Pan Piotr wskutek wylewu ma niedowład prawej części ciała. Dzięki intensywnej rehabilitacji częściowo odzyskał sprawność. Od młodzieńczych lat sport jest mu bliski. Z aktywnością fizyczną powiązał zatem swoją misję: dokonywać rzeczy niezwykłych. Na swoim koncie ma już choćby spacer dookoła Polski - kilka lat temu przemierzył nasz kraj wzdłuż jego granic. I choć pieszą wyprawę Zakopane-Hel niejednokrotnie musiał przerywać, dziś również o tym wyzwaniu może mówić już tylko w czasie przeszłym.
Zaplanowaną początkowo zaledwie na kilka tygodni wyprawę rozpoczął 11 czerwca w Zakopanem. Za cel obrał sobie promowanie zbiórki pieniędzy na leczenie 3-letniego Kuby Zajączkowskiego z Poborszowa. Chłopiec cierpi na ciężką genetyczną chorobę - nerwiakowłókniatowatość typu 1. Za pośrednictwem portalu siepomaga.pl ludzie dobrej woli wpłacili na rzecz leczenia Kubusia już niemal 1,5 miliona złotych. Wciąż jednak brakuje ok. 900 tys. zł.
W Częstochowie obfite deszcze wymusiły na panu Piotrze przerwanie podróży i powrót samochodem do Mechnicy. Tym samym środkiem transportu pod koniec czerwca dotarł miasta, w którym zmuszony był przerwać wędrówkę, by ponownie zmierzyć się z wyzwaniem. Niestety, kontuzja nogi, jakiej nabawił się w Grudziądzu, około 200 km od Helu, ponownie zmusiła pana Piotra do powrotu do domu. Trzecie podejście do osiągnięcia upragnionego celu podjął 4 września. Udając się do Grudziądza, odwiedził chorego Kubusia.
Tym razem również nie ustrzegł się problemów. Już w pierwszy dzień zmókł do suchej nitki. Choć miał zapasową parę butów, zdążyły się już zrobić odparzenia na stopach.
Żona podróżnika - pani Michaela jechała busem i go asekurowała, tak by nie musiał się martwić o noclegi. - Pierwszą noc przespaliśmy koło stacji benzynowej, drugiej nocy żona znalazła świetną miejscówkę przy jeziorze, gdzie mogliśmy się umyć. Rozpaliłem ognisko i na kolację mieliśmy pieczone kiełbaski - relacjonuje Piotr Suchan.
Grudziądz, Gniew, Pruszcz Gdański, Gdańsk, Sopot, Gdynia.
Od Gdańska z podróżnikiem szła żona. Zostawiali busa blisko stacji kolejowej i szli do miejscowości, z której jeżdżą pociągi, by wrócić po auto. - Tak że żona też przeszła ponad 100 km - szacuje pan Piotr.
Od Pruszcza Gdańskiego wędrówka była już samą przyjemnością. Szli chodnikami albo drogami rowerowymi. Trasę Gdynia - Puck przemierzyli lasami, małymi wioskami, przeszli też przez Rezerwat Przyrody "Beka".
Władysławowo i półwysep Helski - Chałupy, Jastarnia, Jurata. W końcu Hel. - Przez cały tydzień było bardzo ciekawie, każdy dzień inny. Poznaliśmy masę ciekawych ludzi, którzy pytali, dlaczego idę i w jaki sposób można pomóc Kubusiowi - wspomina podróżnik.
W błędzie jest ten, kto myśli, że nim kontynuował wędrówkę z Grudziądza na Hel, pan Piotr zajmował się wyłącznie pracą zawodową. Zaplanowana była piesza pielgrzymka do Częstochowy. Pani Michaela udała się na Jasną Górę po raz 21., jej mąż po raz 20.
- Intencji zawsze jest dużo. W sumie miałem leczyć nogę, ale nigdy nie było czasu - zawsze jakaś praca. W końcu żona powiedziała, że jak nie dojdę do Częstochowy, to mam zapomnieć, że zaliczę trasę Zakopane - Hel. Taki mały szantaż emocjonalny - mruga okiem Piotr Suchan. Do plecaka spakował większy zapas tabletek, maści przeciwbólowych i suchego lodu niż ubrań i jedzenia.
Jeszcze w niedzielę przed wyjazdem do Grudziądza wszedł z żoną na Ślężę. - Taki test wytrzymałościowy - uśmiecha się wędrowiec.
Zakończona wyprawa na Hel jest dla niego zamknięciem jakiegoś etapu w życiu. Przede wszystkim jednak pokazaniem, że robiąc coś dla siebie, można pomagać innym. Założył skarbonkę na koncie Kubusia na siepomaga.pl. Za cel postawił sobie zebranie 2 tysięcy złotych. Pod koniec było o ponad tysiąc złotych więcej.
Jakie plany przed Piotrem Suchanem? Najpierw musi się spotkać z chirurgiem i hematologiem. - A potem zobaczymy. Chciałbym w tym roku zaliczyć jeszcze jakąś górkę - zdradza.
Napisz komentarz
Komentarze