PlusLidze, ta nadmierna pewność siebie być może trochę zgubiła. My z pokorą, ale i wiarą podeszliśmy do finału Ligi Mistrzów - dodaje Piotr Szpaczek.

W podobnym tonie wypowiadają się inni przedstawiciele siatkarskiego klubu, z którymi mieliśmy okazję porozmawiać.

- Czapki z głów dla tych, którym chciało się jechać taki kawał drogi do Turynu. Kibice są z nami zawsze i wszędzie, czy gramy w Suwałkach, czy też w Gdańsku. Wspierają nas, tworząc niesamowitą atmosferę, sprawiając, że gramy, jakbyśmy byli u siebie. Nawet jak idzie nam trochę gorzej, to zawsze są nie tyle tym siódmym zawodnikiem, którym jest libero, ale każdym, od ósmego do czternastego już tak - przekonuje drugi trener Michał Chadała. - W Turynie było ich bardzo dobrze słychać i jesteśmy im za to wdzięczni. Życzę im, żeby uzbroili się w cierpliwość, a my wciąż będziemy robić swoje. Wyniki na sam koniec bywają różne, ale jesteśmy dumni z tego, że udało nam się trzeci raz z rzędu wygrać Ligę Mistrzów. To jest coś niesamowitego. Każdy następny sezon będzie trudniejszy, ale proszę o tym pamiętać, że drużyna i cały sztab szkoleniowy robią wszystko, żeby przysparzać kibicom jak najwięcej radości - dodaje szkoleniowiec.  

- Niestety, telewidzowie w Polsce i na świecie nie mogli zobaczyć naszych kibiców w Turynie, ponieważ trybuny były tak zaciemnione, że ktoś mógłby pomyśleć, że ich tam nie ma. Jednak myśmy słyszeli i czuli ich obecność w każdej sekundzie tego meczu, a w kluczowych momentach spotkania fani ZAKSY ponieśli nas do zwycięstwa. Zatem jest to także ich sukces. Rozmawiałem z chłopakami, dla których był to już trzeci siatkarski finał Ligi Mistrzów, i zgodnie przyznali, że najtrudniej było za pierwszym razem w Weronie, kiedy grali przy pustych trybunach. Natomiast to, co wydarzyło się teraz w Turynie, i to wielkie wsparcie przeszło 1500 km od domu, zasługuje na nasz wielki szacunek dla kibiców - nie ukrywa przyjmujący Wojtek Żaliński.

- Miałem okazję zamienić kilka słów z kibicami i podziękować im za to, że 20 godzin spędzili w autobusie. Jechali na mecz do Turynu, czyli praktycznie na jeden dzień i wieczór, by nas wspierać. Należy im się wielki szacunek za to, jak nam pomagali i jak niósł nas wszystkich ich doping. To jest niesamowite, jaką robotę dla nas wykonali. Miałem okazję być w Weronie i zdobywać pierwszy puchar Ligi Mistrzów przy pustych trybunach, kiedy sami z ławki rezerwowych musieliśmy dopingować chłopaków na boisku i tworzyć jakąś atmosferę. Natomiast ta ściana kibiców rok temu w Lublanie i ten ogłuszający doping naszych fanów w Turynie przechodzą ludzkie pojęcie. To są niezapomniane chwile. Jest to też ich zwycięstwo i bardzo im za to dziękujemy - mówi libero Korneliusz Banach.

Niewątpliwie siatkarze grają dla prestiżu i chwały, by na trwałe zapisać się na kartach historii. Oczywiście walczą też na parkiecie o niemałe pieniądze. Trzeba jednak pamiętać, że nade wszystko grają dla kibiców, bez których każdy siatkarski spektakl byłby jedynie smutnym widowiskiem, jak słoneczna Italia zalana strugami deszczu. Kibice ZAKSY byli w Turynie jak te promyki słońca, które nawet podczas chwil zwątpienia i niepewności dodały wiary i sił naszym siatkarzom. Często w mediach i na forach internetowych padają pytania typu, co takiego jest w tej ZAKSIE, że ona wciąż wygrywa. Otóż jednym z elementów tej interesującej układanki są od lat jej wierni fani, bez których to wszystko nie miałoby większego sensu.



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Rafał 02.06.2023 21:02
Wspaniale ,kibice Top,zespół Zaksy Top.

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: BożenaTreść komentarza: Jedna z pań chyba zapomniała gdzie pracuje, taka mini nie wypada...Data dodania komentarza: 21.11.2024, 18:33Źródło komentarza: „Jesienne Spotkanie Literackie” - poezja, literatura i sztuka w klimatycznej odsłonie. ZDJĘCIAAutor komentarza: MmdiTreść komentarza: Słuszne słowa.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 17:54Źródło komentarza: Lista punktów pomocy w powiecie kędzierzyńsko-kozielskimAutor komentarza: artTreść komentarza: Prezes idzie niedługo na emeryturę więc sprzedaje co może. Norma.Data dodania komentarza: 21.11.2024, 15:49Źródło komentarza: Co dalej z Biedronką przy Łokietka w Kędzierzynie-Koźlu? Jest oficjalny komunikat sieciAutor komentarza: Rychu, taki lepszy RyszardTreść komentarza: Ma tyle ile mu Polacy dadzą...Data dodania komentarza: 21.11.2024, 15:42Źródło komentarza: I Ty możesz wspomóc kłodnickie hospicjum św. Anny. Weź udział w wyjątkowym koncercieAutor komentarza: Gall anonimTreść komentarza: A cenzura już zniknęła,nieeeee w lokalnej ma się świetnie!!!Data dodania komentarza: 21.11.2024, 15:38Źródło komentarza: „Ale tu ciemno”. Klienci zaczynają się denerwować. ZDJĘCIAAutor komentarza: PolkaTreść komentarza: A fe,dziennikarze!!! Promujecie nieprawdziwe treści o Putinie,jego bojaźni i zniszczonej ( rzekomo) rezydencji w Soczi.!!!!! To hejterstwo a nie dziennikarstwo!!!! Odpuście sobie!!!!Data dodania komentarza: 21.11.2024, 15:34Źródło komentarza: „Ale tu ciemno”. Klienci zaczynają się denerwować. ZDJĘCIA
Reklama
zachmurzenie duże

Temperatura: 0°C Miasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 998 hPa
Wiatr: 20 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama Moja Gazetka - strona główna