Zgodnie z zapisami w obowiązującej umowie najmu, LKJ "Lewada" Zakrzów może prowadzić działalność w GOSiR-ze do 31 grudnia 2022 r. Stawia to uznany w świecie jeździeckim klub przed niebywale trudnymi decyzjami.
Samorząd czyni starania, by przyciągnąć do zakrzowskiego kompleksu nowy podmiot.
Zawirowania wokół ośrodka sprawiły, że związani z "Lewadą" aktorzy i artyści - którzy od niemal 25 lat zjeżdżają na Jeździeckie Mistrzostwa Gwiazd - Art Cup - zastanawiają się, czy i za rok zawitają w naszym powiecie.
***
Swoimi przemyśleniami w bardzo osobistej rozmowie podzieliła się z nami 13 listopada Katarzyna Dowbor.
- Na jakim etapie jest pani, jeśli chodzi o formalne zrzeczenie się tytułu Honorowego Obywatela Gminy Polska Cerekiew?
- Muszę się zorientować, jak to się robi, bo jeszcze nigdy w życiu nie oddawałam takiego zaszczytu. Chyba będę musiała wysłać do władz gminy Polska Cerekiew oficjalne pismo, w którym podziękuję i zrezygnuję z tego znaczącego wyróżnienia.
Uważam, że gmina zachowuje się bardzo nieelegancko. Kiedy otrzymałam ten tytuł, byłam bardzo dumna. Wówczas od kilku lat współpracowałam z "Lewadą". Przepełniała nas duma z tego, co już udało się zrobić.
W pewnym momencie dowiaduję się, że samorząd - po tylu latach, wiedząc doskonale, że tak naprawdę tego ośrodka nie byłoby, gdyby nie Andrzej Sałacki (obecnie menedżer GOSiR-u - red.) - próbuje pozbyć się twórców sukcesu.
Znam kulisy sprawy, gdyż jestem związana z klubem z Zakrzowa od 25 lat. Pamiętam nasze rozmowy, kiedy nie było jeszcze wiadomo, czy gmina otrzyma pieniądze unijne na budowę ośrodka w Zakrzowie. Wszyscy się nad tym tematem pochylaliśmy, staraliśmy się.
Pamiętam, jak przez wiele lat w gabinecie Andrzeja rozłożony był projekt tego ośrodka. Wszyscy powątpiewali w to, że uda się go zrealizować. Gdyby nie upór i konsekwencja Andrzeja w dążeniu do celu, ten kompleks by nie powstał.
- Można wysunąć argument, że prawo do kierowania losami ośrodka, posiadania ostatniego słowa w jego sprawie ma gmina. Bo to samorząd jest przecież jego dysponentem.
- Oczywiście. Istnieje jednak coś takiego jak dobre wychowanie, poczucie wdzięczności dla kogoś, kto włożył dużo pracy, swojego czasu, siły w to, żeby taki ośrodek zaistniał.
Andrzej jest z Krakowa, na tych terenach pojawił się wiele lat temu. Udało mu się sprawić, że o Zakrzowie jest głośno w całej Polsce.
Pamiętam czas, gdy poprosiłam kolegów, żeby przyjechali na pierwszy Art Cup. Pytali, gdzie to w ogóle jest.
To Andrzej i Anetta Sałaccy są ojcami tego sukcesu. Wystarczyło, że rzuciłam jakiś pomysł. Do głowy mi nie przyszło, że Andrzej tak konsekwentnie to zrealizuje. Tak było z Art Cup. I tak jest z ośrodkiem.
Najgorsze w tym wszystkim jest - nie umiem tego zrozumieć - że gmina zupełnie pominęła "Lewadę" w negocjacjach.
- Z Art Cup to pani jest najbardziej kojarzona. Jest pani twarzą tego wydarzenia.
- Jest taki tekst piosenki: "Bo do tanga trzeba dwojga". I dokładnie tak było w początkach tej imprezy. W dobrym momencie się dogadaliśmy. Ja po prostu sprowadziłam znajomych, kolegów, przyjaciół do Zakrzowa.
I wie pan, na pierwszych mistrzostwach było nas jedenaście osób. I to uproszonych, żeby do Zakrzowa w ogóle zechcieli przyjechać. Za rok byłyby już 25. mistrzostwa, ale nie wiemy, co będzie.
Kto robi imprezy przez 25 lat z takim powodzeniem? W tej chwili moi koledzy artyści biją się o to, kto ma przyjechać do Zakrzowa. Proszą, dzwonią. To niesamowite.
Mogłabym mieć nawet milion pomysłów. Ale ktoś musiałby je jeszcze zrealizować. Takimi osobami są Anetta i Andrzej Sałaccy. Ludzie pracowici i sprawczy.
- Z pewnością decyzja o rezygnacji z tytułu, o którym rozmawiamy, nie była łatwa.
- Oczywiście, że nie była. Społeczność gminy Polska Cerekiew jest fantastyczna.
W Polskiej Cerekwi przecież remontowaliśmy z ekipą Polsatu mieszkanie rodziny w potrzebie ("Nasz nowy dom" - red.). Byłam niezwykle dumna, że w jakiś sposób mogę się odwdzięczyć również tej społeczności.
Kiedy tu przyjeżdżam, zawsze spotykam się z bardzo miłymi reakcjami ze strony mieszkańców. W ogóle lubię Polską Cerekiew. To przepiękne miejsce.
Kiedy wchodziliśmy do Unii Europejskiej, odbyło się wielkie przedstawienie Adama Hanuszkiewicza w zamku w Polskiej Cerekwi. Również na nim byłam.
Ja się czuję po prostu związana z tym miejscem. Przyjeżdżam do niego od 25 lat. Nie tylko na Art Cup, ale i prywatnie. Czterysta kilometrów w jedną stronę, bo chciałam tu być.
Dlatego nie mogę pojąć, dlaczego władza tak się zachowuje, dlaczego nie szanuje się tych, którzy szanują nas.
- Tym bardziej nie wyobrażam sobie, żeby pani przyjaźń z "Lewadą" przestała istnieć.
- Absolutnie. Napisałam w swoim poście, że Art Cup możemy zrobić wszędzie. Bo to nie miejsce jest ważne, tylko ludzie.
A tymi ludźmi są Sałaccy i ich klub. Mam swoje konie. Funkcjonuję w środowisku jeździeckim. I widzę, jaki szacunek ma w nim Andrzej. Zresztą u niego szlifowałam umiejętności jeździeckie.
Macie na swoim terenie trenera kadry narodowej. Jedyną osobę, która jest w światowym klubie najlepszych trenerów. To nie jest szeregowy nauczyciel jazdy konnej czy instruktor, a trener, który na całym świecie cieszy się respektem. I to on wybrał Opolszczyznę, Zakrzów.
Proszę zobaczyć, ile spektakli, ilu artystów z najwyższej półki było w Zakrzowie. Andrzej Sałacki jest naszym przyjacielem. To dla niego przyjeżdża na Art Cup Andrzej Grabowski. Mimo że sam nie jeździ konno, odwiedza Zakrzów dla "Sałaty". Tak samo jest w przypadku Emilii Krakowskiej.
Sałaccy tworzy tę atmosferę, starają się, aby wszyscy byli zadowoleni, a Zakrzów żył. Rozbrzmiewał nie tylko końskimi imprezami, ale i skierowanymi do ludzi niekoniecznie lubiących jeździectwo.
Takim ludziom daje się medale, a nie ich pozbywa.
Wspomnę o jeszcze jednej rzeczy, która według mnie dobrze świadczy o Sałackich. Mam konia z "Lewady". Dziś to już staruszka. Jego wcześniejszą właścicielką była Anna Małecka - wieloletnia prezes "Lewady".
Ania zginęła 18 lat temu w wypadku w Polskiej Cerekwi. Pochowana jest w Zakrzowie. Kto dba o jej grób? Anetta z Andrzejem. Oni troszczą się o swoich przyjaciół. Z Zakrzowem związali swoje życie.
Napisz komentarz
Komentarze