Pan Bronek postanowił opowiedzieć ją czytelnikom „Lokalnej”. Otóż osiem lat temu wyruszył wraz z kolegą na Ukrainę. Spędzili tam kilka dni. W jednym z gospodarstw zobaczyli starą wołgę GAZ-21 z 1960 roku. Stała w szopie, przywracając wspomnienia sprzed lat. Choć wołgi, zwłaszcza te czarne, nie kojarzą się dobrze nie tylko nad Wisłą, to - jak większość samochodów - potrafią zaciekawić, a nawet zachwycić.
- Wszedłem wtedy do tej szopy i od razu przypomniałem sobie stare dzieje. Zakochałem się w tym aucie od pierwszego wejrzenia. Wróciłem do Polski, sprawę na spokojnie przemyślałem i doszedłem do wniosku, że jednak muszę mieć to auto. Zadzwoniłem do Bogdana, właściciela wołgi, i poinformowałem go, że chciałbym kupić ten samochód. Zgodził się, deklarując, że przygotuje auto do sprzedaży - wspomina pan Bronek.
Pasjonat motoryzacji z Januszkowic, który powoli zbliża się do siedemdziesiątki, był przeszczęśliwy, kiedy osiem lat temu kupił to auto. Czekała go ciężka i niełatwa praca, by przywrócić wołgę do życia.
- Remontowałem ją wraz ze swoim serdecznym przyjacielem Heńkiem przez trzy i pół roku. Na same tylko części wydaliśmy około 40 tys. zł. Nie liczę oczywiście naszego czasu i robocizny. Nie poddawaliśmy się, choć nachodziły nas chwile zwątpienia. Jak mieliśmy dość, to przerywaliśmy na 2-3 dni. Rozebraliśmy to auto na części, przeprowadziliśmy m.in. remont kapitalny silnika - przyznaje z dumą nasz rozmówca. - Bogdan na bieżąco dosyłał nam z Ukrainy części samochodowe do wołgi. Wbrew pozorom nie było żadnych problemów z ich pozyskaniem. Były dostępne, a poza tym te na Ukrainie są znacznie tańsze od tych, które można kupić w Polsce. U nas przebitka jest nawet 300 procent. Jeździłem do Rzeszowa bądź Przemyśla lub na samą granicę, czekając na niego nawet i dwa dni. Teraz jest dużo łatwiej, ponieważ Bogdan ma dwie ciężarówki, które dwa razy w miesiącu jeżdżą do Pragi. Podjeżdżam więc na autostradę A4 i Bogdan przywozi mi wszystko, co potrzebuję do starej wołgi, od błotnika aż po lampy.
Należy się order
Sprzedawca wołgi z Ukrainy na widok wyremontowanego pojazdu przyznał, że nasi mechanicy za taki remont dostaliby w jego kraju order.
- Powiedział, że to jest niemożliwe, żeby ze starego grata zrobić takie cacko. Na Opolszczyźnie nie ma drugiej takiej wołgi w tak doskonałym stanie. Wiele osób jest zaskoczonych, widząc mojego klasyka na drodze. Na zlotach samochodowych podchodzą do mnie różni ludzie i przy okazji wspominają dawne czasy związane z tymi modelami. Opowiadają, że ich dziadek bądź ojciec jeździł niegdyś taką wołgą. Mało kto mógł sobie pozwolić na takie auto, bo było dostępne wyłącznie dla ludzi majętnych. Ten model wołgi ma kierownicę wykonaną z kości słoniowej. To były auta głównie dla dygnitarzy i po ulicach jeździło ich naprawdę niewiele - wyjaśnia pan Bronek.
Jest również właścicielem dwóch innych radzieckich modeli. To wołga GAZ-24, którą najczęściej można było spotkać w roli taksówki, gdyż posiadała obszerne wnętrze. Produkowano ją w latach 1967-1985. Natomiast trzecia wołga w garażu pana Bronka to GAZ-24-10, czyli zmodernizowana wersja modelu GAZ-24, produkowana w latach 1985-1993.
- Ostatnia z wymienionych nie ma już wystających klamek, tylko kasetowe, posiada inną deskę rozdzielczą i siedzenia z mercedesa. Te dwie ostatnie wołgi jeszcze remontuję. Zamierzam to zrobić porządnie. Jak już się za coś zabieram, to solidnie, bo owszem kaszankę lubię, ale z cebulką na patelni - dodaje pan Bronek.
Od lat jeździ z kolegami na różne imprezy czy zloty starych samochodów. Uczestniczy też w zbiórkach charytatywnych, by wesprzeć potrzebujących. Przykładowo 28 stycznia był z kolegami na opolskim rynku, kwestując w 32. Finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Jak zwykle należąca do niego wołga GAZ-21 zrobiła furorę.
Poniżej dwa filmiki prezentujące wołgę pana Bronka w drodze na 32 finał WOŚP
Auto nie na sprzedaż
Byli zainteresowani jej kupnem.
- Chociażby podczas uroczystości z okazji 800-lecia Nysy. Podszedł do mnie mieszkaniec Poznania, który powiedział mi, że jego dziadek miał taką wołgę i chciałby ją ode mnie odkupić. Odparłem, że auto nie jest na sprzedaż. Zaproponował, że jest w stanie za nią zapłacić do 100 tys. zł. Miło mnie zaskoczył, bo to była dobra oferta, ale ostatecznie transakcja nie doszła do skutku - wspomina pan Bronisław. - Z kolei na święcie caravaningu w Grodźcu rosły i barczysty facet postanowił zrobić sobie zdjęcie w mojej wołdze. Stałem wtedy koło kolegi, który tuż przy moim samochodzie zaparkował trabanta, co uniemożliwiało nieco szersze otwarcie drzwi. Powiedziałem temu dżentelmenowi, że z uwagi na jego gabaryty, trudno mu będzie przecisnąć się do środka samochodu. Odparł, iż rzadko kto mu czegokolwiek odmawia i jeszcze raz zwrócił się z prośbą o umożliwienie zrobienia tej fotki, jak siedzi za kierownicą. Powiedziałem mu, żeby przyszedł za pół godziny. Faktycznie, przyszedł po 40 minutach. Mój kolega stwierdził wtedy, że lepiej będzie przestawić jego auto dla świętego spokoju i spełnić marzenie budzącego respekt miłośnika motoryzacji. Popchaliśmy trabanta do przodu, otworzyliśmy na oścież drzwi mojej wołgi i facet wszedł do środka. Zmieścił się, choć brzuch miał na kierownicy. Przyszła jego żona z dwoma mniej więcej 10-letnimi synami i porobiła mężowi zdjęcia na pamiątkę. Na koniec, zadowolony, powiedział, że dla chcącego nic trudnego i w ramach wdzięczności dał mi parę groszy na dobrą kawę. Okazało się, że ten pan przyjechał z Bydgoszczy i jest producentem paneli fotowoltaicznych - opowiada z uśmiechem nasz rozmówca.
Pan Bronek potwierdza, że na zlotach samochodowych panuje miła i przyjazna atmosfera. Każdy chętnie rozmawia, coś podpowie, doradzi.
- W Głuchołazach jeden kierowca podszedł do mnie, mówiąc, że ta wołga nie będzie jeździć, bo ona „stroi focha” i będzie wiecznie „prychać”. Zapytałem, o co chodzi. Odpowiedział, że nie dolewam specjalnego dodatku do benzyny. Wytłumaczył, że stare modele wymagają paliwa z ołowiem. Takich dodatków nie ma już na stacjach benzynowych. Udało mi się to jednak kupić i na pełny bak paliwa dolewam około 50 ml substytutu z ołowiem. No i teraz mam spokój, bo silnik chodzi idealnie. Zatem dobrze mi ten człowiek doradził. Choć jestem doświadczonym kierowcą z PKS-u, to o tym zapomniałem - dodaje pan Bronek.
Z kolei w maju 2021 roku był z kolegą na zlocie zorganizowanym w Berlinie. Wydarzenie to na długo pozostanie w jego pamięci.
- Na międzynarodowy zlot starych samochodów, motocykli i motorowerów zostaliśmy zaproszeni przez firmę ADAC. Pojechałem tam z kolegą, Jankiem Płonką. On starym mercedesem, a ja swoją wołgą - wspomina pan Bronek. Wypożyczyłem na tę okazję autolawetę i pomoc drogową, żeby dotrzeć na miejsce bez ponoszenia zbyt wygórowanych kosztów. Oczywiście wołga jest sprawna, ale koszt paliwa, żeby dojechać do Berlina, byłby bardzo wysoki. To był dwudniowy zlot, w którym uczestniczyło 6500 pojazdów na 25-hektarowym parkingu. I była tam tylko jedna taka wołga i zaledwie jeden taki mercedes, którymi dotarliśmy na to wydarzenie. Nikt inny nie mógł pochwalić się takimi właśnie modelami. Zrobiliśmy tam furorę. Ludzie do nas podchodzili i byli naprawdę zaciekawieni. Było tam też bardzo wiele samochodów, których nigdy wcześniej nie widziałem. Przyjęto nas bardzo życzliwie, mamy co wspominać. Kolega Janek nakręcił przy okazji ciekawy filmik, który zawsze oglądam z uśmiechem na ustach. Gdy przemykaliśmy drogami, obcy ludzie machali do nas z wiaduktów, a na stacjach benzynowych robili sobie zdjęcia z naszymi klasykami - kończy pan Bronek.
Motoryzacyjne ciekawostki
Warto przy okazji dowiedzieć się nieco więcej na temat historii produkcji samochodu, którego posiadaczem jest pan Bronek.
Otóż wołga GAZ-21 (początkowo wołga M-21) była samochodem osobowym klasy średniej wyższej, produkowanym w radzieckich zakładach GAZ w Gorkim w latach 1956-1970. To pierwsza generacja modelu wołga.
Oprócz sedana GAZ-21 produkowano też kombi GAZ-22 i specjalną, mocniejszą wersję GAZ-23. Samochód ten eksportowano m.in. do krajów zachodnich. Oprócz użytku prywatnego powszechnie używany był jako taksówka i samochód służbowy dla funkcjonariuszy państwowych w krajach bloku wschodniego, w tym również w Polsce.
GAZ M-21 Wołga był następcą samochodu M-20 Pobieda, który był projektem z czasów II wojny światowej i w latach 50. był już konstrukcją mało nowoczesną. Prace nad nowocześniejszym samochodem średniej klasy rozpoczęto w zakładach GAZ w 1951 roku, jeszcze pod kierunkiem głównego konstruktora, Andrieja Lipharta (zdjętego następnie z tego stanowiska pod zarzutem „kosmopolityzmu” w 1952 roku). Wiodącym konstruktorem samochodów osobowych GAZ był wówczas Władimir Sołowiow, mimo to projekt wołgi powierzono młodemu inżynierowi Aleksandrowi Niewzorowowi.
Dla ułatwienia produkcji zachowano ten sam rozstaw osi, co w M-20 (2700 mm), lecz nowy samochód otrzymał obszerniejsze wnętrze i większy bagażnik (był dłuższy i szerszy od poprzednika). Dzięki panoramicznym wygiętym szybom, zastosowanym po raz pierwszy w radzieckim samochodzie z przodu i tyłu, wnętrze było jaśniejsze i lepsza była widoczność. Pod względem mechanicznym samochód miał otrzymać nowy, mocniejszy silnik górnozaworowy oraz, po raz pierwszy w ZSRR, automatyczną skrzynię biegów. Jednostka napędowa wykonana przy użyciu stopów aluminium była przy tym lżejsza.
Wstępny projekt samochodu był gotowy w listopadzie 1953 roku. Projektantem nadwozia o dynamicznej i w tamtym czasie nowoczesnej linii był Lew Jeriemiejew. Odpowiadało ono modzie samochodowej pierwszej połowy lat 50. W jego przypadku dopatrywano się inspiracji wzornictwem amerykańskich nowych modeli Forda (Ford Mainline z lat 1952-1954), chociaż nadwozie wołgi nie było ich kopią i miało własny, rozpoznawalny styl.
Do 1970 roku zbudowano ogółem 639 478 wołg pierwszego modelu (wraz z wersją kombi). M-21 Wołga była jedynym samochodem średniej klasy produkowanym w tamtym czasie w ZSRR, plasującym się pomiędzy popularnymi modelami moskwicza a luksusowymi limuzynami służbowymi GAZ-13 czajka, nieoferowanymi na rynku prywatnym. Posiadanie wołgi było szczytem ambicji zwykłych obywateli, a z racji komfortu, pojemności i rozkładanych siedzeń samochód ten szczególnie dobrze nadawał się do turystyki zmotoryzowanej, która w tym okresie stała się popularna w ZSRR. Oprócz użytkowników prywatnych wołgi były powszechnie spotykane jako samochody służbowe w instytucjach państwowych i organizacjach partii komunistycznej, używane przez funkcjonariuszy niższego i średniego szczebla – typowo w kolorze czarnym. Znaczącym użytkownikiem były resorty siłowe – milicja (oznakowane i nieoznakowane radiowozy, także silniejszych wersji S), państwowa inspekcja drogowa GAI, KGB (także w specjalnej wersji GAZ-23).
Napisz komentarz
Komentarze