Reklama
sobota, 2 listopada 2024 23:48
Reklama
Reklama
Reklama

Zwykła rodzina z niezwykłą pasją

Ramona Kurelowska, Artur Piotrowicz oraz ich córka Kalina są rodziną jak każda inna. Mają wiele zainteresowań i pasji. Ramona jest trenerem personalnym i przedstawicielem medycznym, Artur od blisko 30 lat jest didżejem i wodzirejem, a Kalina uczennicą trzeciej klasy podstawówki oraz szkoły muzycznej – tańczy, śpiewa, gra na perkusji i pianinie. Łączy ich wspólna pasja – aktorstwo.
Zwykła rodzina z niezwykłą pasją

Choć w tej dziedzinie są samoukami, nie mają aktorstwa we krwi, to przed kamerami czują się jak ryby w wodzie. Artura od kilku lat możemy oglądać w wielu serialach telewizyjnych, takich jak „Dlaczego ja?”, „Ukryta prawda”, „Święty”, „Lombard”, „Szkoła”, „Pamiętniki z wakacji” czy „19+”. Ramona wystąpiła w programie „Związki z modą” TVN Style. Natomiast Kalina zadebiutowała w dużej produkcji pt. „Erotica 2022”, którą można zobaczyć na platformie Netflix.

 

 

- Od czego zaczęła się twoja przygoda na planie?

- Zaczęło się od filmu „Osiem w poziomie” Grzegorza Lipca w 2006 roku, gdzie z kolegą stworzyliśmy duet rzezimieszków. Ale miałem wtedy inną pracę, na której się najbardziej skupiałem i była moim priorytetem. Potraktowałem ten epizod jako jednorazową przygodę. I właściwie dwa lata temu, będąc we Wrocławiu na jakimś evencie, znajoma zapytała mnie, czy mógłbym z dnia na dzień zastąpić kogoś na planie „Ukrytej prawdy”. Powiedziała, że dam sobie radę. I faktycznie, następnego dnia poszedłem.

- Poszedłeś chętnie? Bo to chyba mało chwytliwy serial.

- Lubię nowe doświadczenia. Sam takich seriali nie oglądam. Ale to jest tak jak z muzyką, którą gram na imprezach, a na co dzień jej nie słucham. Bo to nie ja mam być szczęśliwy, tylko odbiorcy. Poszedłem na ten plan z ciekawości, czy dam radę czy nie. Tym bardziej że za to były naprawdę symboliczne pieniądze.

- Podobno za takie epizody można zarobić więcej, niż będąc w serialu na stałe.

- Zdarzają się takie złote strzały. Natomiast ja dopiero teraz jestem na etapie, że w serialu „Święty” będzie kontynuacja mojego wątku. Pierwszy epizod świetnie się sprzedał, spodobał się wszystkim i będzie pojawiał się jeszcze w innych odcinkach. Gram tam takiego wieśniaka oderwanego trochę od pługa. To mnie bardzo wkręciło. Spodobała mi się praca na planie. I poznałem nowych fajnych ludzi, którzy przy tym pracują.

- A jak trafiłeś do kolejnych seriali? Właśnie przez te nowe znajomości?

- Agencja, która zajmowała się produkcją jednego z programów, stworzyła mi taką wizytówkę – portfolio. I później już poszło lawinowo. Zaczęły dzwonić inne agencje. W tej chwili współpracuję już z czterema. To nie jest tak, że sam gdzieś dzwoniłem i prosiłem o rolę. To oni dobierają sobie ludzi do swoich seriali.

- Odgrywane przez ciebie role są spójne? Grasz zawsze tak samo?

- Właśnie nie. I to jest coś, co sobie poczytuję za duży krok naprzód. Gram i policjantów, i przestępców. W serialu, który dopiero ukaże się w 2021 roku, gram rolę faceta, który w zemście ucina komuś przyrodzenie. Grałem też biznesmena, właściciela dużej firmy, ale i pijaczka. Te role były bardzo różne i ponoć udaje mi się nie grać tych wszystkich ról tak samo.

- Ćwiczysz aktorstwo w domu?

- Nie, w domu nie. Podpatruję wiele rzeczy na planie. Tym bardziej że czasem mam okazję być na planie ze znanymi aktorami. Ostatnio miałem przyjemność być z Danielem Olbrychskim, gdzie mogłem podpatrywać jego pracę i zachowanie. Dar aktorski to jedno. Ale schody zaczynają się w poruszaniu po planie, żeby na przykład kogoś nie zasłonić, żeby dobrze zabrzmieć, żeby nie zaszeleścić, żeby nie przesadzić z wyrazem - i tego trzeba się nauczyć. Bo odtworzyć na przykład smutny tekst ze smutną miną każdy potrafi. Ale chodzi o to, aby zainteresować widza. Ważne jest, aby nie przeszkadzać innym, bo za chwilę trzeba będzie powtórzyć ujęcie. Chociaż i tak często trzeba je powtarzać, bo albo przeleciał samolot i narobił hałasu, albo jakieś służby na sygnale.

- Ile trwa realizacja sceny, w której odgrywasz tylko epizod?

- Kiedyś byłem przez dwa dni na planie, a mój epizod trwał trzy minuty. Nie ma zasady. Poza tym to nie jest tak, że kręci się najpierw pierwszą, później drugą, trzecią, czwartą scenę itd. Kręci się zależnie od lokacji. Jeżeli ekipa jedzie do jakiegoś mieszkania czy pałacu, to kręci się tam wszystkie sceny, które są przewidziane w scenariuszu. Czasem kręci się za jednym zamachem sceny do kilku odcinków. Chodzi o czas i koszty. Niektóre miejsca się wynajmuje na określony czas i trzeba nagrać jak najwięcej.

- Chciałbyś zagrać w poważniejszych produkcjach?

- W zasadzie już w tej chwili mógłbym przestać grać w serialach typu „Ukryta prawda” i „Dlaczego ja?”, bo tam właściwie nie ma czego grać. A nawet są takie momenty, że reżyser wymaga, żeby nic nie robić,  bo to ma być naturalne.

- Chciałem właśnie zapytać o to, czy masz możliwość bycia sobą. Czy musisz wszystko robić zgodnie z wytycznymi?

- Zachowuję się zawsze naturalnie. Moi znajomi, którzy oglądają te seriale, chwalą mnie za naturalność. Nawet jak odgrywam dziwną rolę, to znajomi widzą tam mnie.

- A jest jakaś rola, której nie chciałbyś zagrać?

- Powiem tak: teraz jest bardzo trudny czas, nie mogę pracować jako wodzirej czy konferansjer. Przyjmuję pewne propozycje, których normalnie bym nie przyjął.

- Zagrałbyś pedofila?

- Tak, bo to jest gra.

- Nie obawiasz się, że ktoś na ulicy mógłby cię później rozpoznać i źle skojarzyć?

- Nie mam takich obaw. Trzeba się wyłączyć. Powiem tak: prowadzenie imprez to też jest swojego rodzaju aktorstwo. Nieraz nie mam humoru, nie mam nastroju, nie mam ochoty, ale nie mogę powiedzieć ludziom, że dzisiejsza impreza będzie do bani, bo wczoraj popiłem.

- W takim razem na imprezach jest jeszcze większe aktorstwo, bo nie masz możliwości powtórki jak przed kamerą na planie.

- No właśnie. Może dlatego jest mi tak łatwo i swobodnie grać. Nauczyłem się wyłączać i po prostu gram. I nawet jeżeli to jest wiocha, ale daje mi pieniądze, to dlaczego mam tego nie robić? Nie zagrałbym w pornosie. Natomiast grałem sceny rozbierane i to było tylko aktorstwo. Grałem już akty miłosne oraz kąpiel pod prysznicem.

- Wiążesz przyszłość z aktorstwem?

- Wiem, ilu zawodowych aktorów jest w tej chwili bezrobotnych. Oni czuliby się urażeni, przyjmując takie role, jak ja odgrywam. Dlatego wykorzystuję tę lukę. A dla mnie to zabawa i nowe doświadczenia. Odkąd gram regularniej, dostałem nowego kopa i odżyłem. Fajnie by było zagrać coś większego, ale mam świadomość, że jest mnóstwo utalentowanych aktorów. Ja i tak mam coraz więcej propozycji, są one coraz fajniejsze i kasa za to też jest coraz lepsza. Nie mam parcia, ale chętnie korzystam.

- Wiem, że planujesz też występy poza kamerami…

- Tak, zapisałem się do grupy teatralnej „Wit-Wir” w Gliwicach, która wystawia poważne sztuki. Teatr to jest zupełnie inna bajka. To jest dopiero aktorstwo. Nie ma miejsca na powtórki. W filmie można improwizować i przekręcić tekst. Tutaj natomiast musisz powiedzieć słowo w słowo to, co napisał autor. Niestety, ledwo zaczęliśmy i przyszedł COVID, który zamroził nam próby.

 

 

- Jak trafiłaś do programu telewizyjnego?

- Naszym życiem rządzą przypadki. Mamy znajomego Włocha o imieniu Fausto. Dostał on propozycję wystąpienia w programie, do którego trzeba było przyjść z partnerką. A że z tymi, z którymi wówczas się spotykał, niekoniecznie chciał się pokazywać, zadzwonił do Artura i zapytał, czy mógłby pójść do tego programu ze mną. Myśleliśmy, że chodzi o program „Dzień Dobry TVN”, więc się zgodziliśmy. Ale w kolejnej rozmowie okazało się, że chodzi o zupełnie inny program - „Związki z modą”, gdzie miałam udawać jego partnerkę. Stwierdziłam, że to zły pomysł, bo zaraz pojawiłyby się plotki na mieście. Więc Fausto pojechał tam z inną dziewczyną, która okazała się tak wybredna, że producenci mieli jej dość. Nic nie wyszło z tego nagrania, ale Fausto powiedział im o mnie i Arturze. Producenci nas zaprosili i takim to sposobem znaleźliśmy się w programie.

- Na czym polega ten program?

- Artur miał za zadanie wystylizować mnie na galę fitness, która miała odbyć się w listopadzie, ale ze względu na pandemię się nie odbyła.

- A co to za gala?

- Pięć lat temu zostałam menedżerem roku w branży fitness. I miałam poprowadzić tę galę. W każdym razie Artur miał mnie wystylizować. Kto mnie zna, wie, że mam dwie prace. Do jednej chodzę ubrana elegancko, bo jestem przedstawicielem branży medycznej. Z drugiej strony jestem trenerem fitness, który chodzi ciągle w dresach. I właśnie tak zostałam przedstawiona w tym programie, który oczywiście był wyreżyserowany. Miałam zasłonięte oczy, żebym nie widziała, co Artur każe mi ubierać. Do wyboru było mnóstwo rzeczy, ogromna garderoba, ale tak naprawdę te ciuchy są tak dobrane, żebyś nie miał szans dobrze wystylizować partnerki. Artur ubrał mnie jak ptaka z "Ulicy Sezamkowej". Śmiechu było co niemiara. W kolejnym etapie wchodzi stylistka Kasia Baran, która proponuje trzy swoje stylizacje.  Dali mi za duże szpilki i kazali wyjść na wybieg. Przygoda fajna.

- Wystąpiłabyś jeszcze w jakimś innym programie?

- Myślę, że tak, bo to jest fajna zabawa. Nie mam parcia na szkło. Ale liczy się przygoda i można poznać ciekawych ludzi.

- A w filmie?

- Jako dziecko grałam w teatrzykach. I nawet chciałam iść na aktorstwo. Jednak jako nastolatka zostałam tancerką. Myślę, że nie miałabym z tym problemu, bo przed kamerą dobrze się czuję, chociażby prowadzę zajęcia online. Na pewno musiałabym się więcej uczyć niż Artur i nie wiem, czy sprawiałoby mi to taką frajdę jak jemu. Kocham swój świat, Artur kocha swój i jakoś się uzupełniamy.

 

 

- Jak trafiłaś na plan filmowy?

- Tata jechał na casting i pojechałam z nim. Na miejscu zapytałam, czy też mogę wypełnić formularz, a tata się zgodził. I pani zapytała, czy też chcę wziąć udział w tym castingu. Zrobili mi zdjęcie, ale nie chciałam odegrać scenki. A po trzech miesiącach zadzwonili i zapytali, czy nie chciałabym zagrać w filmie. I się zgodziłam. Był przeprowadzony casting do filmu i wygrałam go.

- Jak było na planie?

- Nagrania trwały trzy dni. Rola była trudna, bo była dramatyczna. Musiałam być na planie smutna, pokazać emocje strachu i tęsknoty, i jeszcze musiałam płakać. Przez pół dnia nagrywaliśmy jedną scenę, jak wysiadam z autobusu. Posmarowali mi takim dziwnym czymś miętowym oczy, żeby wywołać łzy. Było bardzo zimno, bo minus osiem stopni. Dopiero trzeciego dnia powstała główna scena, w której miałam dialogi.

- Zagrałaś tam mały epizod, prawda?

- Tak, ale byłam traktowana jak gwiazda. Wszyscy poświęcali mi dużo uwagi.

- Jak wyglądała twoja rola?

- W scenie rozdzielali kobiety, mężczyzn i dzieci. Musiałam pożegnać się z ojcem. Ogólnie miałam mało tekstu i szybko się go nauczyłam. Bardzo mi się podobało.

- Chciałabyś dalej grać w filmach?

- Tak, ale najlepiej wesołe sceny. I fajnie, gdyby był też śnieg. No i warunek jest taki: żeby dużo płacili.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 2°CMiasto: Kędzierzyn-Koźle

Ciśnienie: 1034 hPa
Wiatr: 6 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama