Były to dzieci uczęszczające do szkółki jeździeckiej Stadniny Koni na Wyspie w Kędzierzynie-Koźlu.
- Najpierw pojechaliśmy pociągiem do Płocka, a stamtąd do pobliskiego Ośrodka Wypoczynkowo-Jeździeckiego Soczewka. Dzień wcześniej na miejsce dotarły nasze konie i sprzęt jeździecki, z którym nasze dzieci mają do czynienia na co dzień. Dzięki temu czuły się tam jeszcze raźniej, choć spędzały wakacyjny czas z dala od domu - opowiada Paweł Marcinkowski ze Stadniny Koni na Wyspie w Kędzierzynie-Koźlu. - Mieszkaliśmy w ośrodku z którym jestem zaprzyjaźniony i dobrze go znam jeszcze z czasów, kiedy sam jeździłem tam na obozy jeździeckie. Zawsze jeździmy tam na początku wakacji. Ten region, to moje rodzinne strony, gdzie zawsze chętnie wracam, a teraz zabieram grupę z Kędzierzyna-Koźla, pokazując jej gdzie uczyłem się jeździć konno. To taki mój powrót do korzeni. Niektórzy z moich podopiecznych już po raz trzeci odwiedzili to miejsce.
Nasz rozmówca przyznaje, że przygotowania do takiego wyjazdu trwają co najmniej trzy tygodnie. Ale warto, bo dzieci nigdy się tam nie nudzą.
- Nie ograniczaliśmy się tam wyłącznie do jeździectwa. Owszem każdego dnia jeździliśmy po przygotowanych przez tamtejsze nadleśnictwo szlakach konnych liczących około 200 kilometrów. Ale tuż obok mieliśmy jezioro, zatem kąpaliśmy się w nim, pływaliśmy na rowerach wodnych, kajakach i łódkach. Były gry, zabawy, ogniska. Dzieci nie tylko uczyły się jeździć konno i skakać przez przeszkody, ale też karmiły i czyściły konie, sprzątały ich boksy - wylicza Paweł Marcinkowski. - Ośrodek ten podczas naszego pobytu gościł także dzieci i młodzież z całej Polski. Niektórzy przyjeżdżają tam na kolonie, a nie tylko na obozy jeździeckie. Dołączyło też do nas pięć osób z Warszawy. Żeby było ciekawiej, to dzieci, które mają swoich dziadków w Kędzierzynie-Koźlu. Ponadto byli również uchodźcy z Ukrainy. Zwiedzaliśmy Płock z jego starówką i pięknym ZOO. Dzieci były bardzo zadowolone z wizyty na Mazowszu. Poznały nieco historię tej części Polski.
Warto dodać, że grupa z Kędzierzyna-Koźla odwiedziła też ostatnio Islandię, gdzie spędziła na tej pięknej wyspie 10 dni. Na miejsce dotarła samolotem, który wystartował z Krakowa z lądowaniem na największym na Islandii lotnisku w Keflavíku.
Sam pobyt polskiej grupy, która przybyła tam na obóz jeździecki obfitował w mnóstwo niespodzianek i emocji, ponieważ w pierwszej połowie lipca na półwyspie Reykjanes, w południowo-zachodniej części Islandii, wybuchł wulkan Fagradalsfjall emitując toksyczny gaz. Dwa lata temu wybuch tego wulkanu położonego w pobliżu stolicy kraju Reykjaviku, spowodował wstrzymanie wszystkich przylotów i odlotów z międzynarodowego lotniska Keflavik, stąd wśród kędzierzyńsko-kozielskiej grupy zrodziła się duża niepewność.
- Mieliśmy nie wracać do Polski, bo groziło całkowite wstrzymanie ruchu powietrznego - opowiada Paweł Marcinkowski.
Jednak tym razem z powodu dymu, zdecydowano się zawiesić jedynie loty krajowe z Keflaviku. Więcej o islandzkim epizodzie opowiemy w najbliższych dniach.
Napisz komentarz
Komentarze