W drodze do pracy mijasz wóz z namalowaną mapą Europy, który ciągnie koń. Obok idą kobieta z mężczyzną niosącym na barana małe dziecko. A to co? - dziwisz się, zerkając nerwowo na zegarek - reklama, cyrk rodzinny czy jacyś dziwacy? - To właśnie ludzie, którzy rzucili wszystko i wyruszyli w świat.
Wielka włóczęga
Małżeństwo Francuzów - 30-letni Laurent Cuenot i 32-letnia Gudulle Le Pichon, podróżuje wozem po Europie. Towarzyszą im: Lole - 3-letnia córeczka, Camilla - koń rasy bretońskiej oraz Paquerette - pies mieszaniec. W drodze są od dwóch i pół roku. Przemierzyli już Francję, Belgię, Holandię, Niemcy, Danię i Szwecję. Do Kędzierzyna-Koźla przywędrowali w październiku tego roku. Przed nimi jeszcze długa droga, do Francji zamierzają powrócić, kiedy Lola skończy 6 lat.
Praca, metro, spanie
Na początku były tylko marzenia o podróżach i pragnienie uwolnienia się od stylu życia, określanego przez Francuzów jako - „Praca, metro, spanie”. - Chcieliśmy wyrwać się z tego, w pewnym sensie, zniewolenia - opowiada Laurent. - Zobaczyć, co jest na zewnątrz, poznać, jakie może być życie poza tym schematem.
Co innego marzyć, a co innego zrealizować - co by nie mówić - ten dość szalony pomysł. Klamka zapadła, kiedy dowiedzieli się, że ich rodzina się powiększy. - Pierwszą rzeczą, o której wtedy pomyśleliśmy - wspomina Gudulle - było to, że w podróży dziecko cały czas byłoby z nami. We Francji, w normalnym rytmie życia, kiedy rodzice przez większość dnia są w pracy, a dziecko w żłobku lub przedszkolu, bardzo mało czasu spędza się wspólnie.
Do wędrówki przygotowywali się przez rok, niektóre pomysły czerpali z książek podróżniczych, uczyli się esperanto, a kiedy Lole skończyła pół roku, sprzedali samochód i ruszyli na wyprawę po Europie.
Vive liberty
Mówią, że teraz czują się wolni i niezależni. Nie mają żadnych konkretnych planów, nigdzie się nie spieszą. - Żyjemy z dnia na dzień. Nie jesteśmy niczym skrępowani i mamy wprost niesamowitą możliwość wyboru - wyznaje Laurent.
Przede wszystkim chcemy dowiedzieć się, jak wygląda życie innych ludzi - dodaje Gudulle. - Dlatego bardzo ważne dla nas jest, żeby w każdym kraju włączyć się w zwyczajne, codzienne życie jego mieszkańców.
W nawiązywaniu kontaktów pomaga im esperanto. Dwie zimy spędzili właśnie u ludzi, którzy mówią tym językiem. Ostatnio przez 5 miesięcy mieszkali w małej wiosce w Szwecji, gdzie sympatycznemu esperantyście pomagali przy renowacji domu.
Mówią, że w każdym kraju spotykają życzliwych i przyjaznych im ludzi.
- Niektórzy są wyjątkowo gościnni. Zapraszają nas - „Chodźcie spać do domu, co będziecie się cisnąć w wozie”. Jest to bardzo miłe, ale prawdę mówiąc, zdarza się, że musimy w trójkę cisnąć się na wąskiej kanapce, kiedy w wozie mamy wielkie łóżko - śmieje się Gudulle.
Wóz zbudował samodzielnie Laurent. W środku jest przestronnie, na ścianach wesołe, kolorowe tapety. Rozkładany stolik, który nocą zamienia się w wygodne łóżko, fotele ze schowkami na ubrania, zlew, kuchenka i grzejnik na gaz. Natomiast Lole uważa, że rzeczą najbardziej godną uwagi w wozie jest lalka, którą z dumą nam przedstawia.
I to jest wszystko, czego rodzina obieżyświatów potrzebuje do życia. A pieniądze? Wiadomo, że szczęścia nie dają, ale...
Portfel wagabundów
Dwa tysiące franków na każdy rok podróżowania, przekazuje starostwo ich rodzinnego miasta Les Sables d’Olonne. Nie jest to wielka suma - około 600 zł na miesiąc. Mimo, że rodzina i przyjaciele wspomagają ich paczkami, muszą zarabiać sami. Szukają dorywczej pracy, sprzedają drobne przedmioty, które sami wytwarzają - bransoletki, portfele i inne niedrogie, ale oryginalne gadżety. Organizują pokazy prezentujące ich życie w domach kultury, szkołach, klubach esperantystów.
Cztery razy do roku przygotowują również własną gazetkę. - Chcemy, żeby inni ludzie dowiedzieli się o naszej podróży i pomyśleli - „Skoro im się udało, dlaczego i my nie mielibyśmy spróbować?” - mówi Laurent.
Może rzeczywiście warto się nad tym zastanowić w wolnej chwili? Dzisiaj, niestety, nie masz na to czasu, musisz koniecznie załatwić mnóstwo pilnych spraw. Może jutro? Jutro budzik zerwie cię o 6.00 rano, wstaniesz zaspany i...
Tekst pochodzi z Gazety Lokalnej nr 21 z 20.10.1999 r.
Napisz komentarz
Komentarze