Zdaniem pana Waldemara jego córka żyje tylko i wyłącznie dzięki życzliwości i profesjonalizmowi lek. med. Macieja Sławskiego. Na co dzień jest on ordynatorem oddziału chirurgii ogólnej szpitala w Kędzierzynie-Koźlu, ale feralnego dnia przebywał w stolicy Małopolski. Początkowo nic nie zapowiadało, że sprawy przybiorą tak dramatyczny obrót. Pani Olimpia, 36-latka z Kędzierzyna-Koźla, wróciła akurat z urlopu w Chorwacji, gdzie przebywała z rodziną.
Otarła się o śmierć
- Następnego dnia po przyjeździe z Chorwacji otarłam się o śmierć. Wróciliśmy w sobotę 29 czerwca, a już 30 czerwca około godz. 9 wystąpił u mnie potworny ból brzucha. Jak się później okazało, wszystko przez zrosty, które spowodowały niedrożność jelit, a to z kolei było przyczyną niewyobrażalnych cierpień. Ból był tak silny, że nie dotrwałabym do następnego dnia. W jego uśmierzeniu nie pomagały żadne leki. Nawet morfina okazała się za słaba - wspomina pani Olimpia, która w kozielskim szpitalu za sprawą szybkiej reakcji - najpierw lekarzy SOR, a następnie chirurgów - tego samego dnia trafiła na stół operacyjny.
Oczywiście nim została zoperowana przez doktora Macieja Sławskiego, poddano ją badaniom, począwszy od USG (na oddziale ginekologicznym) poprzez RTG, a na tomografii komputerowej skończywszy.
- Choć tego dnia pan doktor Sławski przebywał w Krakowie, to poświęcił się i przyjechał specjalnie do Koźla, aby przeprowadzić operację. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Później czułam się już znacznie lepiej. Wiadomo, najgorsza jest pierwsza doba po zabiegu - przypomina pani Olimpia.
Ojcowska wdzięczność
Jej ojciec stracił mnóstwo nerwów, ale jest szczęśliwy, że wszystko skończyło się dobrze.
- W ostatnich dniach przybyło mi mnóstwo siwych włosów. Było kilka nieprzespanych nocy. Ta niepewność była najgorsza. Byliśmy przerażeni. Olimpia ma 3,5-letniego synka oraz 8-letnią córkę, która jeszcze przez dłuższy czas dochodziła do siebie po tym wszystkim. Nie zabierałem ze sobą wnucząt do szpitala, aby oszczędzić im tego stresu - mówi pan Waldemar, który darzy doktora Sławskiego wielkim szacunkiem. - To niezwykle skromny człowiek i jednocześnie profesjonalista w każdym calu. Fachowiec najwyższej klasy, którego życzyłbym każdemu szpitalowi, a szczególnie temu w Kędzierzynie-Koźlu - dodaje pan Waldemar, nie kryjąc, że media rzadko kiedy przedstawiają lekarzy i służbę zdrowia w pozytywnym świetle. Ale jego zdaniem w tym przypadku można to uczynić z czystym sumieniem, gdyż przysięga Hipokratesa została w stu procentach dochowana.
- Nie każdy byłby skłonny do takich poświęceń, aby przejechać prawie 200 km, zoperować wieczorem pacjentkę i wrócić do Krakowa. Tym bardziej że wcześniej inny lekarz powiedział mi uczciwie, że nie odważy się przeprowadzić tej operacji. I za to mu dziękuję, bo nie zaryzykował życia mojej córki. Z uznaniem podchodzę do tej postawy, bo nie każdego stać na taką szczerość. Wtedy lekarz dyżurny zadzwonił do doktora Sławskiego, który przyjechał aż z Krakowa. Będę mu za to wdzięczny do końca życia. Chciałbym też podziękować całemu personelowi oddziału chirurgii, który zapewnił Olimpii profesjonalną opiekę - kończy pan Waldemar. Jego córka wyszła już ze szpitala i czuje się całkiem dobrze.
Warto być przyzwoitym
- Dla otoczenia wyglądało to spektakularnie, bo pacjentka bardzo cierpiała, natomiast sama operacja była prosta. Gdyby asystent, który poprosił mnie o przyjazd, wiedział, że jest to tylko choroba zrostowa, to uporałby się z tym bez większego problemu - uspokaja Maciej Sławski. - Tego dnia byłem w Krakowie na spotkaniu z lekarzami, skupiając się na wymianie doświadczeń. To byli przyjaciele, których dawno nie widziałem. Jednak asystenci z kozielskiego szpitala są ze mną przez cały czas w kontakcie. Może i nie każdy na moim miejscu chciałby wówczas przyjechać na tę operację, ale dla mnie jest to normalna praca. Piastuję takie stanowisko i nie mogę zostawić tych młodych lekarzy bez pomocy. Mój zastępca jest na urlopie, a nie mam tu zbyt wielu lekarzy z drugim stopniem specjalizacji i z dużym doświadczeniem. Powiem szczerze, jestem już tym wszystkim bardzo mocno zmęczony. Niestety, w Koźlu jest tak, że dyżuruje jeden chirurg, co w przypadku tak dużego powiatu nie powinno mieć miejsca i tu jest problem. Na moją odpowiedzialność w szpitalu dyżurują chirurdzy, którzy nie mają jeszcze specjalizacji i doświadczenia w podejmowaniu decyzji o takich operacjach. Nie powinno tak być, ale tak jest - wyjaśnia ordynator kozielskiej chirurgii, wspominając też o innych problemach.
- Przykładowo za dyżury w szpitalnym oddziale ratunkowym płaci się znacznie więcej niż na chirurgii. To jaką motywację ma mieć młody człowiek, aby dyżurować na chirurgii i ponosić odpowiedzialność za cokolwiek? - pyta doktor Sławski. - Ta motywacja jest żadna, skoro w niektórych miejscach płaci się nawet trzy razy więcej niż na chirurgii. Tymczasem praca jest ciężka i odpowiedzialna. System jest źle ułożony i nie potrafimy się przebić z naszymi postulatami. Są to problemy, które poruszam, ale jakoś nikt nie chce ich zauważyć. Kiedyś pracowałem w klinice i poświęciłem swoje prywatne życie chirurgii, którą przez dłuższy czas traktowałem jako hobby. Dziś nie ma już żadnych operacji z zakresu chirurgii ogólnej i naczyniowej, których bym się obawiał i nie mógł wykonać. Przeprowadzałem najtrudniejsze zabiegi, włącznie z transplantacją wątroby. Pozostała zatem frustracja, że człowiek poświęcił temu tyle czasu, a teraz nie jest to należycie docenione - przyznaje nasz rozmówca.
Przyszył nogę
Kiedyś jeden z jego pacjentów obciął sobie piłą nogę w pachwinie. Do wypadku doszło podczas remontu domu.
- Pracowałem wtedy w szpitalu w Głubczycach. Samo przyszycie nogi nie jest wyjątkowo skomplikowane, choć może trochę spektakularne. Tam był poważniejszy problem, bo doszło do ciężkiego zakażenia u tego mężczyzny. Mam tu na myśli zgorzel gazową, która jest chorobą śmiertelną - wyjaśnia doktor Sławski.
Schorzenie wywołują beztlenowe laseczki zgorzeli gazowej, które działają chorobotwórczo za pośrednictwem wielu toksyn. Zgorzel gazowa rozwija się najczęściej w przypadku rozległych zranień, gdzie dochodzi do znacznego zniszczenia i niedokrwienia tkanek. Toksyny niszczą tkanki oraz powodują fermentację, w wyniku której wytwarza się gaz gnilny, gromadzący się pod skórą. Kończynom w takich sytuacjach grozi amputacja, by uniknąć sepsy.
- Myśmy wtedy w Głubczycach sami stworzyli taką komorę hiperbaryczną z folii, którą okleiłem tego pacjenta i pompowałem tam tlen. No i udało się tego człowieka uratować - przyznaje skromnie doktor Sławski.
Na koncie ma bardzo dużo skomplikowanych operacji. Z pewnością dla niego przypadek 36-latki z Kędzierzyna-Koźla nie jest więc nadzwyczajny. Choć zupełnie inaczej postrzegają to najbliżsi pani Olimpii, dla których było to zdarzenie traumatyczne i wyjątkowe pod każdym względem.
- To jedna z drobniejszych operacji, które miałem okazję tu wykonać. Najważniejsze, aby wszyscy wiedzieli, że w Kędzierzynie-Koźlu jesteśmy w stanie przeprowadzać poważne zabiegi. Nie odpuszczamy nawet w obliczu najcięższych chorób. Nasi pacjenci niepotrzebnie tracą czas, jeżdżąc do innych miast, gdzie i tak lepszej niż tu pomocy nie uzyskają, a niejednokrotnie musimy jeszcze poprawiać po innych ośrodkach - dodaje na koniec Maciej Sławski.
Napisz komentarz
Komentarze