Zakończył kurs udzielania pierwszej pomocy, a zaledwie kilkanaście godzin później miał okazję wykorzystać zdobytą wiedzę, by uratować ludzkie życie. Druh Mariusz Tomanek z OSP Cisowa długo będzie wspominał końcówkę sierpnia.
Kurs kwalifikowanej pierwszej pomocy zorganizowali strażacy z OSP KSRG Mechnica-Kamionka w gminie Reńska Wieś w ramach Europejskiego Budżetu Obywatelskiego.
"To była świetna przygoda. Trafiliśmy na grupę wspaniałych, zwariowanych, żądnych wiedzy i niezwykle uzdolnionych kursantów. Wielkie ukłony w waszą stronę. Gratulujemy zdobycia tytułu ratownika" - poinformowała po zakończeniu szkolenia firma JOW-MED Marcin Bulak, która przeprowadziła szkolenie.
W przypadku Mariusza Tomanka zdobyte doświadczenie miało zostać wykorzystane w prawdziwej sytuacji niedługo po odebraniu przez niego certyfikatu ukończenia kursu.
"Kilkanaście godzin po zakończonym kursie kwalifikowanej pierwszej pomocy i uzyskaniu tytułu ratownika nasz kursant Mariusz uratował życie mężczyzny, który doznał nagłego zatrzymania krążenia. Mariusz będąc świadkiem utraty przytomności u wspomnianego mężczyzny, szybko ocenił, iż nastąpiło NZK (nagłe zatrzymanie krążenia - red.). Niezwłocznie podjął działania w kierunku RKO (resuscytacji krążeniowo-oddechowej - red.). Po kilku minutach resuscytacji u mężczyzny powróciły funkcje życiowe. Mariusz ułożył poszkodowanego w pozycji bocznej bezpiecznej i kontrolował oddech do czasu przyjazdu ZRM. Mężczyzna został przewieziony do SOR. Wiadomo, iż jest już po wstępnej diagnostyce i zostaje na obserwacji. Jest przytomny!!!" - poinformowało w mediach społecznościowych JOW-MED.
Wołanie o pomoc
Mariusz Tomanek ma 39 lat. Jest szczęśliwym mężem i ojcem. Od urodzenia mieszka w Kędzierzynie-Koźlu na osiedlu Cisowa. Od wielu lat jest członkiem wspomagającym OSP. Praca za granicą nie pozwalała mu na czynne działanie i branie udziału w akcjach ratunkowych. Sytuacja nieco się zmieniła.
- W ubiegłym roku postanowiłem zrobić podstawowy kurs strażaków ratowników ochotniczych straży pożarnych, organizowany przez Komendę Powiatową Państwowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu - mówi pan Mariusz.
Pomagając innym z myślą, że dobro powraca, postanowił rozszerzyć zakres swojej wiedzy. Przystąpił do kursu KPP, organizowanego przez jednostkę OSP z Mechnicy-Kamionki.
- Sam kurs przebiegał w bardzo miłej atmosferze, w zdyscyplinowanej grupie - podkreśla rozmówca.
Niespełna dobę po kursie i uzyskaniu tytułu ratownika, odwiedzając znajomego w pracy, usłyszał przeraźliwy głos wołający o pomoc.
- Wraz z kolegą nie zastanawialiśmy się ani sekundy i ruszyliśmy. Zauważyliśmy poszkodowanego leżącego na ziemi oraz przerażoną żonę poszkodowanego, którą starałem się od razu uspokoić, mówiąc, że jestem ratownikiem medycznym OSP - relacjonuje Mariusz Tomanek.
Po wstępnej ocenie stwierdził, że sytuacja jest bardzo poważna. Nastąpiło nagłe zatrzymanie krążenia. Od razu podjął działanie w kierunku resuscytacji krążeniowo-oddechowej.
- Działo się to bardzo szybko. Każdy starał się pomóc, ufając mi i wykonując ze spokojem moje polecenia. Po kilku minutach resuscytacji u mężczyzny powróciły funkcje życiowe. Odetchnąłem z ulgą, ułożyłem poszkodowanego w pozycji bocznej bezpiecznej, kontrolując oddech do czasu przyjazdu zespołu ratownictwa medycznego - wraca do tamtych chwil druh z OSP Cisowa.
Zaznacza, że robił po prostu to, co do niego należy.
- Chcę bardzo podziękować prowadzącym kurs z JOW-MED-u, w szczególności panom Marcinowi Bulakowi i Krzysztofowi Libnerowi, a także pani Katarzynie. Nabyta przeze mnie wiedza to wiedza doświadczonych zawodowców, którzy świetnie przekazali ją nam, kursantom - podkreśla Mariusz Tomanek.
Stracił przytomność
- Nazywam się Sebastian, mieszkam w Bytomiu. Od kilkunastu lat pracuję na stanowiskach kierowniczych, od 2010 roku w Kędzierzynie-Koźlu - rozpoczyna rozmowę z nami uratowany mężczyzna. - Prowadzę aktywny tryb życia: jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownię, biegam- zastrzega.
Do krytycznej sytuacji doszło w poniedziałek, 29 września. Wieczorem dzień wcześniej wrócił z wakacji z rodziną. Rankiem, około godz. 7.30, wyszedł z domu i pojechał do pracy do Kędzierzyna.
- Początek dnia nie wskazywał na to, że może stać się coś niepokojącego. Pracę zacząłem od wdrożenia się w plany produkcyjne i spotkania z kierownikiem zakładu. Około godziny 12.30 poczułem nagłe osłabienie i straciłem przytomność - wspomina tamten krytyczny moment pan Sebastian. - Ocknąłem się. Zobaczyłem nad sobą pana Mariusza, moją żonę i ratowników medycznych. Nie wiedziałem kompletnie, co się wydarzyło. Chciałem się podnieść z podłogi, lecz mi nie pozwolono. Zorientowałem się, że coś się stało, gdy zadali mi pytanie, jaki dzisiaj mamy dzień, a ja nie potrafiłem odpowiedzieć. Po kolejnych kilku minutach przetransportowano mnie do karetki i zacząłem odzyskiwać pamięć. Po przeprowadzeniu kolejnych badań w szpitalu zostałem wypuszczony wieczorem do domu - precyzuje.
Stan swojego zdrowia ocenia jako dobry. Nigdy nie miał problemów z sercem, regularnie robi badania okresowe. Dodatkowo podczas uprawiania sportu, np. jazdy na rowerze, zawsze bada tętno i stara się nie przekraczać wartości maksymalnych.
- Pana Mariusza wcześniej nie znałem. Był u nas w zakładzie produkcyjnym w związku pracami budowlanymi. Z opinii pracowników i mojej żony wynika, że zachował zimną krew, bardzo profesjonalnie przystąpił do akcji ratunkowej. Za to mu jeszcze raz bardzo dziękuję. Nie wiadomo, jak mogłoby się skończyć to zdarzenie, gdyby nie pomoc pana Mariusza - podkreśla rozmówca.
Zwraca się z apelem do wszystkich, którzy przeczytają ten tekst: - Uczęszczajmy na kursy pierwszej pomocy, interesujmy się tym tematem. Nigdy nie wiadomo, kiedy może zdarzyć się sytuacja, w której będziemy mogli pomóc drugiej osobie.
(...)
Cały artykuł w 34. nr. Nowej Gazety Lokalnej, który ukazał się 27 września. Dostępny również w formie elektronicznej - TUTAJ
Napisz komentarz
Komentarze