Rusztowania wokół świątyni oraz robotnicy krzątający się na przykościelnym placu świadczą o tym, że prace - pomimo zmiennej aury - są kontynuowane.
- Cały czas trwają roboty przy zagospodarowaniu terenu wokół kościoła, jak również przy elewacji świątyni i samej wieży. Wnętrze kościoła jest malowane. Będziemy nieco zmieniać prezbiterium i tamtejsze schody. Wszystko, włącznie z ogrzewaniem, powinniśmy zrealizować do końca kwietnia - informuje ks. Marek Biernat, proboszcz kozielskiej parafii pw. św. Zygmunta i św. Jadwigi Śląskiej.
Zadanie realizuje krakowskie Konsorcjum DES - spółka komandytowa.
Inwestycja obejmuje m.in. konserwację oraz restaurację elewacji zewnętrznej i ścian wewnętrznych kościoła, modernizację źródła ciepła i instalacji c.o., rewitalizację placu wokół świątyni, m.in. poprzez uporządkowanie terenu, przebudowę ciągów pieszych, remont ogrodzenia i schodów prowadzących na plac kościelny, oświetlenie terenu i samego kościoła, urządzenie szaty roślinnej oraz montaż małej architektury.
- W zeszłym tygodniu podczas prac prowadzonych na zewnątrz świątyni ekipa budowlana rozebrała kamienny cokół, na którym stoi figura Chrystusa. Robotnicy odsłonili w ten sposób historyczny postument, na którym w 1852 roku umieszczono pierwszy parafialny krzyż misyjny. Świadczy o tym wyryta tam inskrypcja, która brzmi: "Mission 1852". Na tę chwilę nie podjęliśmy jeszcze decyzji, w jakiej formie miejsce to zostanie zabezpieczone i wyeksponowane. Wszystko wyjaśni się w ciągu najbliższych dni - tłumaczy proboszcz Marek Biernat.
Marian Rupnik, były mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla, pamięta - z lat dzieciństwa - prace polegające na wzmocnieniu wspomnianego postumentu kamienno-ceglaną obudową. Wykorzystany do tego celu materiał pochodził z odzysku.
- Został on wzmocniony, ponieważ pojawił się problem z jego stabilnością. To było w okolicach 1966/1967 roku. Pamiętam, jak ksiądz Ludwik Rutyna mówił wówczas, że potrzebuje ochotników, którzy pomogą wzmocnić kamienny postument wraz ze znajdującą się na nim figurą Chrystusa. Zachodziła uzasadniona obawa, iż cała konstrukcja może się w każdej chwili przewrócić. Z uwagi na to, że jestem rocznik 56., to pamiętam tamte czasy, bo przystępowałem w latach 60. do sakramentu Pierwszej Komunii Świętej, a moi dwaj bracia byli ministrantami w tej parafii. Poza tym mieszkałem raptem 50 m od kozielskiej świątyni, więc nic nie umknęło mej uwadze. Dobrze pamiętam, co się przed laty działo. Na przykład jak schodami prowadzącymi na chór wnosiliśmy z dołu na sam strych dachówki, żeby ułatwić pracę dekarzom. Działo się to jeszcze pod koniec lat 60. - wspomina pan Marian.
Więcej ciekawostek na temat kozielskiego kościoła znajdziecie w tekście poniżej.
Napisz komentarz
Komentarze