To były zawody najwyższej rangi, rozgrywane w ramach rywalizacji Ironman Pro Series 2024. Uczestnicy mieli do pokonania kosmiczny dla wielu dystans, najpierw 3,8 km pływania, następnie 180 km jazdy na rowerze i na koniec trzeba było jeszcze przebiec maraton, a więc 42,2 km. Na starcie stanęło wiele, bardzo dobrych zawodniczek z europejskiej czołówki. W tym gronie Ewa Komander uplasowała się na 13. pozycji z rezultatem 9 godzin 31 minut i 34 sekund. Zwyciężyła Brytyjka KatMatthews z czasem 8.24,23, drugie miejsce zajęła Els Visser z Holandii (8.32,29), a trzecie Ruth Astle z Wielkiej Brytanii (8.38,07). Kilka zawodniczek nie ukończyło trasy.
- Do tego startu nie miałam jakichś wielkich oczekiwań. Po prostu chciałam ukończyć zawody, choć oczywiście na jak najlepszej pozycji. Trzy poprzednie podejścia do Ironmana niestety kończyły się dla mnie dyskwalifikacją - przyznała Ewa Komander. - W tym roku moje przygotowania również wyglądały inaczej. Trenuję troszkę mniej, bo pracuję zawodowo i nie mam już tyle czasu. Do 25 km na biegu plasowałam się jeszcze w czołowej dziesiątce, natomiast po 35 km zaczęłam tracić pozycję. Serce chciało, ale nogi już miały dość. Cieszę się że dotarłam do mety. Osiągnięty czas nie jest to moim najlepszy wynik na tym dystansie, ale wiem że dla niektórych to szczyt marzeń - dodała triathlonistka z Kędzierzyna-Koźla.
Rywalizację mężczyzn wygrał Hiszpan Antonio Benito Lopez wynikiem 7.36,38. Z trzech startujących Polaków dwóch nie ukończyło trasy (Robert Wilkowiecki i Piotr Lawicki), a Tomasz Brembor został zdyskwalifikowany.
Napisz komentarz
Komentarze